Odwiedziłem Matkę Czacką. Modliłem się przy jej prostym, drewnianym sarkofagu. Dotykałem jej habitu, różańca, maszyny, na której pisała brajlem. Oczywiście, bywałem w Laskach i wcześniej, ale aura nadchodzącej beatyfikacji jakoś to miejsce odmieniła. Te zwyczajne przedmioty nabierają szczególnego wyrazu i przenoszą niejako w inny wymiar, skłaniając do zadumy nad tym, jak zwyczajne są znaki świętości i jak niewiele potrzeba człowiekowi wielkiemu duchem. Prosty habit, zwyczajny różaniec, skromne sandały, surowe łóżko. Duchowa potęga tej zwyczajnej-niezwyczajnej zakonnicy znalazła wyraz w prostocie. Niby żadne to w Kościele novum, ale na tle świata, który ubóstwia posiadanie, gromadzenie, używanie, ta Laskowa apoteoza prostoty jest zuchwałą prowokacją, choć to przecież „prowokacja” milcząca i nieszukająca rozgłosu.
Ta beatyfikacja powinna stać się dla Kościoła w Polsce zachętą do odkrycia na nowo trzech duchowości, na których opiera się założone przez Matkę Czacką Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebniczek Krzyża. Z franciszkańskiej czerpie m.in. życie według Ewangelii, prostotę i ubóstwo, miłość Chrystusa Ukrzyżowanego; z dominikańskiej – głównie poprzez bliski ks. Korniłowiczowi tomizm z jego realizmem i obiektywizmem – widzenie świata we właściwym porządku i hierarchii; z benedyktyńskiej natomiast – umiłowanie liturgii, przez którą człowiek uwielbia Boga i uświęca siebie. Tak tłumaczyła mi to w Laskach obecna matka generalna, następczyni błogosławionej Założycielki.
Przed nami nieco ponad dwa miesiące do beatyfikacji Matki Czackiej. Myślę, że gdybyśmy to wydarzenie potraktowali poważnie, to możemy odkryć, że ta zakonnica daje nam recepty na różne nasze współczesne deficyty. W tym na brak prostoty, pokory, służebności, którymi Kościół powinien przecież emanować, a dzięki nim – prawdziwie owocować. Prawdziwie, a więc orientując się głównie na ewangeliczne świadectwo, rozbudzanie ducha wiary, praktykowanie miłości bliźniego, niekoniecznie zaś na różne, widoczne gołym okiem „dzieła”.
Tak, pozostały nam dwa miesiące na uświadomienie sobie, do czego zobowiązuje nas ta beatyfikacja, równoczesna z wyniesieniem na ołtarze kard. Stefana Wyszyńskiego, który przecież doskonale Matkę Czacką znał, a do Lasek przyjeżdżał także po śmierci tej podziwianej przez siebie kobiety. A zobowiązuje nas do czerpania z ducha Lasek. Nie chodzi tu o wystawianie na piedestał jakiegoś pojedynczego dzieła, charyzmatu, stylu. Powrót do Lasek oznacza przecież powrót do źródeł Ewangelii – do jej prostoty, do modlitwy, do ubóstwa, do zaufania Bogu, do miłości okazywanej najbardziej potrzebującym, którymi w Laskach są niewidomi na ciele, ale, co Matka zawsze podkreślała, także ociemniali na duszy.
Bardzo potrzebujemy takiego powrotu do źródeł, którego Laski są pięknym owocem. Bo potrzebny jest nam powrót do prostoty, ubóstwa, właściwej hierarchii spraw, do praktykowania miłości bliźniego, zanurzenia w liturgii. Oby 12 września odmieniło się oblicze ziemi. Tej ziemi.