Groza pandemii to zbiór filozoficznych esejów głównie na temat zarazy i jej skutków (szczególnie społecznych); zbiór rozważań przyjmujących formę zbliżoną do kazań. To, co te teksty charakteryzuje najbardziej, to: otwartość myślenia, odwołania do filozofii i literatury, w tym poezji. Dla wiernych czytelników książek ks. Leszka Łysienia te trzy komponenty nie są zaskoczeniem. Jako doktor filozofii, kochający poezję i bardzo oczytany zarówno w literaturze naukowej, jak i beletrystycznej, wykorzystuje cały arsenał tekstów swoich poprzedników do prowadzenia rozważań i dialogu z czytelnikami.
Mnie najbardziej urzeka w jego tekstach pierwsza z wymienionych cech, czyli otwartość myślenia. I to właśnie ona jest najsilniejszą stroną jego książek. Nie zabrakło jej również w Grozie pandemii, dlatego warto zatrzymać się nad nią dłużej i wejść w dialog z autorem.
Upadek wiary
Wiem, że sam tytuł książki może odstręczać. Pandemia była jednym z najczęściej odmienianych w minionym roku słów. Dlaczego zatem autor i wydawnictwo zdecydowali się na publikację tej książki? Filozof jest człowiekiem poszukującym prawdy, nawet jeśli jest ona niewygodna dla większości. Po lekturze Grozy pandemii odnoszę wrażenie, że ks. Łysień spróbował zmierzyć się z taką właśnie trudną prawdą o zarazach z perspektywy osoby wierzącej. W swojej książce ukazuje pandemię nie tylko jako doświadczenie cierpienia i przedwczesnej śmierci, ale również jako dramat odzierania osoby ludzkiej z jej człowieczeństwa, sprowadzania jej do samej biologii i fizjologii, zastraszenia i stłamszenia ducha, a ostatecznie podważenia istnienia Boga – Boga dobrego.
Cytuje słowa o. Marquarda z Rozstania z filozofią pierwszych zasad: „Gdzie istnieje zło, tam Boga może usprawiedliwić – także przed nim samym – tylko jego niebycie: jego własna śmierć. Istnienie i narastanie zła – klęska stworzenia i zbawienia – wymuszają koniec Boga, a w każdym razie – ale to wychodzi na to samo – koniec jego wszechmocy”. Te i inne przywołania postmodernistycznych filozofów umieścił autor w jednym z końcowych rozdziałów. Mówią one o głębokim upadku wiary w Boga, którego różne obrazy kształtowały w ostatnich dwóch tysiącach lat trzy największe religie monoteistyczne. Autor pyta za ks. Pasierbem, jaki obraz Boga zostaje odrzucany przez współczesnych. Przywołam ten fragment, bo wydaje mi się kluczowym w zrozumieniu sensowności powołania do życia tej książki teraz, kiedy wydawałoby się, że pandemia jest ostatnią rzeczą, na której chcielibyśmy się skupiać.
„Znakomitą dekonstrukcję frazy Nietschego [„Bóg umarł”] (w stylu iście postmodernistycznym) przeprowadził swojego czasu ks. J. Pasierb w książce […] Czas otwarty […]: «na naszych oczach rzeczywiście umiera Bóg, jakiś Bóg. Może umiera właśnie n a s z Bóg i dlatego jesteśmy tak wstrząśnięci i zdławieni. Może umiera Bóg przekazany nam przez tych, których kochaliśmy i którym wierzyliśmy jak nikomu na świecie: przez rodziców, kapłanów. Może umiera Bóg naszej formacji kulturowej, Bóg naszych struktur społecznych». Odchodzi zatem w przeszłość Bóg-idol, fałszywy i na doraźne potrzeby konstruowany obraz Boga, gwarant określonej stratyfikacji społecznej, fundament bezdusznej hierarchii kościelnej, Bóg-karykatura, którego niesiemy w sobie bezkrytycznie, myląc go z Bogiem prawdziwym. Pisze dalej Pasierb: «I tak musi umrzeć Bóg magii, ustępując miejsca Bogu religii […]. Musi umrzeć Bóg złej teologii, ów żandarm świata, małostkowy księgowy, zajęty tylko prowadzeniem rejestru naszych win, mściwy upiór, który wchłonął w siebie wszystko, co było najbardziej posępnego i zatrważającego w bóstwach pogańskich, w najokrutniejszych mitach, zazdrosny o rozwój i emancypację człowieka […] Musi umrzeć Bóg socjologii, Bóg struktur i uwarunkowań, Bóg jednego narodu: Gott mit uns. Bóg określonej klasy społecznej. Bóg posiadaczy, stworzony na ich obraz i podobieństwo, Bóg faryzejskiego konwenansu». W przekonaniu autora tych zdań Bóg ateizmem się posługuje, aby oczyścić i rozbić obrazy swoje naszkicowane w umysłach ludzkich przez ludzi samych, zetrzeć pleśń antropomorfizmów oraz zniekształceń wszelakich, które deformują sposób Jego postrzegania. Podobną rolę ateizmowi przypisywała znana myślicielka i mistyczka S. Weil. Pisała, iż dwa ateizmy istnieją, z których jeden jest oczyszczeniem pojęcia Boga”.
Jak szukać Boga
Ksiądz Łysień pokazuje w swojej książce, że również pandemia koronawirusa wystawiła na próbę nasz obraz Boga. Przy czym daleki jest od czynienia z zarazy „narzędzia Boga”. Pisze: „Nie należy szukać w epidemii żadnego sensu. Sens rodzi się z naszych działań, by wykrzesać iskrę człowieczeństwa w samym rdzeniu takich wydarzeń, które zdają się ją radykalnie kwestionować”.
W tym kontekście naturalną koleją rzeczy jest zapytać: co decyduje o tym, że dany obraz Boga możemy uznać za prawdziwy, i w jaki sposób go szukać? Ks. Łysień jest zwolennikiem teorii Petera L. Bergera, według której: „Bóg staje się wiarygodny tylko w ramach kenozy, to znaczy przekonania, że uczestniczy w cierpieniach świata i zwycięsko je przemaga. Owo uczestnictwo i przezwyciężenie najpełniejszy wyraz znajduje w Jezusie Chrystusie, a zwłaszcza w Jego śmierci i zmartwychwstaniu”. Autor Grozy pandemii przywołuje obraz Chrystusa, który „ogołocił samego siebie” i obraz Chrystusa wędrującego. „Nie zatrzymuje się On bowiem w Galilei, nie zatrzymuje się w Jerozolimie, nie zatrzymuje się wreszcie w Kościele – strukturze Kościoła uwarunkowanej historycznie. W kościołach (gotyckich, barokowych, klasycystycznych) też Go nie zatrzymamy. Idzie dalej, aż do samego rdzenia człowieka, przenika coraz głębiej relacje międzyludzkie. Choć może chcielibyśmy jak Maria Magdalena pochwycić Chrystusa, zatrzymać Go w zwyczajowo utrwalonej postaci, rytuale, obrzędzie, wytresowanych postawach. Tymczasem jak ona słyszymy zdecydowane me mou haptou (nie chwytaj mnie, nie zatrzymuj mnie, puść mnie). Jeśli chcesz mnie rozpoznać idącego ciągle dalej, musisz porzucić swoje religijne przyzwyczajenia, koncepcje, sposoby myślenia, które mogą stać się swoistą siatką kościelną, którą chce się przykryć mumię Boga”.
Patrzeć z nadzieją
Autor książki kończy swoje rozważania zaskakująco optymistyczną konstatacją odwołującą się do człowieka doświadczającego grozy pandemii: „Ogołocony z boskości i kultu Bóg spotyka się z zatrwożonym i wyniszczonym przez pandemię w swoim człowieczeństwie człowiekiem. I Bóg, i człowiek przeszli przez dramaturgię kenozy. Bóg w swoim człowieczeństwie, nareszcie uwolniony od powierzchownego splendoru kultu, dymu kadzideł, wyzwolony z kamiennych i marmurowych świątyń, pontyfikalnych szat i zachowań pełnych pustego dostojeństwa urzędowych strażników kultu, staje się potężną energią dobroci w służbie drugiemu człowiekowi. Ogołocony człowiek bierze z ogołoconego Boga to, co najważniejsze: energię dobra […] Nie Kościół staje się miejscem obecności Boga, ale człowiek w swoim zmaganiu z zarazą. […] Ważne jest teraz to, by Chrystus zmartwychwstał w naszym bólu i strachu, rozwalił grób naszych rozpaczy i lęków, by zajaśniał w mroku klęski”.
Z punktu widzenia osoby wierzącej to dla mnie najważniejszy tekst, jaki przeczytałam od początku wybuchu pandemii. Mimo że ks. Łysień nie ustrzegł się błędów takich jak anachronizmy, powtórzenia, mimo że zmieniony szyk zdania – umiejscawiający czasowniki na jego końcu – może chwilami drażnić czytelnika przyzwyczajonego do innego brzmienia, mimo że pada upraszczające, w moim odczuciu, sformułowanie o „tęczowej, agresywnej ideologii”, to jednak Groza pandemii broni się przede wszystkim otwartością myślenia jej autora. Doceniam ją tym bardziej, że zdaję sobie sprawę, iż okazywanie jej publicznie w Kościele wciąż pozostaje aktem odwagi.