Babcia podsuwa smaczne kąski wnuczkowi. Zrobiła jego ulubioną zupę jarzynową i zdrową zapiekankę. Tak cieszyła się na przyjazd jedynego wnuka. On tymczasem grymasi przy stole. Babcia czuje zawód, tyle przygotowań! Przypomina sobie własne dzieciństwo po wojnie, gdy wcale się im w domu nie przelewało. Czuje, jak w jednej chwili zalewa ją złość: „Co za niewdzięczne dziecko! Widocznie nie wie, co to głód, w czasie wojny to dopiero chodziliśmy głodni!”.
Czy taki obrazek coś ci przypomina? Może sam wpadłeś w pułapkę porównywania własnego życia do życia swoich dzieci czy wnuków? Może przeżywasz na nowo emocje z tym związane?
Wstyd niewystarczającego rodzica
Adwent sprzyja pracy nad sobą, a czas spotkań świątecznych i końca roku może być okazją do podsumowań i porównań. Niekoniecznie wypadną one na naszą korzyść. Może obiecałem sobie nie krzyczeć na dzieci jak mój ojciec, a widzę jego mało maskowaną satysfakcję, gdy to robię, jego mina to jak zdanie: „A nie mówiłem?”. Może obserwując nasze dorastające dzieci, widzimy, ile czasu spędzają z telefonem i że czasem wybierają znajomych zamiast kontaktu z nami. Zastanawiamy się, czy mogliśmy coś zrobić inaczej, czy coś poszło nie tak? Te wszystkie pięknie przystrojone domy na Facebooku i Instagramie zawstydzają, gdy nam ledwie udało się kupić ostatnie mrożone uszka i odkurzyć plastikową choinkę z zeszłego roku, która jeśli czymś w ogóle pachnie, to strychem. Co myślę o sobie jako rodzicu? Co zrobiłem dobrze? Z czego jestem zadowolony? Co sobie wybaczam? Czego się wstydzę? Na co już nie mam siły, żeby zrobić lepiej? Czy akceptuję, że jestem wystarczająco dobrym rodzicem, a moje dzieci mogą podejmować inne wybory niż ja na ich miejscu?
Trudne emocje dzieci
„Jesteś głupi, nienawidzę cię!” – gdy pierwszy raz słyszysz to od dziecka, często rozdziera ci to serce. A może jednocześnie myślisz sobie, że nigdy nie powiedziałbyś tak do własnego rodzica, bo groziłoby ci porządne lanie. Czego jeszcze nie mogłeś jako dziecko? Czy twoi rodzice wiedzieli o tobie tyle, ile ty teraz wiesz o swoich dzieciach? Czy znali ciebie prawdziwego? Jak teraz wyrażasz emocje? Może najczęściej czujesz się „po prostu dobrze” lub „tak sobie” i nie masz dostępu do innych uczuć, do tego, co cię złości i cieszy? Przeżywając z naszymi dziećmi ich czystą i nieskrępowaną złość, możemy odnaleźć także w sobie nowe pokłady emocji. To nie znaczy, że mamy zgadzać się na bycie gryzionym przez dziecko, najlepiej stawiać granice, pokazywać dozwolone zachowania („jesteś wściekły, ale nie wolno ci bić mnie ani siostry”), ale jednocześnie nie zaprzeczać emocjom, które są obecne, mówiąc „przesadzasz, co to za histerie!?”. Dziecku łatwiej jest doświadczać uczuć, kiedy w jego otoczeniu jest osoba, która akceptuje je wraz z jego emocjami, rozumie je i chce mu towarzyszyć. Gdy pozwalamy dzieciom na wyrażanie emocji, może to być okazja również dla nas, by zaprzyjaźnić się z własną radością, złością i bezradnością. Smutek, który się czasem również pojawi, może być też związany ze świadomością, że nie zawsze będziemy mogli pomóc dzieciom, np. w kontaktach z rówieśnikami.
Nasze żale i nieopłakane straty
Może pamiętasz, że w wieku 18 lat już zarabiałeś na swoje utrzymanie, a twoje dzieci w tym wieku wybierają ciekawe studia, których kiedyś w ogóle nie było i na które nie miałeś szans się dostać. Czasem zdarza się, że zazdrościmy naszym dzieciom ich swobody, asertywności i możliwości, które mają. Mają dostęp do niemal wszystkich filmów i książek świata i niekiedy wydają się tego nie doceniać. Czy nie próbujesz przypadkiem spełniać swoich niezrealizowanych planów poprzez dziecko, namawiając je na inny kierunek studiów, by „nie zmarnowało sobie życia”? Czy dajesz mu wybierać plany według własnego uznania? A może to czas, żeby dać szansę również sobie na spełnienie pasji. Zapisać się wreszcie na ten kurs rysunku, który śledzisz od miesięcy.
Zabawa
Dzieci i wnuki wymuszają często na nas stanięcie w prawdzie z innymi ważnymi pytaniami: czy umiemy się bawić i cieszyć? Czy umiemy układać klocki i bawić się lalkami przez 15 minut bez zerkania na zegarek i telefon? Jak z naszą cierpliwością, gdy czytamy po raz dwudziesty tę samą bajkę? Czy nie boimy się wygłupiać i śpiewać z dzieckiem na ulicy, bo „co sobie pomyślą inni?”. Co nas cieszy? Czy dajemy sobie czas na zwykły odpoczynek i czas dla siebie, zamiast pędzić w kierunku nigdy niekończącej się listy zadań? Lawrence J. Cohen, autor książki Rodzicielstwo przez zabawę napisał: „Zabawa jest fajna, ale jest też pełna ukrytych znaczeń i bardzo złożona. Im inteligentniejsze zwierzę, tym więcej czasu poświęca na zabawę. (...) Człowiek zdobywa wiedzę o świecie i sobie samym dzięki odkrywaniu ich przez praktykę. Część procesu uczenia się po prostu dzieje się sama, towarzysząc naszemu życiu, lecz inna część zachodzi właśnie przez zabawę. (...) Zabawa jest ważna nie dlatego, że dzieci poświęcają na nią tak wiele czasu, ale dlatego, że nawet najzwyklejsza składa się z wielu warstw znaczeń”.
Pojednanie z przeszłością
Przeżywanie dzieciństwa naszych dzieci czy wnuków może być dobrym czasem na przepracowanie własnej trudnej przeszłości, wybaczenie sobie lub naszym bliskim błędów, które popełnili, zbudowanie nowego sposobu porozumiewania się. Jak to zrobić? Jednym ze sposobów jest terapia. Według danych GUS około 1,6 mln pacjentów korzysta w Polsce z pomocy psychologicznej. Natomiast według danych Światowej Organizacji Zdrowia nawet jedna czwarta z nas w ciągu życia może potrzebować takiej pomocy, bo spotkamy się z jakimś rodzajem kryzysu psychicznego (związanego z depresją, żałobą, stratą lub traumą). Możemy zatem przyjąć, że liczba osób korzystających z pomocy powinna się zwiększać dla dobra osób cierpiących, ale również ich otoczenia w domu i w pracy. Innym sposobem pracy z emocjami jest poznawanie rodzinnych historii przez rozmowy z rodzicami czy dziadkami lub obserwację: Jak poznali się dziadkowie? Jak wyglądało ich codzienne życie? Jaki wpływ miały na ich rodzinę wydarzenia na świecie, np. wojna? Czy rodzina przeżyła jakąś traumę czy strach? Z czego są dumni? O czym wolą nie rozmawiać? Co jest rodzinną tajemnicą? Jak w naszym domu przeżywa się święta? Czy jesteśmy przede wszystkim zajęci, bo ciężka praca jest główną wartością, czy znajdujemy czas na wspólną modlitwę i spacer?
Terapeutka Alice Miller w książce Dramat udanego dziecka pisze, że jeśli byliśmy wychowani jako grzeczne i niesprawiające problemów dziecko, bardzo możliwe, że nauczyło nas to odczytywać potrzeby i emocje innych bardziej niż swoje. Takie „wczesne przystosowanie” może uczyć pomijania i wypierania swoich potrzeb, bo ważniejsze jest, by robić wszystko, aby zadowolić rodziców: uczyć się z każdego przedmiotu świetnie zamiast pójść za pasją, która naprawdę nas interesuje. Potem jako dorośli uzależniamy się od tego potwierdzenia u innych, u partnera czy osób oceniających nas w pracy. Wykształcamy tzw. fałszywe ja, pokazując tylko to, czego się od niego oczekuje. Gdy stajemy oko w oko z doskonale asertywnym 3-latkiem, który mówi wprost „nie będę tego robił, bo nie mam ochoty”, doznajemy szoku i budzi się w nas natychmiastowa chęć kontroli – „bo przecież musisz robić to, co ja powiedziałem!”. A co jeśli sprawdzimy, czemu dziecko nie chce nosić tej akurat bluzy, może okaże się, że drapie je metka? A co jeśli staniemy w obronie naszego wewnętrznego dziecka? Dlaczego tak naprawdę nie mam ochoty iść na to spotkanie, robić tego zadania w pracy? O co woła moje dziecko i moja złość? Może chce mnie tak naprawdę ochronić? Czy daję sobie prawo, by nie wiedzieć, by być słabym, bezbronnym, niepewnym?
Miller pięknie o tym pisze: „Wolno mi być złym i nikt od tego nie umrze” i dalej „W trakcie terapii budzi się małe, ukryte za wszystkimi swymi osiągnięciami, samotne dziecko i pyta: Co by się stało, gdybym pojawiła się przed wami zła, brzydka, gniewna, zazdrosna, zagubiona? Co stałoby się z waszą miłością? A przecież taka również byłam? Czy oznacza to, że kochaliście nie mnie, lecz jedynie to, co widzieliście? Porządne, godne zaufania, wrażliwe, pełne zrozumienia, wygodne dziecko, które w gruncie rzeczy było zupełnie kim innym?” .
Dostęp do naszych najtrudniejszych emocji mają właśnie nasze dzieci, bo sprawdzają, czy muszą dopiero zasłużyć na naszą miłość, czy ona tam jest, nawet gdy nie jesteśmy z nich dumni. Nieświadomie testują naszą spójność, gdy najpierw tłumimy naturalną ciekawość dziecka, mówiąc, że „pewnych pytań nie należy zadawać”, a później, gdy dziecko utraci naturalny impuls do uczenia się, proponujemy mu korepetycje, by poradziło sobie w szkole.
Bywa, że musimy przeżyć własny żal do rodziców, że takimi jakimi byliśmy, nie zasługiwaliśmy w naszym odczuciu na miłość. Bywa, że jedynym sposobem na przeżycie tego żalu jest zauważenie, że nasi rodzice również starali się najbardziej jak mogli.