Lao Mao znalazł dwa koty pod sofą. Były ledwie żywe. Od 10 dni nie otrzymały żadnego pokarmu. Wszystko w związku z kwarantanną, która objęła Wuhan. Właściciele zwierząt wybrali się na trzydniową wycieczkę poza granice miasta, które w międzyczasie zostało odcięte od świata. Nie mogli wrócić do swojego mieszkania. Gdy Lao Mao zadzwonił do nich z informacją, że koty są całe i zdrowe, popłakali się ze szczęścia.
Wuhan to jeden z ważniejszych ośrodków edukacyjnych w tej części Chin – działa w nim ponad 30 uczelni, choćby utworzony w 1958 r. Wuhan Institute of Virology i jego część National Biosafety Laboratory, w którym od 2017 r. bada się niebezpieczne patogeny, choćby wirusa SARS. Pod koniec 2019 r. w tym jedenastomilionowym mieście odkryto koronawirusa 2019-nCoV, który należy do tej samej grupy wirusów co SARS. Oba powodują podobne objawy i oba wywołały epidemię, choć w przypadku koronawirusa władze chińskie zdecydowały się na odmienną strategię walki.
Natychmiastowe działania
Pierwsze przypadki SARS zostały odnotowane w listopadzie 2002 r., choć władze chińskie za wszelką cenę chciały je zatuszować. W tym celu zastosowano blokadę informacyjną, która doprowadziła do tego, że Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) o wirusie została powiadomiona dopiero w lutym 2003 r. To opóźnienie przyczyniło się do rozwoju epidemii i jej większego rozpowszechnienia.
Kilkanaście lat później, w przypadku koronawirusa, zastosowano całkowicie odmienną strategię. Pierwsze oznaki zachorowań zostały odnotowane 8 grudnia 2019 r. wśród mieszkańców związanych z rynkiem zwierząt i owoców morza w Wuhan, a już 31 grudnia WHO poinformowała o podejrzanych przypadkach zarażenia się wirusem, w związku z czym niektóre kraje w pobliżu Chin zaostrzyły kontrolę wybranych podróżnych. 7 stycznia było już jasne, że podejrzane zachorowania powoduje nowy gatunek koronawirusa – 2019-nCoV.
Reakcja władz Chin była natychmiastowa. Po tym jak wirus zaczął rozprzestrzeniać się poza prowincję Hubei, premier Li Kegiang 20 stycznia wezwał do podjęcia zdecydowanych i skutecznych działań w celu zapobiegania i kontroli epidemii. Trzy dni później w mieście Wuhan wprowadzono drastyczne środki prewencyjne: zamknięto lotnisko, zawieszono połączenia lotnicze i kolejowe, odwołano wszelkie imprezy masowe, na drogach zamontowano blokady, a władze apelowały o unikanie skupisk ludzi, choćby w środkach komunikacji miejskiej. 24 stycznia ogłoszono, że do tej pory w wyniku zachorowań zmarło 26 osób, w związku z czym Wuhan został objęty kwarantanną.
Wymarłe miasto
Z dnia na dzień jedenastomilionowe miasto zostało odcięte od świata. W pierwszej chwili mieszkańcy zareagowali paniką. Niemal wszyscy rzucili się do sklepów, by wykupić żywność o długim terminie ważności i środki sanitarne. W następnych dniach z ulic i placów zniknęło życie. Z opublikowanych zdjęć i nagrań z dronów wyłania się apokaliptyczny obraz wymarłego miasta. Mieszkańcy próbowali organizować życie w panujących warunkach. Mimo że władze odradzały im wychodzenie z domu, to wciąż pojawiały się na ulicach osoby w maskach antybakteryjnych. Zdarzali się też śmiałkowie, którzy narażali się na niebezpieczeństwo, nie korzystając z jakichkolwiek zabezpieczeń.
Obecnie sytuacja się normalizuje, głównie dlatego, że codzienne życie w Wuhanie jest ściśle regulowane przez rządowe instrukcje. Zaczęły działać wybrane sklepy, a na terenie kampusów uruchomiono punkty wydawania paczek żywnościowych dla tych, którzy nie chcą kierować się w stronę centrum miasta. We wszystkich tych miejscach stale obecna jest armia. Zadaniem żołnierzy jest czuwanie nad porządkiem, ale też sprawdzanie ludziom temperatury.
Informacje, które docierają z Wuhanu, są szczątkowe i trudne do weryfikacji. Zdecydowana większość relacji pochodzi od obcokrajowców. Wiemy chociażby o cenzurze, którą chiński rząd nałożył na media społecznościowe – nie można pisać o koronawirusie na popularnych komunikatorach. Problemem są też niedostateczne zasoby środków sanitarnych. Wuhan zmaga się nie tylko z wirusem, ale też z podróbkami masek, które nie dają żadnej ochrony.
Skutki i zaniedbania
Nie znamy imion i historii zarażonych osób i ofiar koronawirusa. Uwaga całego świata i mediów koncentruje się głównie na samym wirusie i związanych z nim zagrożeniach. Opisuje się głównie strategię walki i prewencji. Tragedia mieszkańców Wuhanu jest jedynie bladym tłem do tych opisów. Zapomina się, że właśnie oni są najbardziej narażeni na niebezpieczeństwo – nie tylko ze strony wirusa, ale też przez sytuację, w której przyszło im żyć. Podczas epidemii SARS w 2003 r. kanadyjscy naukowcy przeprowadzili badanie na 129 osobach izolowanych z powodu zarażenia. Stwierdzono wówczas, że długotrwała kwarantanna może powodować zespół stresu pourazowego, a z czasem nawet i depresję. Wniosek jest prosty: im dłużej potrwa kwarantanna w Wuhan, tym bardziej prawdopodobne, że pomocy będą potrzebować nie tylko zarażeni.
Skutki koronawirusa w samej prowincji Hubei są bardzo poważne. Liczba chorych stale się zwiększa. Osoby uwięzione we własnych mieszkaniach narażone są na wzajemne zarażanie się. Problemem jest też niedostateczna infrastruktura medyczna. W szpitalach brakuje sprzętu, miejsc dla chorych i co najważniejsze – rąk do pracy. Medycy pracują non stop, nie ma kto ich zastąpić. Mimo to rząd nakazał budowę dwóch nowych szpitali, które powstały w ekspresowym tempie i w równie krótkim okresie zostały zapełnione kolejnymi chorymi.
Wielu zastanawia się, czy rząd Chin panuje nad sytuacją. Nie jest znana dokładna liczba chorych. Związane jest to z samą specyfiką wirusa, który może przenosić się bezobjawowo – zarażeni mogą nie wiedzieć nawet, że są chorzy. Znane są natomiast sytuacje zaniedbania ze strony lokalnych władz. Tak jak w przypadku 16-letniego Yan Chenga, chłopaka z porażeniem mózgowym. Jego ciało zostało znalezione tydzień po tym, gdy jego ojciec – i zarazem jedyny opiekun – został poddany kwarantannie. Przyczyną śmierci był głód. Sprawa poruszyła Chińczyków i spotkała się ze zdecydowaną reakcją: za brak opieki swoimi posadami zapłacili lokalny burmistrz i sekretarz partii.
Zapomniani
Większość informacji, która dociera z Chin, jest rozdmuchana, co nie znaczy, że zagrożenia nie ma. Koronawirus wywołał panikę, choć jeszcze bardziej wywołały ją obrazki z samego Wuhanu – puste ulice i historie mieszkańców uwięzionych we własnych mieszkaniach. Mimo tego zapomina się o ludziach. Wiele relacji koncentruje się głównie na samych Chinach i warunkach w nich panujących. Podkreśla się, że po raz drugi w XXI w. wybucha tam epidemia. Media zastanawiają się nad przyczynami wirusa, nie skupiając się nad tym, co wydaje się ważniejsze – nad skutkami, z którymi borykać się muszą zwykli ludzie. To właśnie oni, znajdujący się w odciętych regionach Chin, są bezpośrednimi ofiarami koronawirusa.