Nie mam wątpliwości, że polscy świeccy będą coraz głośniej sygnalizować swoją obecność w Kościele, domagając się bardziej partnerskiego traktowania ze strony hierarchii. Symbolem takich tendencji może być inicjatywa znana jako Kongres Katoliczek i Katolików. Ważne, by każda ze stron spojrzała na ten proces w kategorii szansy, a nie starcia, w którym ktoś musi wygrać, pokonać wroga, odtrąbić triumf. Dla wszystkich musi być jasne, że to nie jest batalia o władzę, lecz dla dobra Kościoła, który stanowią wszyscy ochrzczeni.
Żeby to przyjąć, trzeba dojrzałości po obydwu stronach. „Obydwie strony” – to nie brzmi może najlepiej, bo sugeruje jakiś podział, podczas gdy współpraca duchownych, także biskupów, i świeckich układa się niekiedy dobrze, a bywa, że znakomicie. Niemniej z całą pewnością głos świeckich w Kościele w Polsce nie jest wystarczająco doceniany, a więc i wysłuchiwany. Pomimo że jak mówi Sobór, „i ludzie świeccy, stawszy się uczestnikami funkcji kapłańskiej, prorockiej i królewskiej Chrystusa, mają swój udział w posłannictwie całego Ludu Bożego”.
Oczywiście to nie przypadek, że inicjatywa debaty o Kościele z udziałem świeckich i biskupów pojawia się w dobie poważnego kryzysu, jaki się w nim toczy. Kryzysu nie tylko wizerunkowego, niestety. Chciałbym wierzyć, że prace Kongresu pomogą zarówno świeckim, jak i pasterzom, przydając każdemu wiary, nadziei i miłości. Aby tak się stało, potrzebna jest, powtarzam, obustronna dojrzałość i wzajemne zaufanie. Bez tego nie będzie dobrych owoców. Uważam, że duchowni, w tym biskupi, powinni dostrzec w aktywności świeckich, zgłaszających chęć dyskusji o przyszłości Kościoła, przejaw ich troski i odpowiedzialności za Kościół i zaufać ich intuicji. Powinni pamiętać, że – jak stanowi Kodeks prawa kanonicznego – stosownie do posiadanej wiedzy, kompetencji i zdolności, świeckim „przysługuje prawo, a niekiedy nawet obowiązek wyjawiania swego zdania świętym pasterzom w sprawach dotyczących dobra Kościoła oraz (...) podawania go do wiadomości innym wiernym”.
Wspólnota Kościoła w Polsce – zwłaszcza zaś duszpasterze i biskupi – powinni zdecydowanie gorliwiej wsłuchać się w głos papieża Franciszka, zwłaszcza w jego programową adhortację Evangelii gaudium. Towarzyszyć, być blisko, czuć zapach owiec i wsłuchiwać się w ich głos, kierować nimi, ale kiedy trzeba – dać się im prowadzić – oto wskazywana przez tego papieża droga Kościoła. W odniesieniu do Kościoła w Polsce coraz pełniejsza realizacja tych rad, wywiedzionych przecież z Ewangelii, wydaje się potrzebna jak tlen. Nic więcej nie trzeba. I tego właśnie oczekują świeccy.
Oni z kolei winni pamiętać, by apelując o debatę i postulując zmiany, stali wiernie na gruncie nauczania Kościoła, unikając drogi, którą w Austrii i Niemczech wytyczyli reformatorzy spod znaku Wir sind Kirche (My jesteśmy Kościołem), bo część ich postulatów to droga na manowce.
Sądzę, że jest szansa na rozmowę, debatę i twórcze, ewangeliczne zmiany. Ale – tylko razem. W jedności (ale prawdziwej) siła!