Logo Przewdonik Katolicki

Kraina dzieciństwa

Natalia Budzyńska

Polska ilustracja nie kończy się na genialnych Butence, Szancerze czy Wilkoniu. Rodzimi ilustratorzy i twórcy picturebooków są doceniani na całym świecie.

Doskonale pamiętam to napięcie, oczekiwanie na ilustrację. Kilka stron litego tekstu, a po nich – nareszcie! Jest! Wybuchająca barwami ilustracja wydrukowana na innym papierze, trochę twardszym niż reszta. Zresztą przyznaję, że kiedy w dzieciństwie dostawałam nową książkę, to oczywiście natychmiast przewracałam strony w poszukiwaniu obrazków. Najpierw więc przemawiał do mnie obrazek, wyobrażałam sobie opowieść na podstawie ilustracji. Miałam swoje ulubione, ale były też takie, o których dziś powiem – wybitne, ale wtedy w ogóle do mnie nie przemawiały, a wręcz zniechęcały, zrośnięte z opowieścią nadawały jej ton, określały klimat. A może było odwrotnie? Teraz już tego nie odtworzę. Urosłam, urodziłam dzieci i niestety nadszedł czas na wydawniczą zapaść, bo tak nazywam czasy wszechpanowania disnejowskiej szmiry. Polscy ilustratorzy na chwilę przysnęli. Wydawało się, że dzieci całego świata uwielbiają kreskę „disneja”, wydawcy i odbiorcy zachłysnęli się amerykańskim snem. Wydawało się, że już po nas, tym bardziej, że nasze dzieci od urodzenia wpatrują się w migające obrazki na smartfonach i tabletach, a do wyrażania uczuć starsze dzieci używają maksymalnie uproszczonych emotikonek. Gdzie jest miejsce na książkę z ilustracją? Mądrą, piękną, ważną? A tymczasem niespodzianka: XXI wiek to czas książki artystycznej, picturebooków, książek graficznych i rewelacyjnych wprost ilustracji w inteligentnie i wysmakowanie graficznie wydawanych książkach dla dzieci.

Dziecko infantylne nie jest
Podczas ostatnich Międzynarodowych Targów Książki we Frankfurcie pokazywano wystawę „Captains of Illustration: 100 Years of Children’s Book from Poland”, a na niej ponad 800 grafik składających się na stulecie dorobku polskich ilustratorów ułożonych według stu alfabetycznie ułożonych haseł. Kurator wystawy Jacek Friedrich powiedział: „Dawno temu, gdy dzieci nie miały jeszcze komputerów, smartfonów a nawet telewizji, książka była pierwszym kluczem do poznania nieznanych światów. To dzięki książkom dziecko poznawało odległe lądy i galaktyki, egzotyczne zwierzęta, pracę lekarza i strażaka, konstrukcję samolotu albo radaru, geniusz Kopernika, Newtona i Bacha, greckie mity i arabskie baśnie, urwisów z polskiego Wilczkowa czy szwedzkiego Bullerbyn, historię książąt i królów albo historię ziemniaka…”. Dodałabym jeszcze, że także uczyły się wyrażać emocje i rozumieć uczucia swoje i innych. No i od najmłodszych lat miały kontakt ze sztuką, bo w Polsce ilustracją dla dzieci zajmowali się wybitni artyści. Na szczęście nie musimy już się martwić, że to czasy zamierzchłe i dawno minione, współczesna polska ilustracja odnosi sukcesy, stała się dziedziną sztuki, z której możemy być dumni. Ciekawe, że dzieje się to w czasach, kiedy sztuki wizualne są w kryzysie, poszukując odpowiednich środków wyrazu i odbiorcy, który chciałby, mógłby i potrzebowałby kontaktu z artystą. A tu, proszę bardzo, artystów tworzących dla dzieci jest mnóstwo, wydawnictw książkowych powstaje wiele i całkiem sporo z nich jest na bardzo wysokim poziomie. Można się zastanawiać, z czego to wynika. Z infantylizacji? Wcale nie, bo ilustracje, o których mowa, nie są głupkowate, wręcz przeciwnie, wygląda na to, że artyści traktują dzieci bardzo poważnie, nie banalizując swojej twórczości, a wręcz stawiając młodemu odbiorcy wyzwania. Podejmując trudne tematy, dotyczące samotności, wykluczenia, odrzucenia, inności, traum. Więc może artyści szukają dziecka w sobie? Dzisiaj świat wraca do dzieciństwa, odnajdując w nim wiele dobra i wiele zła. Szuka w nim
krainy beztroski i niczym niezmąconego szczęścia, ale i źródeł cierpienia. Dzieciństwo uczy nas życia z innymi, relacji i empatii. Na przeżytym w taki czy inny sposób dzieciństwie budujemy swoją dorosłość. Wracamy tam, żeby zrozumieć siebie. Już go nie podkolorowujemy, mówimy jak jest, bez idealizowania. Traktujemy więc dziecko poważnie.

Picturebook
Niedługo zaczynają się najważniejsze targi książki dziecięcej w Bolonii, podczas których nagrodę odbierze Iwona Chmielewska. Nagrody BolognaRagazzi przyznawane są od 1966 r. dla najlepszych ilustrowanych książek dla dzieci w kilku kategoriach, a najważniejszą z nich jest w moim mniemaniu kategoria specjalna New Horizons, o której organizatorzy piszą, że przeznaczona jest dla książki innowacyjnej, otwierającej oczy na zupełnie nowe przestrzenie. I właśnie w tej kategorii zwycięską okazała się książka Iwony Chmielewskiej, tyle że wydana… po koreańsku w Seulu. Książka ma tytuł Kołysanka dla babci. Iwona Chmielewska na swoim Facebooku napisała: „Książka o Łodzi, Pabianicach – moim rodzinnym mieście. O babci Huldzie, ciężko pracującej przy krosnach na trzy zmiany. O łódzkich włókniarkach nigdy niedocenianych. O ich prostym życiu”. Temat niezbyt dziecięcy? Oniryczne obrazki powstały z kolekcji koronek, chusteczek, haftowanych obrusów, tkanin składających się na posag babci. To one – tkaniny – opowiadają o jej życiu. Wydaje się, że można je dotknąć, że pachną, żyją. „Wizualne arcydzieło” – napisali o tej cudnie wydanej książce członkowie bolońskiego jury. Iwona Chmielewska współpracuje z koreańskimi wydawcami (bo jest ich kilku) od lat, ma w Korei spore grono fanów, na spotkaniach autorskich zawsze jest tłum ludzi, którzy chcę z nią rozmawiać. Co to oznacza? Ano to, że tworzy książki nie tylko dla dzieci. Jej „picturebooki” są pod tym względem uniwersalne, w tym, co pisze i jak ilustruje, odnajduje się każdy, nawet jeśli historia dotyczy miasta w dalekiej Polsce czy odległych dziejów. To nie jej pierwsza nagroda BolognaRagazzi. Pierwszą była w 2011 r. za ilustrację do koreańskiego tekstu The House od the Mind: Maum, drugą w 2013 za Oczy, o sztuce patrzenia i sile wyobraźni, która ma moc ratowania i uzdrawiania. Autorskie książki Iwony Chmielewskiej wydawane są na całym świecie, a ona sama na portalu clubmamy.pl tak mówiła o idei picturebooka: „To obraz prowadzi często ciekawszą, osobną, mijającą się z tekstem opowieść. Po to, by wyciągnąć nowe znaczenie z tekstu i żeby nie narzucać interpretacji tekstu odbiorcy. Nie lubię doskonałych ilustracji, w których artysta popisuje się swoją wirtuozerią, ponieważ tam już nie ma miejsca na wyobraźnię czytelnika. (…) Picurebooki powinny być tak tworzone, żeby odbiorca stał się ich współtwórcą, aby miał szansę przeżyć bardzo intymne emocje, aby mógł skonfrontować się ze swoimi problemami czy obawami”. Picturebook trzeba dotknąć, bo równie ważny, co słowo i ilustracja, jest rodzaj papieru, sposób szycia, format, zapach farby. To coś więcej niż po prostu książka ilustrowana.

Laury dla Polaków
Podczas targów w Bolonii wręczana jest jeszcze inna nagroda, im. Hansa Christiana Andersena, nazywana „małym Noblem”. Przyznawana jest co dwa lata, Polak otrzymał ją tylko raz – był to Zbigniew Rychlicki w 1982 r. Tymczasem wśród nominowanych jest właśnie Iwona Chmielewska.
A przy okazji Bolonii: zwróćmy jeszcze uwagę na wyróżnioną książkę polskich autorów Widziałem pięknego dzięcioła Michała Skibińskiego i debiutującej ilustratorki Heleny Stiasny (rocznik 1997). Michał Skibiński podczas wakacji 1939 r. otrzymał zadanie prowadzenia pamiętnika: miał zapisać codziennie jedno zdanie jako ćwiczenie z kaligrafii. I to właśnie ten autentyczny dziennik malarsko zilustrowany wydało w ubiegłym roku Wydawnictwo Dwie Siostry.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki