Duch Święty. Ogień, woda, gołębica, gwałtowny wicher – nieprzystające do siebie obrazy nie przybliżają nas do Trzeciej Osoby Boskiej. Prawdą jest, że mówienie o Duchu Świętym przypomina nieco kroczenie we mgle. Problem z Duchem Świętym pojawił się już w czasach św. Pawła. Kiedy Apostoł Narodów przybył, pod koniec swej apostolskiej działalności, do Efezu i zapytał uczniów, czy otrzymali już Ducha Świętego, oni odpowiedzieli: „Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty” (Dz 19, 2). Jak więc mówić o Kimś, kto nie ma oblicza i nie wypowiada ani jednego słowa? Prosto, ale ze swadą, tak jak opowiadał podczas konferencji o Duchu Świętym, głoszonych w latach 1982−1985, o. Joachim Badeni OP, a wydanych niedawno przez oficynę Esprit.
Neurastenikiem jestem, bardzo mi przyjemnie
„Wyrzućcie wszystko, by zrobić miejsce na tajemnicze działanie Ducha Świętego” − zachęcał i radził: „Przyjmij swobodną postawę dziecka wobec Ojca Niebieskiego. (…) Należy się czuć swobodnie w obliczu Ojca Niebieskiego”. „Duch Święty mówi przez dzieci”. „Otrzymujemy ład żywiołów. Tak jak morze burzy się czy wicher wieje, a jednak nie są chaotyczne − są groźne, gwałtowne, ale zawsze rytmiczne − tak ład Ducha Świętego we mnie jest ładem rytmu, nie ładem szufladkowania. (…) Jest ładem miłości we mnie. I to tchnienie daje mi radość, pokój, wstrzemięźliwość i wszystkie inne kojące i umacniające owoce Ducha Świętego” − tak mówił o darach Ducha Świętego. Był przekonany, że Duch Święty działa wszędzie i w każdym człowieku, który zwraca się ku Niemu.
Kim był zmarły przed pięcioma laty o. Badeni? „«Neurastenikiem jestem, bardzo mi przyjemnie». A jednak przychodzą do mnie ludzie, aby odnaleźć spokój. Przed niedoszłym samobójstwem, rozwodem, w chorobie psychicznej. Czy ja ich uspokajam? Skądże. A jednak wychodzą uspokojeni. (…) To jest działanie Ducha Świętego przez człowieka” − przyznał sam podczas jednej z konferencji zawartych w wydanej niedawno książce Moc z wysoka. Opowieść o Duchu Świętym. − Ojca Joachima widziałem w różnych sytuacjach i tylko raz byłem świadkiem, kiedy trudno mu było utrzymać nerwy na wodzy. Mówiąc o sobie, że jest neurastenikiem chciał podkreślić, że wszystko, co dobrego otrzymał czy zrobił, nie pochodziło od niego, ale było nadprzyrodzonym darem. Nawet wady, które posiadał (a któż ich nie ma) nie przeszkodziły Duchowi Świętemu posługiwać się niedoskonałym człowiekiem − wspomina Sylwester Szefer, redaktor niepublikowanych dotąd wystąpień legendarnego dominikanina. Zaznacza, że ojciec Joachim był zdziwiony, że ludzie, którzy do niego przychodzą – często w jakiejś depresji, smutku, załamaniu – odchodzą pocieszeni i uspokojeni. Widział wyraźnie, że to nie jest jego zasługa.
Proszę pana, mam fontannę
Urodzony w 1912 r. w Brukseli, w arystokratycznej rodzinie, ojciec Joachim Badeni przez wiele lat był duszpasterzem akademickim w Krakowie. Przychodziły do niego tłumy młodych ludzi, żeby z nim porozmawiać i poprosić o modlitwę. Szefer podkreśla, że dominikanin był słynnym specjalistą od spraw „sercowych”, niejedna dziewczyna przyprowadzała do ojca swojego chłopaka, żeby potem zapytać, czy dobrze wybrała. Nawet krążyło po Krakowie takie hasło „Tylko Badeni dobrze cię ożeni”. − Odwiedzałem ojca najczęściej po to, aby przeprowadzić z nim dziennikarski wywiad. O najgłębszych sprawach potrafił mówić w sposób niezwykle ciekawy i prosty. Trzy spośród tych rozmów zostały wydane później w książce Kobieta, mężczyzna, Boska miłość. Takich wywiadów rzek zarejestrowanych przez różnych autorów powstało kilkanaście − dodaje.
Ojciec Joachim był człowiekiem bardzo skromnym. Nie chciał mówić o sobie, a zwłaszcza o swojej młodości. − Może dlatego, aby nie peszyć rozmówcy, gdyż jego rodzina była skoligacona z dworami królewskimi Europy. Interesował się drugim człowiekiem, był pogodny, pełen humoru. Ja, pochodzący z „nizin”, czułem się w jego obecności zupełnie swobodnie, zawsze odchodziłem ze spotkania z nim umocniony dobrym słowem. To był prawdziwy ojciec − opowiada redaktor. W latach 70. XX w. dominikanin związał się z Ruchem Odnowy w Duchu Świętym, choć − jak sam przyznawał − kiedyś był wrogiem Odnowy. Wszystko zmieniło się w 1975 r., podczas spotkania modlitewnego we Wrocławiu z francuskim dominikaninem, o. Alberetm de Monelonem, którego wystąpienie miał tłumaczyć. „Siedzi około 40 osób, ojciec Albert mówi, ja tłumaczę. Nudzi mnie to bardzo. Wreszcie jakaś siostra (…) zmienia mnie. (…) W pewnym momencie tutaj (ojciec pokazał na splot słoneczny), w tym miejscu bucha jakby fontanna wody. Wyraźny, pod ciśnieniem strumień wody. O, myślę sobie, odbiło mi, trzeba będzie pójść do psychiatry: − Proszę pana, mam fontannę. Ale po pewnym czasie ta fontanna opadła. Myślę, że to było wyczuwalne przeżycie chrztu w Duchu Świętym” − wspominał o. Badeni.
Teczka na dnie szuflady
− Może to zabrzmi nieprawdopodobnie, ale pewnego dnia znalazłem w piwnicy teczkę z napisem „Ojciec Joachim”, a w niej kartki zapisane krzywymi literami, niektóre jakby hieroglifami. Były to spisane z taśm magnetofonowych konferencje ojca Joachima z lat 80. − opowiada Szefer. − Okazało się, że osoby przepisujące taśmy popełniały błędy ortograficzne, pisały niewyraźnie, ale nie uroniły ani słowa z przekazu dominikanina. Wystarczyło te kulfony odczytać, wpisać do komputera, dać tytuły, podzielić na rozdziały i książka gotowa! − stwierdza. Wspomina, że przed trzydziestu laty część konferencji głoszonych przez ojca Joachima na spotkaniach modlitewnych w klasztorze oo. Dominikanów była nagrywana. Brakowało wtedy taśm, bo były produktem deficytowym, więc ochotnicy szybko je przepisywali, żeby można było ich użyć kolejny raz. − Uczestniczyłem w tych akcjach i założyłem specjalną teczkę, którą po wielu latach odnalazłem na dnie piwnicznej szafy − dodaje redaktor.
O. Badeniego poznał trzydzieści lat temu, przychodząc na „siódemki” (Msze św. o godz. 7.00 rano dla studentów). Przyznaje, że był pod wrażeniem jego krótkich, błyskotliwych kazań. Nigdy ich nie przygotowywał, po prostu dzielił się kilkoma myślami po przeczytaniu Ewangelii. − Kiedyś powiedział mi, że otrzymał taki charyzmat, który uruchamia się wtedy, gdy ma przed sobą tekst Pisma Świętego i słuchających ludzi. Wtedy mówi to, co widzi. Mówił, że słowo Boże świeci, że „światło promieniujące ze słowa Bożego jest światłem dającym pokój i ukojenie” − wspomina Szefer. Odbiorcy kazań o. Joachima czuli, że to, co mówi, jest głęboko zanurzone w modlitwie. Szefer podkreśla, że
o. Joachim jest dla niego przede wszystkim nauczycielem modlitwy. Dominikanin twierdził, że modlitwa jest prosta, bo Pan Bóg jest nieskończenie prosty. I wszystko, co się z Nim wiąże, też jest proste. − Mówił, że nieprzypadkowo Szaweł z Tarsu po spotkaniu z Jezusem został zaprowadzony do Damaszku na „ulicę Prostą”. Tak się dzieje z każdym człowiekiem, który spotyka Boga – wychodzi na prostą drogę i w prostocie, tak jak Szaweł, doświadcza napełnienia Duchem Świętym − wspomina Szefer.
Konferencje o. Badeniego dalekie są od „książkowego gadania”, wyjaśniają trudny temat dotyczący Ducha Świętego w fascynujący sposób, odwołując się do życiowych, nierzadko zabawnych sytuacji. „To nie jest księżowskie gadanie, to jest coś, co we mnie się dzieje, to dar, który tkwi w człowieku” – mówił do swoich słuchaczy o. Badeni.
Korzystałam z: Moc z wysoka. Opowieść o Duchu Świętym. Opracował Sylwester Szefer, Wydawnictwo Esprit, Kraków 2015.