Tę dyskusję tu już ćwiczyliśmy. Prof. Mirosława Grabowska, ceniona przeze mnie socjolog, szefowa CBOS, odpowiada w wywiadzie dla „Gościa Niedzielnego”, skąd się bierze laicyzacja Polaków i dlaczego już nie pełźnie, a galopuje.
Owszem, Grabowska widzi złe konsekwencje skandali seksualnych, zwłaszcza pedofilskich, w Kościele. I negatywne wrażenia wynikłe z występów polityków w świątyniach, z sojuszu tronu z ołtarzem. Ale nie fiksuje się na jednej grupie przyczyn.
Mówi o Irlandii, która w koncertowy sposób przesunęła się z pozycji państwa oddanego religijnym nakazom do statusu kraju kompletnie zlaicyzowanego. Ale pani profesor przypomina: to nie jest tylko efekt grzechów hierarchii i księży przyzwyczajonych do bezkarności i państwowych przywilejów. Także skutek niebywałego wzbogacenia Irlandczyków. Utrwalenia się innego stylu życia, w którym tradycyjne punkty odniesienia zastępuje wszechogarniająca popkultura. Coś podobnego dzieje się z Polakami. To po części proces naturalny i nie do uniknięcia, chociaż przykry.
Pani profesor opowiada o gwałtownym rozstawaniu się młodych ludzi z praktykami religijnymi (ponad połowa uczniów ostatniej klasy szkół ponadgimnazjalnych nie praktykowała już w roku 2018). Pada nieśmiertelne pytanie, czy pomijając spektakularne konflikty na poły polityczne (ostatnio o dopuszczalność aborcji), księża są dostatecznie atrakcyjni. Na to naukowiec odpowiada, że być może nie są, ale to temat dopiero do przebadania. Ona sama chętnie podda socjologicznej wiwisekcji życie przeciętnej parafii.
Ale przecież w czasie, kiedy ja zaczynałem swoją edukację, także religijną, Kościół nie skrzył się dowcipem i elokwencją. Owszem, może działało trochę więcej – pani profesor o tym wspomina – tak zwanych charyzmatycznych księży. Ale zwykła katecheza była szara, czasem nieporadna. To nasze oczekiwania i nawyki były inne.
Niektórzy twierdzą, że to katecheza w szkole rozbiła życie parafialne. Bo gdzie indziej chodzimy w niedzielę na Mszę, a gdzie indziej pozwalamy uczyć życia religijnego nasze dzieci. Ale to też niecała prawda. Czy przy dzisiejszym tempie życia, przy skoncentrowaniu na czymś, co nazwę „cywilizacją internetową”, młodzież po siedmiu godzinach w szkole rzeczywiście (pomińmy pandemię) biegałaby do salki katechetycznej?
Doraźnie religia w szkołach przyniosła w latach 90. wieku XX umasowienie edukacji i praktyk religijnych, to wynika z badań. Ale to już daleko za nami, mamy kryzys. Jan Komasa dostrzegł w filmie Boże Ciało szansę w indywidualnych popisach nawet nie prawdziwego księdza, a przebierańca, który rozbija mechaniczną rutynę parafii. Ale choć reżyser zafundował nam krzepiącą opowieść, to przecież takie popisy, często niewiele mające wspólnego z katolicką ortodoksją, też nie są trwałą gwarancją. Księża powinni się, owszem, bardziej starać. Ale w wielu przypadkach są na straconej pozycji, cokolwiek zrobią.
Socjologiczna ostrożność profesor Grabowskiej, która potrafi powiedzieć: „Nie jestem pewna”, jest mi bliższa od tricków komentatorów, także katolickich, którzy oferują zamiast poszukiwań gotowe kalki. Szefowa CBOS pociesza, że mimo wszystko laicyzacja będzie u nas spokojniejsza niż w niektórych krajach. Bardziej włoska niż hiszpańska – ludzie atakujący świątynie to ledwie kilka procent Polaków. Brzmi to jak cień szansy. Ale przygotowania do życia w przestrzeni w dużej mierze postchrześcijańskiej wydają się zależeć nie tylko od kilku politycznych frazesów. Nie od kolejnego wygrażania biskupom (często popełniającym skądinąd widowiskowe błędy) czy nielubianych polityków prawicy.