Logo Przewdonik Katolicki

Dialog to dzisiaj kwestia cudu

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

W sieciowej rzeczywistości przeciwników trzeba „zaorać”, zniszczyć, zgnębić, a nie prowadzić z nimi dyskusję o wartościach

Nigdy nie uważałem siebie za pesymistę. Niemniej gdy kilka dni temu uczestniczyłem w bardzo ciekawej konferencji odbywającej się w gmachu Episkopatu Polski z okazji rocznic janowopawłowych i prowadzący zadał nam pytanie, czy wierzymy, że w naszym kraju możliwy jest dialog między zwaśnionymi stronami, zaskoczył mnie pesymistyczny ton mej reakcji. Bo nie wierzę w to, że taki dialog jest możliwy. A co najgorsze, nie z powodu tego, co twierdzą czy głoszą strony tego konfliktu, ale z powodów nazwijmy je cywilizacyjno-technologicznych.
Dialog jest możliwy tam, gdzie spotykają się osoby, które mają silne przekonanie o własnej wartości. Wchodzę w dialog, gdy czuję się bezpieczny. Czuję wsparcie mojej wspólnoty, czuję, że prawdą jest to, w co wierzę. Problem w tym, że w dzisiejszych czasach nasze wspólnoty są coraz słabsze. Coraz więcej osób porzuca swoje wspólnoty lokalne i rozpuszcza się w anonimowych wielkich miastach. Wspólnoty tradycyjne przestają mieć znaczenie, a oni – zagubieni w metropoliach, gdzie wszyscy są sobie obcy – zaczynają poszukiwać tożsamości... w internecie. Im bardziej czuję się niepewnie w świecie realnym, im mniej mam pewności siebie, im słabsze są więzi łączące mnie z ludźmi z krwi i kości wokół mnie, tym mocniejszych szukam tożsamości sieciowych. Tyle tylko, że one są znacznie częściej oparte na lęku. By przekonać innych członków sieciowej grupy, że jestem ich, nie mogę być mięczakiem, muszę walczyć, udowadniać, wszędzie manifestować swoją tożsamość.
W tej perspektywie dialog jawi się jako słabość. W sieciowej rzeczywistości przeciwników trzeba „zaorać”, zniszczyć, zgnębić, a nie prowadzić z nimi dyskusję o wartościach, ważyć argumenty, dzielić włos na czworo. I tutaj z przemian cywilizacyjnych wchodzimy w sferę technologii. Upadek tradycyjnych wspólnot i szukanie swej tożsamości w sieci są faktem społecznym. Niemniej na to zjawisko nakłada się rozwój naszych technologii. Dla wielkich platform cyfrowych nie jesteśmy ludźmi, lecz targetem reklam. Wielkie firmy technologiczne to w większości przedsiębiorstwa reklamowe, żyjące z tego, że albo reklamują, albo sprzedają nam produkty. Żeby zaś trafić z przekazem do nas, potrzebują nas skategoryzować. Mężczyzna w sile wieku nie będzie kupował żelów do twarzy dla nastolatka. Dlatego też cyfrowi giganci zaczynają nas dzielić na kategorie. Socjologowie twierdzą, że podziały społeczne można wykreować. Jeśli ktoś mi długo powtarza, że jestem członkiem jakiejś społecznej grupy skonfliktowanej z inną, to po jakimś czasie zaczynam przedstawicieli tej drugiej traktować jako wrogów. Dzielenie nas przez platformy, wpychanie w stada, plemiona czy bańki – nieważne jak to nazwiemy – dzieli nas w rzeczywistości. Sama architektura mediów społecznościowych sprawia, że się dzielimy, szukając tożsamości w sieci. Musimy więc walczyć z innymi, musimy za wszelką cenę manifestować wrogość, by w tym nowym stadzie poczuć się u siebie i być zaakceptowanym.
Dlatego po ludzku jestem pesymistą. Ale jeśli idzie o świętych, ci by zostać ogłoszonymi przez Kościół takimi, muszą pochwalić się jakimś cudem. Cuda to domena świętych. Po ludzku więc w dialog nie wierzę, ale skoro mamy tak wielkiego orędownika, to kto wie?

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki