Ciągle pamięta go wiele osób w Poznaniu czy Krakowie, gdzie posługiwał jako duszpasterz akademicki w połowie XX wieku. Przez świeckich zapamiętany został jako znakomity „kojarzyciel” par małżeńskich („Tylko Badeni dobrze cię ożeni”), zaś przez duchownych jako legendarny wręcz mnich – trochę ikona, trochę ekscentryk, trochę mistyk, na pewno zaś postać niezwykła.
To on osobiście zadzwonił w połowie 2009 r. do dziennikarki z Krakowa Judyty Syrek, prosząc, by zechciała z nim przeprowadzić wywiad o paruzji. Już znał ją z pracy przy innych wspólnych książkach (m.in. Kobieta – boska tajemnica), dziś jest szerzej znana głównie z powstałej znacznie później telewizyjnej serii „Sekrety mnichów”. O. Badeni wyznał, że polecenie podyktowania książki-wywiadu o paruzji dostał od samego Pana Boga w trakcie wizji, którą miał podczas sprawowania Mszy św. Z wizji zwierzył się swojemu powiernikowi o. Janowi Andrzejowi Kłoczowskiemu OP i on także sugerował zwrócenie się ze sprawą do Judyty. Zdziwiona dziennikarka próbowała się wykręcać, ale po kolejnych spotkaniach z o. Joachimem uległa namowom dominikanów. W czasie kilku następnych ich rozmów powstał niezwykły wywiad, i jak się okazało niedługo: ostatni, jakiego w życiu udzielił o. Joachim. Pół roku później już nie żył.
– To była najważniejsza rozmowa mojego życia. Początkowo polegała na moim spieraniu się z o. Joachimem, ponieważ nie zgadzałam się z kilkoma jego poglądami, ale każda następna rozmowa coraz bardziej otwierała mnie na rzeczy, o których mówił – uważa dziś Judyta Syrek.
Jej rozmowa ukazała się po raz pierwszy w formie książki Uwierzcie w koniec świata w 2010 r. Rozeszła się bardzo szybko, spotykając się z dobrym odbiorem. Dziś została wznowiona jako część nowej publikacji zatytułowanej Siła nadziei wydanej przez Stację7. Drugą jej część stanowią niepublikowane dotychczas notatki z kazań o. Badeniego, zapisy dominikańskich opowieści o nim, zredagowane przez autorkę w formie biografii duchowej.
Przypomnieć o paruzji
Potoczne rozumienie paruzji jest zgoła inne niż to znane z nauczania Kościoła, które swoim wywiadem chciał wyjaśnić i nagłośnić o. Badeni. „Teraz to powinna nastąpić paruzja” – mówią niektórzy, chcąc zareagować na niekorzystne według siebie wydarzenia; końcem świata nazywamy dzianie się rzeczy niemożliwych, zaś mianem apokalipsy powszechnie określa się katastrofy, globalne nieszczęścia, coś, co budzi trwogę. Zresztą z powodu takiej wizji zrodził się podobno zwyczaj hucznego świętowania nowego roku. Gdy w nocy z 31 grudnia 999 r. na 1 stycznia 1000 r. nie nastąpił globalny kataklizm, a znany ludziom świat trwał dalej – Rzymianie świętowali... brak końca świata. Innymi słowy – nienadejście paruzji.
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja w początkach chrześcijaństwa, gdy właściwie wszyscy czekali na powrót Chrystusa w chwale, powtarzając końcową modlitwę z Apokalipsy, czyli „Przyjdź, Panie Jezu!”. Niektórzy czekali tak bardzo, że aż uznawali za bezsensowne jakiekolwiek działania, w tym pracę. Dlatego św. Paweł napominał Tesaloniczan, że „kto nie chce pracować, niech też nie je”.
O tę sytuację pyta o. Joachima Badeniego Judyta Syrek już na początku swojej z nim rozmowy. „Dlaczego chrześcijanie zapomnieli o paruzji? – Zapomnieli, bo minęło zagrożenie i skończyły się prześladowania chrześcijan na masową skalę. Świat stał się w dużej mierze chrześcijański” – odpowiada o. Joachim. W to zaś miejsce weszły jego zdaniem różne zagrożenia zakłócające świadomość chrześcijańską, takie jak: agnostycyzm i ateizm w różnych formach, słabnąca pełnia wiary, wiara, która jest tylko konwencją, zwyczajem. Antidotum na całą tę chrześcijańską nieświadomość może być właśnie przypominanie o paruzji.
– To jest najważniejszy walor przesłania o. Joachima w tej ostatniej rozmowie, że on w ogóle przypomniał o temacie ponownego przyjścia Chrystusa. Zbyt mocno dziś żyjemy wyłącznie tym, co jest teraz, emocjonujemy się pewnymi zjawiskami czy wydarzeniami na świecie i często nadajemy im taki wymiar apokaliptyczny, tak naprawdę nie rozumiejąc, co znaczy słowo „apokalipsa”. Paruzja tymczasem, o której opowiada ostatnia z ksiąg Pisma Świętego, jest przede wszystkim totalnym zwycięstwem dobra nad złem i nadejściem Chrystusa w chwale. Stąd właśnie to tytułowe przesłanie o sile nadziei – mówi Judyta Syrek.
Nadzieja paruzji
Rzeczywiście, o. Joachim wielokrotnie w tej ostatniej rozmowie mówi, że powtórne przyjście Chrystusa jest rzeczywistością napełniającą nadzieją. „Paruzja jest boska, a wszystko co boskie opłaca się człowiekowi, nawet jeśli wiąże się z cierpieniem”– zauważa o. Badeni. „Opłaca się” również dlatego, że będzie to czas totalnego zwycięstwa dobra nad złem, każdym złem. „Czy możliwe, żeby dalej wszystko kręciło się w nieskończoność: wojny, cudzołóstwo, pedofilia, okrucieństwa w rodzinie? Czy ludzie sami sobie z tym poradzą? Czy to wszystko ma tak dalej zostać i dalej gnić? To nawet po ludzku patrząc, jest nielogiczne. Musi być rozliczone. I będzie” – przekonuje dominikański mistyk.
Jego zdaniem „gdybyśmy mieli wiarę w paruzję, żylibyśmy całkiem inaczej. Żylibyśmy pewnością dobra, zwycięstwem dobra nad złem, mimo wszystkich okropności życia ludzkiego”.
O. Joachim Badeni – podobnie jak Kościół w swoim nauczaniu – nie podaje jednak „dat”, nie sugeruje, jakoby owo ostateczne przyjście Chrystusa miało być już niedługo. Wręcz przeciwnie. Przekonuje, że ta nieznajomość daty... zbliża nas do Pana Boga. „Gdyby ta pewność paruzji została podana z datą, to można by powiedzieć, że mamy jeszcze 200 albo 120 lat, czyli że można sobie jeszcze pohulać. Dlatego ponadczasowość paruzji daje bardzo głęboki duchowy spokój temu, kto otrzymał tę pewność”.
Badeni przestrzegał również przed interpretowaniem wydarzeń bieżących o gwałtownym lub katastroficznym charakterze jako znaku nadejścia Chrystusa. – Nie można używać paruzji jako straszaka wobec świata, gdy nam się coś w nim nie podoba. Ostrzegał, by nie interpretować też w kluczu Apokalipsy poszczególnych wydarzeń. Zachęcał za to, by nie czekać na paruzję biernie, ale już teraz dążyć do jak największej zażyłości z Bogiem. Zachęcał do głębokiego życia duchowego, bo tylko wtedy będziemy w stanie dobrze rozróżniać dobro od zła. Bez głębokiej relacji z Bogiem nie będziemy w stanie żyć wiarą w świecie, a nasza wiara stanie się dewocyjna, podległa instrumentalnemu wykorzystaniu. Stąd potem np. używanie wiary do dzielenia ludzi na lepszych i gorszych – mówi Judyta Syrek.
Aborcja i pedofilia a gniew Boga
Jej pytania w rozmowie są dociekliwe, zadawane z punktu widzenia zwykłego świeckiego, a nie teologa. Dopytuje o. Joachima m.in. o to, czy modlitwa sprawiedliwych odsuwa paruzję w czasie, czy w „Nowej Jerozolimie”, jaka nastanie, będziemy lubić nawet tych, których nie lubiliśmy na ziemi, czy nasza wolna wola ogranicza Boże miłosierdzie? Ale też próbuje ustalić, kto może być owym opisywanym w Apokalipsie Antychrystem oraz jakie grzechy ludzkości powodują największy gniew Boga.
W odpowiedzi na to ostatnie pytanie o. Badeni mówi z całą stanowczością, że są to krzywdy wyrządzane „maluczkim”, czyli dzieciom. „Aborcja i pedofilia – to są dwa grzechy, które budzą gniew Boga, wyraźnie to widzę. Pedofilia to krzywdzenie dziecka w sposób najbardziej potworny, szczególnie jeśli robi to duszpasterz, zakonnik, ksiądz czy zakonnica” – mówi Joachim Badeni. Nawet więcej. Jego zdaniem właśnie te dwa grzechy budzą u Pana Boga większy gniew niż gromadzenie broni jądrowej, ciągłe konflikty i doprowadzanie świata do samozagłady.
Przypomnijmy, że diagnoza ta została sformułowana w 2009 r., na długo przed największymi aferami pedofilskimi w Kościele i na długo przed „czarnymi protestami” w obronie „prawa” kobiet do aborcji.
Boży zbieg okoliczności
Zbiegnięcie się w czasie ponownej publikacji wywiadu z o. Badenim z obecnymi wydarzeniami autorka rozmowy odczytuje jako Boży zbieg okoliczności. – Decyzja o wydaniu Siły nadziei zapadła wiosną 2020 r., w związku z wybuchem pandemii. Wydało się nam, że głosu mędrca, jakim bez wątpienia był o. Joachim, potrzeba dzisiaj bardzo wielu ludziom. Bo wiele osób patrząc na sytuację na świecie spowodowaną wirusem, zadaje teraz pytania o sens, o przyszłość tego świata, o wartość życia. Coś w nas domaga się nadziei. Ale gdy już zbliżał się termin przygotowywania książki do druku, pojawiło się orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego o aborcji, rozpoczęły się strajki kobiet, przeplatane kolejnymi doniesieniami o pedofilii w Kościele. I wtedy zobaczyliśmy, że słowa o. Badeniego są wciąż aktualnym przesłaniem, i dzisiaj chyba jeszcze mocniej do nas przemawiają niż 10 lat temu – mówi Judyta Syrek.
o. Joachim (właść. Kazimierz) Badeni (1912–2010)
nawrócony przedwojenny arystokrata, który do Zakonu Kaznodziejskiego wstąpił po 30. roku życia, na skutek przeżytego jeszcze przed wojną przeżycia mistycznego. Był duszpasterzem akademickim w Poznaniu (1957–1975), Wrocławiu (1975–1976) i Krakowie (1977–1988). Znany z dużego dystansu do siebie i poczucia humoru, jednocześnie przez całe życie doznający przeżyć mistycznych, o których zwierzał się tylko nielicznym. Zmarł 11 marca 2010 r. w Krakowie, mając 97 lat. Spoczywa na cmentarzu Rakowickim. Od dwóch lat trwają w zakonie przygotowania do ewentualnego rozpoczęcia jego procesu beatyfikacyjnego