Monika Białkowska: Mam takie wrażenie, że nie do końca chyba wiemy, co z tą „katolickością” Kościoła w wyznaniu wiary zrobić. Wierzymy – w co? Że jest rzymskokatolicki? To nazwa własna, nie trzeba tu żadnej wiary. Powszechny w potocznym rozumieniu, czyli obejmujący albo dotyczący wszystkich? To znów pachnie takim wciąganiem do Kościoła również tych, którzy nie wyrażają takiej woli. Powszechny: czyli jaki?
Ks. Henryk Seweryniak: To słowo „katolicki”, po grecku kath’holon, a przetłumaczone dziś jako powszechny, oznacza „według całości, odnoszący się do całości”, powszechny właśnie. Katechizm Kościoła katolickiego uzupełni to o „uniwersalność” czy „zupełność”.
MB: Katechizm jest ważny, ale lubię w tych próbach zrozumienia sięgać do samych początków. Przecież sformułowania „katolicki” używali już ojcowie Kościoła, na długo przed tym, zanim pojawiły się jakiekolwiek inne Kościoły, zanim ten Kościół katolicki się podzielił.
HS: Pierwszy użył tego słowa Ignacy Antiocheński, pisząc do Kościoła w Smyrnie: „Gdzie pojawi się biskup, tam niech będzie wspólnota ta, jak gdzie jest Chrystus Jezus, tam i Kościół powszechny”. Potem w tym samym kontekście pisał św. Ireneusz z Lyonu i Tertulian. W tym pierwotnym sensie katolickość oznaczała jedność Kościoła – jedność, która opierała się na jednej i pełnej wierze, przekazywanej przez apostołów.
MB: Potem doszło drugie rozumienie katolickości, dużo bardziej rozpowszechnione i w teologii, i w prostej nauce katechetycznej. Kościół jest powszechny, bo jest wielki, obejmuje wszystkie inne wspólnoty, wierzące w Chrystusa.
HS: Już we wczesnym średniowieczu uważano, że cały „świat zamieszkały” jest w zasadzie światem chrześcijańskim. Potem, kiedy odkryliśmy nowe kontynenty i rozpoczął się okres wielkiej aktywności misyjnej, argument ilościowy, tej potęgi, obejmującej cały świat, stał się bardzo żywotny. I trudno mu się dziwić. Na początku lat pięćdziesiątych XX w. w Afryce było 16 milionów katolików, a dzisiaj jest ich 120 milionów. Mamy wielkie celebracje papieskie, Światowe Dni Młodzieży. Tam widać ten katolicki uniwersalizm.
MB: Ja bym jednak wolała w wyznawaniu wiary nie opierać się na argumencie, że „to widać” – zwłaszcza że zaraz może się skończyć i z czym wtedy zostaniemy? Europa już się wyludnia, chrześcijaństwo – niezależnie od tego, czy nam się to podoba, czy nie – przestaje być głosem nadającym w niej główny ton. A przecież to nie sprawi, że Kościół przestanie być „powszechny”.
HS: Dlatego mówimy dziś raczej o powszechności daru. Katechizm Kościoła katolickiego uczy, że Kościół cieszy się znamieniem powszechności, ponieważ jest w nim cały Chrystus, ponieważ jest z nim pełnia środków do zbawienia: poprawne i pełne wyznanie wiary, życie sakramentalne, święcenia w sukcesji apostolskiej. I w tym znaczeniu Kościół był powszechny już w dniu zesłania Ducha Świętego i taki pozostanie aż do paruzji.
MB: Teologicznie wiem, jak to jest i jak to się tłumaczy. Ale tak po ludzku to nadal brakuje mi tu jakiejś wyraźnej opowieści, jakiegoś zrozumiałego obrazu, który nie-teologowi pokaże, o co z tą powszechnością jeszcze chodzi. Słucham czasem opowieści pewnego Żyda. On tłumaczy, że judaizm jest religią, którą Bóg dał właśnie im, Żydom, a nie całemu światu. Nikt się nie musi na judaizm nawracać i też zostanie zbawiony. Wystarczy, że będzie przestrzegał praw Noego. Od Żydów Bóg oczekuje więcej, dał im specjalną misję sprowadzenia Mesjasza na świat, dla całej ludzkości. Judaizm jest więc – w tłumaczeniu tego Żyda – pewnym darem i dodatkowym obowiązkiem dla tego właśnie narodu. Inni nie są odrzuceni, oni są po prostu zwolnieni z tego obowiązku. I to jest właśnie takie podejście, którego nie możemy nazwać „powszechnym”.
HS: Pierwsi chrześcijanie właśnie w tym żydowskim świecie żyli. Wyrastali w świecie judaizmu. Takie podejście do ich religii było dla nich oczywiste. Jezus zmienił wszystko, również w tym podejściu. Św. Paweł, kiedy ze św. Barnabą poszedł do Antiochii Pizydyjskiej, mówił do Żydów: „Należało głosić słowo Boże najpierw wam. Skoro jednak odrzucacie je i sami uznajecie się za niegodnych życia wiecznego, zwracamy się do pogan. Tak bowiem nakazał nam Pan: Ustanowiłem Cię światłością dla pogan, abyś był zbawieniem aż po krańce ziemi”.
MB: W tym kontekście ta „powszechność” czy „katolickość” Kościoła oznacza też, że wprawdzie nie wszyscy muszą Ewangelię przyjąć, ale wszyscy ją przyjąć mogą. My się już dziś odzwyczailiśmy od jakichkolwiek wykluczeń. Nikt nie prowadzi segregacji rasowej, płciowej, narodowej – to się zdarza, ale wyłącznie jako patologia. A tak naprawdę to Kościół był w tej otwartości bez żadnej segregacji pierwszy. Nikt wewnątrz Kościoła nie może, nie ma prawa nikomu powiedzieć: orędzie Jezusa nie jest dla ciebie. Nie ma prawa powiedzieć: Jezus nie przyszedł do ciebie, nie przyszedł do czarnoskórych, Azjatów, mieszkańców amazońskiej dżungli, nie przyszedł do osób homoseksualnych, do kwiaciarek, do handlarzy bronią, do mechaników samochodowych. Nie mamy prawa powiedzieć tego nikomu. A jeśli przylecą do nas mieszkańcy innych planet, to też niespecjalnie mamy tytuł do tego, żeby powiedzieć im, że nie mogą – jeśli tylko będą chcieli przyjąć wiarę w Jezusa Chrystusa. Nigdy nikt nie usłyszy od Kościoła katolickiego, powszechnego, że jego to nie dotyczy, że to nie dla niego.
HS: Ale czy w tym nie ma jakiegoś przymusu? Albo jakiegoś prozelityzmu?
MB: Nie, zupełnie nie. To chodzi o przeciąganie kogokolwiek albo wmawianie mu, że w gruncie rzeczy i tak Kościół go dotyka. To jest tylko ta gotowość przyjęcia każdego. Maksymalnie
niewykluczanie. Powszechność oznacza, że wszyscy się w nim zmieszczą – jeśli tylko zechcą.
HS: Trzeba też pamiętać, że ta powszechność jest znakiem tego, że wszyscy jesteśmy powołani do zbawienia. Kościół nie jest elitarną grupą ani sektą. Ma też do spełnienia ważny nakaz, czyli nakaz misyjny, który polega na czynieniu ludzi „uczestnikami komunii, jaka istnieje między Ojcem i Synem w Ich Duchu Miłości” – jak czytamy w Katechizmie. Bóg chce, żeby wszyscy poznali Prawdę, dlatego musimy wychodzić naprzeciw Jego pragnieniu i pomagać tę Prawdę światu zanieść. Grunt, żeby nie zapominać, że misyjność musi być powiązana z nieustannym nawracaniem się.