Jego genezy należy upatrywać w reakcji niemieckiego episkopatu na wyniki trwających parę lat studiów realizowanych przez czołowe niemieckie instytuty badawcze, które dotyczyły problemów pedofilii w kręgach duchowieństwa. W latach 1946–2014 różnego rodzaju przestępstw tego rodzaju dopuściło się aż 1670 duchownych. Jak dziś wiemy, ten problem nie dotyczył jedynie naszych zachodnich sąsiadów. Jednak reakcja niemieckich katolików – i to zarówno osób świeckich, jak i zdecydowanej większości tamtejszego episkopatu – zasługuje na szacunek.
Działania, które podjęto, mają na celu zahamowanie gwałtownie zmniejszającej się liczby osób przyznających się do związku z Kościołem. W 2017 r. rezygnację z dalszego płacenia podatku kościelnego (co jest w Niemczech traktowane jako wystąpienie z Kościoła) zadeklarowało 167 tys. katolików, a rok później aż 216 tys. Pod względem wiarygodności Kościół katolicki zajmuje dziś szóste od końca miejsce wśród funkcjonujących w tym kraju instytucji. Ufa mu jedynie 18 proc. badanych. Według przewidywań niemieckich socjologów za 40 lat liczba tak ewangelików, jak i katolików zmniejszy się o… połowę.
Zadaniem, przed którym staje dziś Kościół w Niemczech, jest próba odzyskania utraconej wiarygodności. Stąd też na czoło zagadnień, którymi mają się zająć uczestnicy synodalnych posiedzeń, wysuwają się cztery: władza osób duchownych, przyszłość celibatu, etyka seksualna oraz pozycja kobiet w Kościele. – Te wszystkie problemy dotyczą wiarygodności Kościoła, która jest istotnym czynnikiem warunkującym ewangelizację – mówi zastępca przewodniczącego konferencji episkopatu Niemiec bp Franz-Josef Bode z Osnabrück.
Posłuchać świeckich
Na miejsce pierwszego spotkania (30 stycznia – 1 lutego) wybrano Frankfurt nad Menem. Ma w nim uczestniczyć 230 osób, wśród nich 69 biskupów. Tak samo liczna jest reprezentacja Związku Katolików Niemieckich. Na liście uczestników są także przedstawiciele zgromadzeń zakonnych, reprezentanci diecezjalnych rad kapłańskich, wydziałów teologicznych, przedstawiciele młodego pokolenia oraz świeccy pracownicy Kościoła. Jedną trzecią uczestników stanowią kobiety – i to zarówno siostry zakonne, teolożki, jak i działaczki organizacji kobiecych.
Na szczególną uwagę zasługuje liczna reprezentacja laikatu. Rzecz jednak nie tylko w liczbach. Silna pozycja świeckich uczestników frankfurckiego spotkania wynika przede wszystkim stąd, że ich mandat nie jest wynikiem biskupiego nadania, lecz demokratycznych wyborów. Są to w głównej mierze przedstawiciele rad parafialnych, dekanalnych, działacze różnego rodzaju organizacji i stowarzyszeń katolickich. Co więcej, wsłuchując się w ton ostatnich wypowiedzi niemieckich biskupów, trudno dopatrzeć się obecnego jeszcze w wielu katolickich krajach dystansu między duchownymi a świeckimi. – Dziś rozmowa w Kościele odbywa się często według zasady: ci tam u góry i ci tam na dole. Podejmując tę pracę, mamy na celu znalezienie wspólnych dróg – powiedział bp Peter Kohlgraf z Moguncji. Jakby wtórując swemu koledze, bp Franz-Josef Overbeck z Essen w noworocznym liście do swoich diecezjan napisał: „Wkroczenie na drogę synodalną musi się łączyć ze zgodą na Kościół bardziej pokorny”.
Niemalże we wszystkich „przedsynodalnych” wypowiedziach członków niemieckiego episkopatu pobrzmiewa coraz głośniej uznanie dla aktywności świeckich katolików. Nie wszyscy zapewne idą tak daleko jak bp Stefan Oster. Ten ordynariusz naddunajskiej Pasawy dopuszcza możliwość udziału świeckich w przysługującemu każdej diecezji prawu proponowania kandydatów do urzędu biskupa. Co więcej, daje pod rozwagę uczestnikom frankfurckich obrad możliwość powołania do życia nowego typu sądownictwa kościelnego, któremu podlegaliby także biskupi.
Dokąd prowadzi ta droga
Nikt nie oczekuje jednak, aby w tak krótkim czasie możliwe było wypracowanie dojrzałych i zadowalających wszystkich rozwiązań. Niemiecką drogę synodalną przewidziano na okres dwóch lat, a potem… No właśnie, z tym może być największy problem. Po pierwsze dlatego, że w szeregach niemieckiego episkopatu są także biskupi ostrzegający przez podążaniem specjalną (w domyśle niemiecką) drogą. Po drugie, żaden biskup nie może być zobligowany do przyjęcia ewentualnych postanowień uczestników synodalnych obrad. Po trzecie zaś – i to jest chyba najważniejsze – te ostatnie nie mogą mieć wymiaru uniwersalnego.
Postanowienia będące owocem synodalnej drogi zostaną przesłane Stolicy Apostolskiej. Wtedy staną się przedmiotem refleksji tamtejszych gremiów, tym bardziej że większość problemów rozpatrywanych w Niemczech nie odnosi się jedynie do tego kraju. Trudno przewidywać, z jakim przyjęciem spotkają się w Rzymie niemieckie postanowienia. – Oczekujemy braterskiej odpowiedzi, która może przybrać formę zaproszenia do regionalnego synodu – mówi bp Bode.
Ten hierarcha był jednym z biskupów uczestniczących na początku grudnia w Berlinie w seminarium naukowym poświęconym problematyce homoseksualizmu. Jego dyskutanci zgodzili się, że homoseksualizm należy do normalnych form predyspozycji seksualnych.
Głośnym echem odbiły się też ostatnio słowa kard. Marxa o możliwości błogosławienia par homoseksualnych. Niemiecki purpurat wyjaśnił jednak, że nie oznacza to błogosławieństwa związków „małżeńskopodobnych”, lecz duszpasterskie wsparcie. Małżeństwo bowiem, jak tłumaczył, to trwały związek kobiety i mężczyzny, otwarty na przyjęcie potomstwa.
Nieprzychylnie ustosunkowani obserwatorzy widzą tu niebezpieczeństwo odejścia niemieckiego episkopatu od nauczania Kościoła. Kard. Marx, który nie uczestniczył w berlińskim spotkaniu, podkreślił jednak, że zamiarem rozpoczynającej się drogi synodalnej nie jest tworzenie specjalnych niemieckich rozwiązań, lecz pozostanie w jedności z Kościołem.
Czas pokaże, czy te kontrowersyjnie brzmiące postulaty pojawią się również podczas drogi synodalnej.
Watykan oceni
Niemieckie propozycje nie mogą liczyć na ulgowe traktowanie. Przekonuje o tym precedens, z jakim mieliśmy do czynienia w Trewirze, najstarszej niemieckiej diecezji. Mając na uwadze malejącą liczbę kapłanów i konieczność zapewnienia posługi duszpasterskiej, tamtejszy biskup zarządził znaczne zmniejszenie liczby parafii poprzez połączenie dotychczasowych mniejszych i pobawionych księży jednostek. Zamiast prawie 900 miałoby teraz funkcjonować jedynie 35 parafii. Reformie towarzyszyć miały daleko idące zmiany w ich funkcjonowaniu. Zgodnie z decyzją bp. Stephana Ackermanna parafie winny być zarządzane kolegialnie ze znacznie większym udziałem osób świeckich. Kierownictwo tych nowych jednostek miałoby być powierzone liczącemu przynajmniej trzy osoby zespołowi, któremu przewodniczyłby tak jak dotąd kapłan. Nad pracą zaś tego organu kontrolę miałaby sprawować pochodząca z wyborów i składająca się wyłącznie ze świeckich rada parafialna.
Ku niezadowoleniu wielu niemieckich katolików Watykan odrzucił w całości proponowaną przez biskupa Trewiru reformę. Nie może to być jednak odczytywane jako brak zaufania do całego Kościoła w Niemczech, a tym samym jako przestroga przed być może zbyt daleko idącymi postulatami, wysuwanymi przez uczestników synodalnej drogi. Na czele tamtejszego episkopatu stoi przecież nie kto inny jak były biskup Trewiru kard. Marx. Dziś ten monachijski metropolita wchodzi w skład dziewięcioosobowej Rady Kardynałów, organu doradczego papieża Franciszka.
Kościół w Niemczech podejmuje kroki zmierzające do odzyskania wiarygodności. Idzie więc inną drogą niż Kościół w Irlandii. Następstwem ujawnionych tam pedofilskich skandali stało się masowe odwrócenie wiernych od Kościoła. Zabrakło pogłębionej refleksji i determinacji w działaniach mających na celu odwrócenie tych negatywnych tendencji. Kierowani zaś autorefleksją katolicy w Niemczech – i to zarówno hierarchowie, jak i świeccy – starają się podejmować kroki zmierzające do poprawy sytuacji.