W lipcu zeszłego roku Sąd Okręgowy w Poznaniu skazał dwóch mężczyzn, którzy ciężko pobili 35-letnią kobietę, a następnie ją zgwałcili, na 10 lat pozbawienia wolności. Dlaczego nie dostali po 12 lat, skoro dopuścili się brutalnego gwałtu? Ponieważ sąd uznał, że gwałtu w zasadzie nie było – mężczyźni jedynie wykorzystali fakt, że kobieta nie mogła odmówić stosunku seksualnego. Co właściwie było prawdą – pobita wcześniej przez nich kobieta faktycznie nie mogła powiedzieć „nie”, gdyż leżała nieprzytomna. Od wyroku odwołała się prokuratura oraz adwokaci oskarżonych. We wrześniu tego roku Sąd Apelacyjny w Poznaniu nie tylko przychylił się do wcześniejszego wyroku w zakresie oskarżenia o gwałt, ale nawet obniżył wymiar kary. Według Sądu Apelacyjnego oskarżeni nie przyczynili się do poważnego uszczerbku na zdrowiu zgwałconej i pobitej kobiety, więc obniżył wcześniej zasądzoną karę z 10 do 5 lat. Adwokat oskarżonych wydał opinię, że teraz jest już usatysfakcjonowany z werdyktu.
Co oznacza „nie”?
Niemalże równolegle kończył się inny proces w Sądzie Apelacyjnym we Wrocławiu. W pierwszej instancji oskarżony mężczyzna otrzymał wyrok trzech lat pozbawienia wolności za gwałt na swojej 14-letniej siostrzenicy. Sąd Apelacyjny zmienił jednak kwalifikację czynu na seks z osobą poniżej 15. roku życia. Według Sądu Apelacyjnego nie można było mówić o gwałcie, gdyż wykorzystana seksualnie dziewczyna nie krzyczała, a poza tym sama weszła do łóżka oskarżonego. Oskarżonego, który jest jej wujkiem, a sytuacja rozegrała się podczas imprezy rodzinnej, gdy w jednym mieszkaniu nocowało 20 osób, więc wejście komuś do łóżka niekoniecznie musiało oznaczać chęć współżycia seksualnego. Poza tym zgwałcona dziewczyna odpychała sprawcę i mówiła, że tego nie chce, a nie krzyczała, gdyż była zaskoczona i zawstydzona sytuacją. Jak widać w Polsce wypowiedzenie słów „nie” nie jest wystarczająco jasnym komunikatem. Odmowę trzeba odpowiednio głośno wykrzyczeć.
Tego typu przypadki zdarzają się w całej Polsce od lat. Oczywiście urządzanie tutaj nagonki na sędziów byłoby nieuprawnione. Wyrok jest wypadkową wielu różnych kwestii, a sąd musi opierać się na tym, co zostało przedstawione podczas procesu. Całkiem możliwe, że w tych przypadkach nie popisała się prokuratura. Gdy sąd wydaje przychylny dla oskarżonych wyrok w jednoznacznej na pierwszy rzut oka sprawie, to należy za to obwiniać w pierwszej kolejności prokuratora. Nie zmienia to faktu, że problem bagatelizowania przypadków gwałtu na różnych etapach wymiaru sprawiedliwości istnieje.
Przesunięta granica
Według powszechnej wśród komentatorów opinii, Polska jest bezpiecznym krajem pod względem przestępstw seksualnych na tle innych państw UE. Opinia ta opiera się głównie na opublikowanym w 2014 r. szeroko zakrojonym badaniu „Przemoc wobec kobiet”, przeprowadzonym przez unijną agencję ds. praw człowieka. Według badania „jedynie” 19 proc. Polek doświadczyło przemocy fizycznej lub seksualnej ze strony partnera lub innej osoby po ukończeniu 15. roku życia. „Jedynie”, gdyż był to najniższy wynik w UE. Średnia unijna wyniosła 33 proc., a w krajach Europy Północnej nawet połowa kobiet przyznawała, że doświadczyła tego rodzaju przemocy. Nawet jeśli uznać te dane za prawdziwe, to fakt, że co piąta Polka padła ofiarą przemocy fizycznej lub seksualnej, powinien zapalać wielką lampę ostrzegawczą. Fakt, że gdzie indziej jest gorzej, jest przecież marnym pocieszeniem.
Jednym z powodów tak niskich statystyk dotyczących przemocy seksualnej w Polsce jest wysoko przesunięta granica, za którą poszczególne czynności uznajemy za niedopuszczalne. Według raportu „Przełamać tabu” Fundacji STER, w której pytano kobiety o bardziej szczegółowe przypadki zachowań, aż połowa ankietowanych Polek doświadczyła niechcianego dotyku o charakterze seksualnym lub pocałunków. Ponad połowa pytanych padła ofiarą obraźliwych uwag o seksualnym podtekście, prób wymuszenia kontaktu seksualnego lub obscenicznych zachowań względem nich. Trzy czwarte ankietowanych kobiet przyznała, że doświadczyła kierowanych w ich stronę nieprzyzwoitych dowcipów lub natarczywych komunikatów o podtekście seksualnym (także za pośrednictwem e-maili lub SMS-ów). Niestety, w Polsce większość z tych czynów nie uchodzi w powszechnej opinii za przemoc seksualną, choć bez wątpienia powinna.
Ukryty problem
Odrębną kwestią jest wykrywalność przestępstw seksualnych. Według danych policji, w 2019 r. w całym kraju stwierdzono 1354 gwałty, a w 1163 przypadkach udało się wykryć sprawcę. Tak więc oficjalnie wykrywalność jest wysoka – wynosi 86 proc. Jednak według danych Centrum Praw Kobiet aż 83 proc. ofiar przestępstw seksualnych zna agresora, więc wykrywalność o trzy punkty procentowe wyższa nie jest wielkim wyczynem. Poza tym wedługg danych Fundacji STER aż 94 proc. ofiar różnego rodzaju przemocy seksualnej nie zgłasza tego faktu na policję. Dlaczego? Między innymi dlatego, że większość takich zgłoszeń jest umarzana. Co roku liczba śledztw wszczynanych w sprawie gwałtu jest kilkakrotnie wyższa niż liczba gwałtów stwierdzonych.
W 2015 r. prawnik Artur Pietryka opublikował wyniki analizy akt przestępstw seksualnych, którą przeprowadził dla ówczesnej pełnomocniczki rządu ds. równego traktowania. Główne przyczyny umorzenia przebadanych spraw to: brak dowodów wskazujących na zaistnienie czynu zabronionego, różnice między zeznaniami ofiary oraz domniemanego sprawcy, a także ustalenie, że przedmiot zawiadomienia stanowił wymysł ofiary. Niezwykle bulwersujące były poszczególne przypadki. W jednym z nich prowadzący postępowanie uznał, że złapanie za pośladek mieści się w przyjętych normach kulturowych, więc nie stanowi przestępstwa o charakterze seksualnym. W kolejnej sprawie uznano, że nakłanianie kobiety do picia alkoholu nie jest „podstępem” (jedna z przesłanek gwałtu), nawet wtedy, jeśli nakłaniający czyni to w celu doprowadzenia do współżycia, gdyż dorosła kobieta powinna znać działanie alkoholu. W ogóle większość spraw, w których ofiara była pod wpływem substancji psychoaktywnych, kończyła się umorzeniem postępowania.
Kodeks karny to nie wszystko
Według analizy mec. Pietryki znaczącym problemem jest niewłaściwe przygotowanie śledczych do prowadzenia przesłuchań w sprawie gwałtów. Wielu z nich nie zdawało sobie sprawy, jakie informacje są kluczowe w tego typu sprawach. Brakowało także specjalnych pomieszczeń do przesłuchań ofiar przestępstw seksualnych oraz nieletnich, w których czuliby się oni komfortowo, co jest niezwykle istotne w przypadku gwałtów, gdy nawet drobny niuans może sprawić, że ofiara zamknie się w sobie. Niektórzy śledczy nie znali nawet dobrze przepisów, dając ofierze do podpisania wniosek o ściganie sprawcy, choć obecnie gwałty są już ścigane z urzędu. Zdarzały się także przypadki, w których śledczy nakłaniali ofiary do ograniczenia się do złożenia pozwu cywilnego.
Bez wątpienia zaskakująco łaskawe dla sprawców przestępstw seksualnych w Polsce są także same sądy. Jedna trzecia wyroków skazujących w sprawach gwałtów jest wydawana w zawieszeniu. Ministerstwo Sprawiedliwości zamierza więc zaostrzyć kodeks karny, by utrudnić sądom łaskawe traktowanie sprawców. Według projektu ustawy maksymalna kara za gwałt ma wzrosnąć z 12 lat do 15 , a za gwałt ze szczególnym okrucieństwem z 15 do 25 lat. W przypadku morderstwa z gwałtem obowiązywać ma kara bezwzględnego dożywocia. Wyroki wydawane wobec recydywistów nie będą mogły być niższe niż dwukrotność dolnej granicy kary.
Zmiany kodeksowe bez wątpienia są potrzebne, jednak same w sobie nie zwiększą one skuteczności karania sprawców gwałtów, którzy w zdecydowanej większości przypadków są poza radarem wymiaru sprawiedliwości. Żeby to zmienić, przestępstwa seksualne muszą przestać być traktowane jako niegroźne wybryki. Jeśli społeczny odbiór tego typu przestępstw się zmieni, to ofiary będą bardziej skore do ich zgłaszania, za to śledczy mniej skorzy do ich umarzania.