Amerykański ilustrator Warner Sallman w 1940 r. namalował twarz Chrystusa. Wygląda na to, że miliony ludzi na całym świecie uznały, że właśnie tak wyglądał Jezus. Wizerunek zatytułowany Głowa Chrystusa jest najczęściej powielanym obrazem religijnym ze wszystkich, jakie powstały. Szacuje się, że sprzedanych zostało dotąd pełnowymiarowych 500 mln kopii, które zawisły w kościołach, kaplicach, domach modlitwy i różnych miejscach kultu, nie licząc odbitek na przeróżnych przedmiotach, takich jak zegary ścienne. Sallman był ewangelikiem, co miało duży wpływ na to, jakiego Chrystusa pokazał. Był to Jezus wymuskany, z uczesaną blond brodą i długimi jasnymi włosami opadającymi na ramiona. Hasło protestantów „Jezus jest moim najlepszym przyjacielem” potrzebowało właśnie takiego Boga: miłego, czystego, znajomego. Sallman wyrysował go hiperrealistycznie, stylizując obraz na modną wówczas portretową fotografię studyjną. Nie był to Jezus cierpiący na krzyżu ani Jezus mistrzów renesansu. Trudno się przecież przyjaźnić z kimś, kto cierpi, albo kto żył dawno temu. Głowa Chrystusa Sallmana poprzez nawiązanie do fotografii sprawiała wrażenie teraźniejszości, i o to właśnie chodziło. Twarzą młodzieńca z Kalifornii obdarzył Sallman Jezusa na innych popularnych obrazach: Jezus w Getsemani, Jezus pukający do drzwi serca, Pan jest moim pasterzem. Dlaczego o tym piszę? Żeby pokazać, jak bardzo naszą zachodnią wyobraźnią zawładnął taki wizerunek. Oleodruki lukrowanego Jezusa wiszą w naszych świątyniach do dziś. Dlatego tak trudno rozpoznać Jezusa w cierpiącym, a zwłaszcza w bezdomnym.
Mt 25
Kanadyjski rzeźbiarz Timothy P. Schmalz zadał sobie pytanie: jak Jezus chciałby zostać przedstawiony? Słynne jest powiedzenie: „What would Jesus do?”, czyli „Co zrobiłby Jezus?”, a Schmalz wymienił je na: „What would Jesus look like?”, czyli „Jak wyglądałby Jezus?”. Czy przypominałby siebie z obrazu Sallmana? Miłego, łagodnego, ślicznego, słodkiego mężczyznę? Czy czytając Ewangelię, właśnie takim Go widzimy? Schmalz, głęboko wierzący katolik, oczywiście zajrzał do Biblii i przeczytał fragment Ewangelii św. Mateusza: „Bo byłem głodny, a nie daliście mi jeść, byłem spragniony, a nie daliście mi pić, byłem przybyszem, a nie przyjęliście mnie, byłem nagi, a nie przyodzialiście mnie, byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście mnie” (Mt 25, 42–43). Pewnego dnia, a było to Boże Narodzenie, Timothy zobaczył bezdomnego leżącego na ławce, przeszedł obok niego. Ten widok go poruszył. Nie dlatego, że widział bezdomnego po raz pierwszy, było ich wielu w Toronto, po prostu właśnie wtedy po raz pierwszy pomyślał: „To jest Jezus”. Wkrótce po tym wydarzeniu zaczął bezdomnych dostrzegać, patrzeć na nich inaczej, widzieć ich cierpienie, lęk i bezradność. „Chciałem, żeby inni poczuli to, co ja”. W ten sposób przyszedł pomysł na rzeźbę Jezusa bezdomnego. To postać leżąca na ławce, całkowicie przykryta kocem narzuconym też na głowę, tak jakby tylko w ten sposób mogła spać, odgradzając się od świata. Dokładnie w tej pozycji leżał ów bezdomny w Toronto. Spod koca wystają gołe stopy, a na nich ślady ran Chrystusa. Rzeźba w brązie powstała w 2013 r., miała być ustawiona przed katedrą w Toronto i Nowym Jorku, jednak po konsultacjach biskupi tych miejsc odmówili. Nie byli wtedy gotowi, uważając, że taki wizerunek Chrystusa jest zbyt kontrowersyjny. Pewnie byli przyzwyczajeni do Chrystusa triumfującego, pełnego chwały, siedzącego na tronie. Przez ponad rok Jezus bezdomny był naprawdę bezdomny – komentował potem tę decyzję artysta. Rzeźbę za to przyjął wydział teologiczny uniwersytetu w Toronto, którego rektor, jezuita ks. Ray Larisey (zmarł na COVID-19 w zeszłym roku) był wielkim fanem tego przedstawienia. Wkrótce potem przyszły kolejne zamówienia z różnych kościołów w Stanach Zjednoczonych i Kanadzie, a potem z Europy. Dotąd odlewy stoją w ponad stu miastach, także w Watykanie, gdzie rzeźbę zainstalowano przed urzędem jałmużnika papieskiego w 2016 r.
Na zarzuty, że to wizerunek zbyt szokujący, Schmalz odpowiada, że przecież cała Ewangelia jest szokująca. Radykalizm Chrystusa powinien wstrząsać. „Chciałbym, aby moje rzeźby przypominały ludziom o świętości ludzkiego życia. Jezus powiedział, że ilekroć pomagasz jednemu z najbardziej wykluczonych, jednemu z połamanych, pomagasz Jemu. I to jest rewolucyjna zmiana w historii religii i w historii świata” – mówi artysta.
Hbr 13
Cytowany powyżej fragment Ewangelii natchnął Schmalza do całej serii rzeźb przedstawiających Jezusa żebrzącego, Jezusa chorego czy Jezusa w więzieniu. Artysta jest autorem odsłoniętej w 2019 r. na placu św. Piotra rzeźby Aniołowie nieświadomi, pobłogosławionej przez papieża Franciszka w Światowym Dniu Migranta i Uchodźcy. Tytuł odnosi się do fragmentu z Listu św. Pawła do Hebrajczyków: „Nie zapominajmy też o gościnności, gdyż przez nią niektórzy, nie wiedząc, Aniołom dali gościnę”. Pomnik z brązu przedstawia łódź, a w niej 140 postaci uciekających przed wojną, głodem, prześladowaniami, niewolnictwem. Wśród nich jest Żyd, Syryjka, muzułmanin, Afrykańczycy, rdzenni Amerykanie, Maryja z Józefem i Dzieckiem. Kolejne wersje pierwowzoru stoją już na placach kilku amerykańskich miast.
Schmalz ma na swoim koncie wiele monumentalnych rzeźb, udanych i nieudanych, bo trzeba przyznać, że są i banalne, nieudolne, a nawet trącące kiczem. Najciekawsze są te, które w swoim uniwersalizmie odnoszą się jednocześnie do współczesnych problemów, niektóre zapraszają do interakcji. Na przykład Ostatnia wieczerza przedstawia siedzącego Jezusa i dwanaście kamiennych pustych stołków. Można na nich usiąść i kontemplować, modlić się lub po prostu porozmawiać z Jezusem. Timothy Schmalz, po fali spektakularnych dewastacji pomników, jaka miała miejsce niedawno w USA, wykonał „pomnik uzupełniający”. Wziął udział w dyskusji, jaka się wtedy przetoczyła w mediach, stając w obronie pomników kontrowersyjnych postaci historycznych. Zamiast ich burzenia zaproponował uzupełnienie, którym miałoby być pokazanie ciemnej strony owych postaci. „Historii nie można wymazać, ona się wydarzyła, trzeba pokazać ją w całym kontekście” – mówił. Pomnik Ucisku przedstawia wyciągnięte ręce pomiędzy kratami, tak jakby więziony pokazywał światu, że istnieje. Ten pomnik powinien stać na ziemi, ramiona wydostają się jakby z podziemnej celi przeszłości, przypominając o okrucieństwach zadanych ludziom lata temu. Miałby być instalowany przy już istniejących monumentach upamiętniających postaci i wydarzenia, za którymi kryje się bardziej skomplikowana historia.
Zminiaturyzowane rzeźby Schmalza można kupić na Amazonie lub e-bayu oraz w oficjalnym internetowym sklepie artysty w przystępnych cenach, które są zależne od wielkości repliki. Największą popularnością wśród kupujących cieszy się siedzący po turecku Święty Józef, obejmujący w ramionach Maryję i Dzieciątko Jezus. Dostępne od 100 do 300 dolarów. W takiej samej cenie można kupić replikę Bezdomnego Jezusa, która posiada jeszcze mniejszą i tańszą wersję. W Warszawie Chrystus śpi na ławce przy ul. Miodowej, obok kościoła pod wezwaniem Przemienienia Pańskiego. Tam, gdzie bracia kapucyni karmią ubogich, a do ich jadłodajni codziennie ustawia się kolejka bezdomnych.