Na naszych oczach przemija Kościół, jaki znamy. Rodzi się nowy – co do istoty ten sam, ale w nowym kształcie. Nie mam wątpliwości, że z chaosu, który obserwujemy, z kryzysu, jaki przeżywamy – częściowo zawinionego, po części zaś będącego właściwością antyklerykalnej, ale może i antyreligijnej epoki – zrodzi się w Polsce Kościół o innym obliczu. To, co dzieje się wokół – manifestacje po wyroku Trybunału, dyskusje wokół raportu o kard. McCarricku, spory wokół pedofilii wśród duchownych, pikujące sondaże zaufania do Kościoła nawet wśród najwierniejszych (o młodzieży nie wspominając) – wszystko to dobitnie nam uświadomiło, że utrzymanie dotychczasowego status quo nie będzie już możliwe (nawet pomimo groteskowych niekiedy gestów, jakie partia „bardziej papieska niż papież” wykonuje na rzecz scementowania sojuszu z Kościołem).
Zastanawiam się nad kształtem Kościoła przyszłości. To będzie nowa jakość: inna i duchowo dojrzalsza. W zmieniającym się świecie odmieniał się także wędrujący poprzez dzieje Kościół – jego obyczaje, relacje międzyludzkie, struktury. Nic nie jest wieczne – rodzi się, kwitnie i zamiera. Z wyjątkiem samego Kościoła. Starając się głosić odwieczną prawdę, ulegając grzechom i pokusom tego świata, przechodząc różne kryzysy, ale też płacąc cenę ogromną w czasie głośnych i ukrytych prześladowań – wciąż niesie przez dzieje skarb Ewangelii. Wyjdzie więc i z obecnego kryzysu i będzie trwał.
W jakim jednak kształcie? Tego dokładnie nie wiem. Ale wiem, że obecny kryzys może być dla Kościoła początkiem gruntownej, duchowej odnowy. Myślę, że będzie on bardziej pokorny, bo odkryje na nowo wartość tej cnoty – jaśniejącej w postaci Mistrza z Nazaretu, ale zbyt często lekceważonej w założonym przez Niego Kościele. W praktyce dnia codziennego będzie to oznaczać bardziej braterskie relacje pomiędzy świeckimi i księżmi, na przykład w kancelarii parafialnej, ale też pomiędzy księżmi i biskupami itd. Przygotowanie do sakramentów: Pierwszej Komunii, bierzmowania czy ślubu będzie bardziej bezpośrednie, a mniej fasadowe. Oczywiście warunkiem jest większa dojrzałość świeckich, ale zakładam, że i to się poprawi, bo świeckich po prostu będzie mniej. Mniej, ale bardziej świadomych. Tak więc cały Kościół charakteryzować się będzie – by odwołać się do niedawnych słów jednego z biskupów – większym „zasoleniem soli”, a więc głębszą żarliwością chrześcijan, tych zwłaszcza, którym powierzono pieczę nad wspólnotą – parafialną, diecezjalną, zakonną.
Bycie chrześcijaninem nie będzie czymś łatwym, oczywistym, bezrefleksyjnym. Nie będzie to katolicyzm kulturowy, lecz świadomy, oparty na głębszym niż dotąd przekonaniu, iż bycie wyznawcą Chrystusa to codzienna, wewnętrzna czujność, to gotowość do radykalnego świadectwa, to ofiarowanie siebie Bogu bez względu na konsekwencje.
Nie wiem, jaki kształt Kościoła w Polsce zrodzi obecny kryzys. Ale wiem, że stworzył on Kościołowi szansę na duchową odnowę. Wiem też, że ta odnowa jest niezbędna.