Logo Przewdonik Katolicki

Hańba

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Wiele odważnych kobiet zainicjowało akcję #teżniekrzyczałam, opowiadając o swoich trudnych doświadczeniach z przeszłości, o gwałtach, podczas których nie były w stanie się bronić, ponieważ zamarły lub doświadczyły dysocjacji, czyli odłączenia umysłu od ciała.

Są takie sny: ktoś cię atakuje, a twoje ciało kompletnie cię nie słucha. Wiesz, że trzeba uciekać, że trzeba krzyczeć na pomoc, ale nie możesz, głos jest uwięziony w gardle, choć próbujesz ze wszystkich sił. Twoje ciało ogarnia paraliż. O takim śnie mówimy, że to koszmar. Ale najgorsze, że to się może zdarzyć nie tylko we śnie. Człowiek na zagrożenie reaguje różnie. Jednemu adrenalina pomaga się bronić, wyzwala jakieś nadludzkie siły. Innego paraliżuje strach. Tak jak to się stało z 14-latką, którą zgwałcił 26-letni wujek. Sąd Apelacyjny we Wrocławiu jednak stwierdził, że nic takiego się nie wydarzyło, że to nie był gwałt, a sprawca dopuścił się jedynie czynu zabronionego przez prawo, czyli współżył z nieletnią. Złagodził mu karę do roku w zawieszeniu. Dlaczego sąd nie dał wiary nastolatce, że współżycie odbyło się bez jej zgody? Bo nie krzyczała. Takie jest uzasadnienie. Nie krzyczała. Ani w polskim prawie, ani w większości krajów europejskich dla zaistnienia gwałtu nie ma znaczenia, czy ofiara się opierała, bo opór fizyczny nie jest niezbędnym elementem przestępstwa. Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w jednej ze spraw z 2003 r. orzekł, że „przestępstwo zgwałcenia postrzegane jest przez pryzmat woli ofiary (…) a nie doznanych przez nią obrażeń lub stawianego oporu”. Tymczasem w tej sprawie stwierdzono, że skoro nie krzyczała, to gwałtu nie było. Nieważne, że nie wyraziła zgody, że mówiła, że nie chce. Nie tylko mnie to orzeczenie zbulwersowało, wiele odważnych kobiet zainicjowało akcję #teżniekrzyczałam, opowiadając o swoich trudnych doświadczeniach z przeszłości, o gwałtach, podczas których nie były w stanie się bronić, ponieważ zamarły lub doświadczyły dysocjacji, czyli odłączenia umysłu od ciała. Potem oskarżają siebie o to, że same były sobie winne. Tak jak udowodnił to owej dziewczynie sąd i adwokat oskarżonego. 
Kilka dni później popisał się sąd w Poznaniu. Kobieta po dwóch operacjach, mimo upływu dwóch lat od gwałtu, wciąż jest w stanie ciężkim i do końca życia będzie wymagała całodobowej opieki. Pobita do nieprzytomności przez czterech mężczyzn, a potem zgwałcona, według sądu jednak zgwałcona nie została. Nie mogła bowiem wyrazić niezgody na współżycie z dwoma oprawcami. Bo była nieprzytomna po skatowaniu. Tych dwóch najpierw otrzymało kary ponad 10 lat więzienia, ale się odwołali, a ich adwokat udowodnił sądowi, że to nie był gwałt, tylko „wykorzystanie jej bezradności”. Adwokat jest z siebie bardzo dumny, przechwala się tym wyczynem publicznie, a sąd obniżył karę gwałcicielom o połowę. 
Luzik, a więc można dziewczynę upić do nieprzytomności, a potem „wykorzystać jej bezradność”, przecież nie będzie się bronić i krzyczeć. No i najważniejsze: wcale nie będzie to gwałt. Według polskich sądów. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki