Logo Przewdonik Katolicki

Mianować biskupa? To nie takie proste

Ks. Artur Stopka
Po niespełna czterech latach w Białymstoku abp Tadeusz Wojda przenosi się do Gdańska fot. T. Margańska/EpiskopatNews

Na pozór nominacje biskupie i powierzanie diecezji nowym pasterzom to nieskomplikowana sprawa. Dlaczego więc niejednokrotnie trwa to tak długo?

Tomasz Krzyżak, komentując na łamach „Rzeczpospolitej” niedawną nominację nowego metropolity gdańskiego, napisał, że „Biskup urodził się po dobrze donoszonej ciąży”. Faktycznie trochę to trwało. Nie aż dziewięć miesięcy, ale jednak prawie siedem. O przyjętej przez papieża Franciszka rezygnacji abp. Sławoja Leszka Głódzia media informowały 13 sierpnia ubiegłego roku. Jego następcę ogłoszono 2 marca br. Ku zaskoczeniu części wiernych okazał się nim inny polski metropolita, abp Tadeusz Wojda, który dotychczas pełnił posługę w archidiecezji białostockiej. 
Nie takiego rozwiązania spodziewało się wielu katolików w Polsce. Oczekiwali nawet nie przeniesienia do Gdańska któregoś z biskupów diecezjalnych niebędących metropolitami lub kogoś z biskupów pomocniczych, ale powierzenia tej diecezji komuś, kto dotychczas sakry biskupiej nie przyjął. Wydawałoby się, że wśród wciąż licznego grona polskich księży szybko i bez kłopotu powinno się znaleźć odpowiedniego pasterza dla Kościoła gdańskiego. Rzeczywistość okazała się bardziej skomplikowana.

Nie było jednego sposobu
Wiele lat temu ks. Tadeusz Pawluk w komentarzu do ogłoszonego w 1983 r. przez św. Jana Pawła II Kodeksu prawa kanonicznego zwrócił uwagę, że u początków chrześcijaństwa nie wypracowano jednolitego sposobu powoływania biskupów. Wiadomo, że pierwszych biskupów powoływali apostołowie i ich uczniowie. Św. Paweł Apostoł, na przykład, w liście do Tytusa polecił mu ustanowić biskupów na Krecie. Wiadomo również o innym sposobie stosowanym w pierwszych wiekach chrześcijaństwa – biskupi byli wybierani przez duchownych i świeckich, tworzących konkretną wspólnotę.
Najbardziej znanym przykładem takiej praktyki jest św. Ambroży, który w 373 r. został biskupem Mediolanu, choć w chwili wyboru... nie był nawet ochrzczony. Jego przypadek potwierdza również, że po edykcie mediolańskim (313 r.) nominacjami biskupów zainteresowani byli przedstawiciele władz cywilnych. Wybór Ambrożego zaakceptował cesarz Walentynian, a papież Damazy I przysłał gratulacje. Wybieranych tą metodą biskupów „ze strony kościelnej” akceptował i konsekrował metropolita.

Władcy chętnie ingerują
Zwyczaj ingerowania panujących w nominacje biskupie upowszechnił się. W średniowieczu to najczęściej oni wyznaczali kandydatów na poszczególne biskupie stolice. Władcy chrześcijańscy, uważający się za opiekunów Kościoła, mieszanie się w jego personalia uważali niejednokrotnie wręcz za swój obowiązek. Wykorzystywali też datowane na V i VI stulecie „prawo patronatu”. Była to regulacja wewnątrzkościelna, która przyznawała fundatorom (np. świątyń i klasztorów) wpływ na zarządzanie majątkiem Kościoła i obsadzanie jego urzędów. W jej świetle dla fundatorów katedr było oczywiste, że to oni powinni wskazywać biskupów.
Również w późniejszych okresach panujący i rządzący na różne sposoby starali się zarezerwować sobie mniej lub bardziej bezpośredni wpływ na nominacje biskupie. Wpisywali go na przykład w konkordaty, ale też nierzadko uzurpowali sobie, wytwarzając różne nieformalne „zwyczaje”, które były tolerowane przez Kościół (nieraz z powodu braku innych możliwości funkcjonowania). Dlatego Sobór Watykański II (1962–1965) przypomniał stanowczo, że prawo nominowania i ustanawiania biskupów należy wyłącznie do władzy kościelnej. Zwrócił się też do władz świeckich na całym świecie, aby zrezygnowały z uzyskanych wcześniej praw i przywilejów w tej sferze, niezależnie od tego, czy posiadły je w drodze jakiejś umowy lub utrwalonego zwyczaju.

Skąd się biorą kandydaci?
Przypomnienie historycznych uwarunkowań jest potrzebne dla zrozumienia, że obecnie obowiązujące procedury nominacji biskupich w Kościele katolickim nie były stosowane w całych jego dziejach i przez stulecia „politykę personalną” starali się w nim prowadzić władcy świeccy. W wielu zakątkach świata wciąż usiłują oni wpływać na tę sferę życia i funkcjonowania Kościoła.
Obowiązujący aktualnie Kodeks prawa kanonicznego stwierdza jednoznacznie, że papież mianuje biskupów w sposób nieskrępowany albo zatwierdza wybranych zgodnie z (kościelnym) prawem.
Skąd się biorą kandydaci do tych nominacji? Tworzona jest swego rodzaju „baza kandydatów”. Przynajmniej co trzy lata biskupi diecezji wchodzących w skład konkretnej metropolii (albo Konferencje Episkopatu, jeśli okoliczności wskazują, że to lepsze rozwiązanie) po wspólnej naradzie w tajemnicy mają sporządzać listę prezbiterów (uwzględniając też zakonników), którzy nadają się ich zdaniem na biskupów i przesyłać ją do Stolicy Apostolskiej. Dodatkowo każdy biskup ma prawo podać do Watykanu nazwiska księży, których uważa za godnych i odpowiednich do posługi biskupiej. Jak widać, wspomniana „baza” jest systematycznie odnawiana.

Nuncjusz sonduje delikatnie
Gdy trzeba mianować biskupa diecezjalnego (lub koadiutora), Stolicy Apostolskiej przedstawiani są trzej kandydaci (ich lista nazywana jest „terno”). Zgodnie z prawem kanonicznym, legat papieski (najczęściej jest nim nuncjusz) ma za zadanie pojedynczo ich zbadać, zebrać na ich temat w różnych środowiskach opinie i z własnym wnioskiem przekazać do Watykanu. Trzech kandydatów na biskupa pomocniczego przedstawia Stolicy Apostolskiej biskup diecezjalny.
Na rolę nuncjuszy przy nominacjach biskupich zwrócił uwagę papież Franciszek już podczas swojego pierwszego spotkania z watykańskimi dyplomatami w czerwcu 2013 r. Powiedział wtedy, że w delikatnym zadaniu przeprowadzania sondażu do nominacji biskupich powinni zwracać uwagę na to, aby kandydaci byli pasterzami bliskimi ludziom. „To jest pierwsze kryterium: pasterze bliscy ludziom. Ktoś może być wielkim teologiem, wybitnym umysłem – niech idzie na uniwersytet, tam zrobi wiele dobrego. Ale tu potrzebujemy pasterzy” – stwierdził z naciskiem. Dodał, że powinni być „ojcami i braćmi”, łagodni, cierpliwi i miłosierni. Powinni też kochać ubóstwo w dwóch wymiarach – wewnętrzne jako wolność dla Boga, a także zewnętrzne jako prostotę i umiar w życiu. „Niech nie mają psychiki «książęcej». Uważajcie, by nie byli ambitni, nie dążyli do biskupstwa” – podkreślał Franciszek. Wskazał na coś jeszcze. „I niech będą «mężami» jednego Kościoła [lokalnego], nie szukając wciąż innego”– powiedział.

Coraz częściej odmawiają
Mimo stale odnawianej „bazy kandydatów” okazuje się raz po raz, że nie jest łatwo mianować nowych biskupów i obsadzać zwolnione stanowiska w diecezjach. Czasami trwa to wiele miesięcy. Z czego to wynika?
W grudniu 2019 r. prefekt Kongregacji ds. Biskupów kard. Marc Ouellet ujawnił, że około 30 proc. kapłanów, których papież Franciszek wybiera na biskupów, odmawia przyjęcia nominacji. W ciągu zaledwie dziesięciu lat ten wskaźnik wzrósł trzykrotnie. „Są różne powody, które należy uszanować” – dodał kard. Quellet. Jego zdaniem trzeba to zjawisko łączyć z „ogólnym kryzysem wiary”, jaki przeżywa duża część świata i który przejawia się także „w małżeństwie, życiu konsekrowanym, kapłańskim i w kulturze”. Zwykle wszystko odbywa się w tajemnicy, ale bywa i tak, jak w 2018 r. w Polsce, gdy jeden z ogłoszonych już biskupów pomocniczych w archidiecezji krakowskiej zdecydował się nie przyjmować święceń.
Wspomniany Tomasz Krzyżak napisał w „Rzeczpospolitej”, że według nieoficjalnych informacji odmawiali również kolejni kandydaci do objęcia archidiecezji gdańskiej. Nie wiadomo, czy byli to już wyświęceni biskupi, czy też prezbiterzy uznani za godnych i odpowiednich.

Raport pokazał problemy
Formalne i nieformalne problemy związane z nominacjami biskupimi pokazał częściowo ogłoszony w listopadzie ubiegłego roku przez watykański Sekretariat Stanu raport w sprawie byłego kardynała Theodore’a McCarricka. Andrea Tornielli, dyrektor programowy mediów watykańskich, w omówieniu raportu zauważył, że potwierdził on zaniedbania i niedocenienie faktów. „Podjęto decyzje, które okazały się błędne, również dlatego, że podczas weryfikacji zarządzonej w swoim czasie przez Rzym, osoby pytane nie zawsze mówiły wszystko, co wiedziały”. A znany publicysta George Weigel wprost pisał o potrzebie dalszej reformy procedury mianowania biskupów.
Pogłoski, że Franciszek może w tej dziedzinie dokonać poważnych zmian, pojawiły się w lutym ubiegłego roku, przy okazji nominacji nowego biskupa Genui. Ostatecznie został nim w maju o. Marco Tasco, wieloletni przełożony generalny franciszkanów konwentualnych.
Czy i kiedy faktycznie dojdzie do istotnych reform w procedurze nominowania biskupów i powierzania im diecezji, czas pokaże.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki