Przede wszystkim – bunt wobec autorytetów nie jest wdrukowaną w człowieczeństwo cechą biologiczną. Owszem, samokontroli i samoregulacji musimy się nauczyć, a im mniejsze dziecko, tym bardziej skłonne do ulegania impulsom, jednak to nie to samo co skłonność do buntu. Paradoksalnie mówimy o tzw. buncie dwulatka, gdy ciekawe świata dziecko zaczyna eksplorować otoczenie i nie jest skłonne słuchać poleceń dorosłych. Jednak trudno mówić o prawdziwym buncie w tym wieku, o ocenie poleceń dorosłego jako ograniczających wolność i podejmowaniu świadomej decyzji o ich ignorowaniu. To bardziej właśnie uleganie impulsom i urokowi chwili. Co ciekawe, wiele tzw. prymitywnych społeczności plemiennych zostawia mniejszym dzieciom wolność zabawy, pilnując tylko ich bezpieczeństwa. Wychowanie w ścisłym tego słowa znaczeniu, połączone z uczeniem respektowania reguł i wykonywania obowiązków, zaczyna się dopiero około 4–5 roku życia.
Wczesnoszkolni rebelianci
Prawdziwie buntownicze (świadome działanie wbrew poleceniom dorosłych) zachowania wymagają pewnej dojrzałości intelektualnej, dotyczą zatem dzieci szkolnych. Gdy prowadzono badania, okazało się, że dzieci w wieku wczesnoszkolnym najbardziej buntują się wobec zasad, które uważają za niesprawiedliwe lub naruszające ich własność.
Na przykład – w rodzinie obowiązuje reguła: każdy jest odpowiedzialny za porządek w swoim pokoju. Jednak mama zdaje się zwracać uwagę tylko na bałagan u syna. W pokoju córki mogą leżeć stosy ubrań na ziemi, stać całe kolonie brudnych szklanek na parapecie i nic, a gdy u syna pojawia się papierek na ziemi, mama od razu zwraca mu uwagę i oskarża o niewywiązywanie się z obowiązków. Jest oczywiste, że chłopiec się buntuje. Widzi, jak siostra łamie zasady i uchodzi jej to na sucho, a sam jest rugany za drobne nawet uchybienia.
Inny przykład – naruszenie własności. Dzieci z reguły nie posiadają wielu prywatnych, osobistych rzeczy. Jeżeli mama nakazuje dziecku na przykład oddanie zabawki innemu dziecku, spotka się to z buntem. Tak samo źle się skończy np. karanie dziecka za złe zachowanie odebraniem mu jego własności i załóżmy przekazaniem na cele dobroczynne.
Zresztą jest to jeden z licznych powodów, dlaczego dzieci nie powinny posiadać smartfonów. Smartfony są postrzegane jako bardzo osobista własność, a zatem próby wprowadzania przez dorosłych ograniczeń w korzystaniu z nich wywołują bunt. Przypomnijmy jednocześnie, że smartfony są bardzo uzależniające (np. gry, media społecznościowe), więc narzucanie poważnych ograniczeń na czas i sposób korzystania z nich jest niezbędne. A zatem mamy z jednej strony dziecko wczesnoszkolne, które nie ma smartfona i nawet jeśli jest z tego powodu smutne, to pogodzone z sytuacją, z drugiej dziecko posiadające smartfon i starające się wywalczyć kolejne obszary wolności korzystania z jego możliwości.
Generalnie sprowadza się to do zasady, że można uniknąć buntu dziecka w okresie wczesnoszkolnym pod warunkiem bycia sprawiedliwym i niewręczania dziecku prezentów, które mogą narazić jego zdrowie czy rozwój. Warto też unikać pokusy karania dziecka za złe zachowanie odebraniem mu jego własności.
Dzieci i autorytety
U mniejszych dzieci rodzice są na uprzywilejowanej pozycji. Mama i tata są najlepsi, najwięksi, najmądrzejsi. Jak mama mówi, że coś jest groźne, to pewnie jest. Podobnym zaufaniem dziecko obdarza innych dorosłych. Gdy na przykład sprzedawca w sklepie zoologicznym zabrania pukania w szybkę, za którą przebywają jaszczurki, bo to je straszy, to pewnie ma rację. Jednak już na początku szkoły dzieci zaczynają rozróżniać niuanse bycia autorytetem.
Bardzo ciekawe wyniki dało badanie przeprowadzone przez Matthew Gingo w roku 2017. Stu dwudziestu dzieciom (w wieku od 8 do 12 lat) zaprezentowano szereg krótkich opowiadań o dzieciach, które nie wykonały polecenia rodzica.
W części wypadków był to zakaz wykonania czegoś niebezpiecznego. Na przykład zakaz wspinania się na ściankę, która w ocenie rodzica była zbyt niebezpieczna dla danego dziecka. Inne historie opisywały sytuację, gdy dorosły kazał zrobić coś aspołecznego – na przykład kopnąć kolegę w odwecie za kopnięcie. Trzecia kategoria poleceń dotyczyła zachowań normalnie zależnych od wolnej decyzji dziecka – na przykład historia mamy, która kazała córeczce przestać rysować, a w zamian pograć w piłkę (aktywność, której dziewczynka nie lubiła).
W każdej z tych historii protagonista łamał nakaz (zakaz) dorosłego. Dzieci pytano o ocenę moralną historii. Czy dorosły miał prawo wydać dane polecenie? Czy dziecko miało prawo, by go nie posłuchać? Czy mogło potem okłamać dorosłego w kwestii wykonania lub nie polecenia?
Przeważająca większość dzieci uznała, że dorośli mają prawo wydawać polecenia mające na celu ochronę zdrowia, życia dziecka. Konkretnie – wszystkie ośmiolatki jednogłośnie, 90 proc. dziesięciolatków i 80 proc. dwunastolatków przyznało dorosłym to prawo.
Posłuszeństwo autorytetowi jednak nie było ślepe. Niemal 100 proc. dzieci starszych i 95 proc. ośmiolatków uważało, że dorosły nie ma prawa żądać od dziecka zachowań aspołecznych.
Gdy chodziło o ostatnią sytuację, było jeszcze ciekawiej. 60 proc. ośmiolatków uznało, że rodzice mają prawo kazać protagoniście bawić się w inną zabawę, niż wybrało samo dziecko. Z kolei aż 90 proc. dzieci starszych uznało, że dorośli nie mają takiego prawa!
Oznacza to, że im starsze dziecko, tym bardziej różnicuje sytuacje, w których przyznaje autorytetowi prawo do egzekwowania wykonania poleceń.
Wiele innych badań (np. Emily Kuhn 2014, Chen-Gaddini 2020) potwierdziło, że już dzieci wczesnoszkolne potrzebują rozumieć logikę stojącą za poleceniami dorosłych. Gdy widzą, że polecenie dorosłego ma na celu ochronę zdrowia, życia czy relacji społecznych, podporządkowują się im. Bunt dotyczy naruszenia obszaru wolności – decyzji zależnych normalnie od woli dziecka, takich jak zabawa.
Zbuntowany nastolatek
Oczywiście pojawia się pytanie – a jak to jest z nastolatkami? Oni przecież specjalizują się w buncie. W dużym badaniu porównującym młodzież z różnych kultur Patricio Cumsille (2002) z zespołem odkryli najprostszą zależność – im więcej obowiązujących w domu zasad, tym bardziej młodzież się przeciw nim buntuje. Stąd bardzo praktyczna porada: warto wybierać pole bitwy, czyli zasady obowiązujące w domu powinny dotyczyć spraw naprawdę istotnych. W pozostałych można nastolatkom zostawić większą dowolność. Zresztą te same badania potwierdziły, że dla nastolatków ważna jest wolność w tym samym obszarze co dla młodszych – w obszarze osobistych wyborów. Ubranie, hobby, czas wolny, wystrój pokoju, muzyka – to obszary wolności, których będą bronić jak lwy. Co więcej, czują, że mają do tego prawo. Logika, która za tym stoi, mówi: „Jeżeli nikogo nie krzywdzę ani nie szkodzę sobie, mam prawo wybrać coś innego, niż podoba się dorosłym”.
Oczywiście są obszary dyskusyjne – powiedzmy, że dziecko chce się przyjaźnić z ludźmi z ulicznego gangu, bądź nalega, że nie musi sprzątać w swoim pokoju, „bo to mój pokój”. W tym wypadku niezbędna jest dyskusja i wykazanie, że coś, co może wydawać się nastolatkowi neutralne, wcale takie nie jest.
Z tym że oni potrzebują racjonalnych argumentów. Argumentem za sprzątaniem swojego pokoju może być fakt, że łatwiej jest utrzymać dobry nawyk, niż w dorosłości przełamywać zły i utrwalony. Albo że zapuszczony higienicznie pokój może stać się kolonią karaluchów (nie mówiąc już o rozchodzącym się po domu smrodzie).
Jak odwieść nastolatka od buntowniczych zachowań?
Podstawą jest komunikacja i zaangażowanie w życie dziecka – zadawanie pytań, słuchanie odpowiedzi, oferowanie wsparcia. Pytajmy o ich zainteresowania, plany, obawy. Unikajmy też inkwizytorskiego tonu. Nie chodzi o przepytywanie z przestrzegania zasad, lecz o pozytywne zainteresowanie jego światem i przeżyciami. Dobra relacja z rodzicami jest najsilniejszym czynnikiem zabezpieczającym nastolatki przed robieniem głupot (fachowo rzecz nazywając – podejmowaniem zachowań ryzykownych), związanych z łamaniem zasad.
Wybierz dobrze obszary, w których muszą obowiązywać nakazy i zakazy – te kluczowe dla zdrowia, bezpieczeństwa, rozwoju, moralności. Warto być gotowym na dyskusję i uzasadnienia. Dla nastolatka „nie bo nie” nie jest żadnym argumentem. Warto przy tym pokazywać sprawy z szerszej perspektywy – jak dobre osobiste wybory dziś zmieniają świat na lepsze.
Poszerzaj zakres przywilejów wraz ze wzrostem odpowiedzialności. Nastolatki nadal uznają swoich rodziców za przewodników w ważnych życiowych decyzjach (choć niekoniecznie się do tego przyznają przed znajomymi), jednak potrzebują poszerzania obszarów swej samodzielności.