Ciekawe, czy kiedy patrzymy na obraz Porwanie Sabinek Rubensa w National Gallery w Londynie lub rzeźbę Giambologna w Galerii Uffizi we Florencji, myślimy o legendzie, o ekspresji, o kunszcie artystycznym, czy o tym, co tak naprawdę przedstawiają te dzieła sztuki. Nie trzeba jechać do żadnego z tych muzeów, reprodukcje tych dzieł występują dosyć często w podręcznikach szkolnych. Temat był lubiany przez artystów barokowych ze względu na możliwość ukazania ekspresji ciał. Szczególnie chodziło o kobiece ciała. W gruncie rzeczy chodzi tu o przemoc, a z jakiegoś powodu przemoc dokonana na kobietach wydawała się zawsze bardzo atrakcyjna. Po motyw porwania Sabinek sięgało wielu malarzy, tak, jakby zmierzenie się z powyginanymi z rozpaczy ciałami stanowiło o ich mistrzostwie. Ale przecież poza tym ktoś te obrazy oglądał, ktoś chciał je kupić, powiesić na ścianie, podziwiać je i karmić nimi swoją wyobraźnię. I żeby nie myśleć, że dotyczyło to gustów siedemnastowiecznych mecenasów sztuki: reprodukcje Porwania Sabinek, czy to Rubensa, czy to Poussina, wciąż wiesza się w domach, biurach i tylu innych miejscach.
Nie zmierzam wcale do tego, żeby tego zakazywać. Chcę tylko uświadomić, jak od wieków z „kulturą gwałtu” jesteśmy zaprzyjaźnieni – jakkolwiek drastycznie to brzmi. I jak bezboleśnie przyjmujemy taką spornografizowaną postać gwałtu. Kobiety obłapiane przez rzymskich żołnierzy mają bujne kształty, długie włosy. Niby nie chcą, a może jednak chcą, bo to wszystko tylko taka gra? Gra wojenna? Herodot, w Dziejach opisując porwania kobiet przez Fenicjan, Greków i Trojan, skomentował: „Boć przecie to jasne, że gdyby [kobiety] same nie chciały, nigdy nie zostały uprowadzone”.
O tym, że gwałty na wojnie to nie tylko żadna „gra” w „nie, ale tak” ani nie jej „skutek uboczny” (bo mężczyzna musi się rozładować po bitwie), ale zamierzona zbrodnia przeciwko ludzkości, pisze w swojej książce Nasze ciała, ich pole bitwy. Co wojna robi kobietom Christina Lamb.
Jeśli wyruszysz na wojnę z wrogami…
Po założeniu Rzymu Romulus zatroszczył się o populację swego miasta, prosząc władcę sąsiedniego plemienia Sabinów o podzielenie się kobietami. Tych bowiem w Rzymie brakowało. Odmówiono mu, więc podstępnie zaprosił Sabinów na ucztę ku czci Neptuna i wtedy nakazał porwanie kobiet. Dało to początek wojnom, bo ani Sabinkom, ani ich rodzinom wcale się to nie podobało. Nazwijmy to wprost: zostały niewolnicami seksualnymi. Zabrane siłą od rodziców (starego ojca usiłującego wyrwać córkę z rąk rzymskiego żołnierza przedstawił właśnie Giambologno) miały rodzić Rzymianom dzieci. Można więc powiedzieć, że z tej perspektywy gwałt staje się mitem założycielskim Wiecznego Miasta.
Biblia próbowała łagodzić obyczaje wojenne starożytnego świata, pozwalając obcować cieleśnie z branką pod warunkiem poślubienia jej. Księga Powtórzonego Prawa mówi tak: „Jeśli wyruszysz na wojnę z wrogami, a wyda ich Pan, Bóg Twój, w twoje ręce i weźmiesz jeńców, a ujrzysz między jeńcami kobietę o pięknym wyglądzie i pokochasz ją – możesz ją sobie wziąć za żonę i wprowadzić do swego domu. Ona ogoli swą głowę, obetnie paznokcie i zdejmie z siebie odzież branki. Zamieszkawszy w twym domu, opłakiwać będzie swego ojca i matkę przez miesiąc. Potem pójdziesz do niej, zostaniesz jej mężem, a ona twoją żoną. Jeśli ci się przestanie podobać, odeślesz ją, gdzie chce, nie sprzedasz jej za srebro ani nie obejdziesz się z nią jak z niewolnicą, ponieważ obcowałeś z nią wbrew jej woli”. Co stanie się z taką odesłaną kobietą, nikogo nie obchodziło. A sam gwałt, choć w czasie pokoju uznawany był za przestępstwo, to w okresie wojny już nie, bo przecież na wojnie robi się gorsze rzeczy: pozbawia się życia.
Niszczący oręż
Wystarczy zmienić perspektywę – pisze Christina Lamb, reporterka wojenna. Historia wojen pisana z punktu widzenia kobiet wyglądałaby trochę inaczej niż ta, którą poznajemy z podręczników historii wojskowości pisanych o mężczyznach przez mężczyzn. Antony Beevor, brytyjski historyk, autor wielu książek, powiedział, że najwyższy czas, aby poznać doświadczenia kobiet i dzieci. Wtedy może się okazać, że pewne wydarzenia nie były aż tak bohaterskie. Trudno gloryfikować żołnierzy i stawiać im pomniki, gdy wie się, że szlak ich zwycięstw zawsze był znaczony masowymi okrucieństwami, z których najgorsze były te popełniane na kobietach i dziewczynkach.
Weźmy na przykład Berlin. Na Treptower Park znajduje się pomnik radzieckiego żołnierza depczącego swastykę. W jednej ręce trzyma miecz, drugą przytula dziewczynkę. „Radziecki naród ocalił europejską cywilizację od faszyzmu” – tak brzmi podpis. Kiedy ma się świadomość, że żołnierze armii radzieckiej zgwałcili w samym Berlinie sto tysięcy kobiet, to kontekst tego pomnika znacznie się zmienia.
„To najstarszy oręż znany człowiekowi – pisze o gwałtach wojennych Lamb. – Niszczy rodziny i pustoszy wioski. Zmienia dziewczynki w wyrzutków pragnących, by ich życie się skończyło, choć jeszcze nie zaczęło się na dobre. Z wojennego gwałtu rodzą się dzieci, które codziennie przypominają swoim matkom o przeżytej gehennie i często są odrzucane przez społeczność jako zła krew. A książki historyczne prawie zawsze go ignorują”.
Podczas swojej pracy na frontach współczesnych wojen udało się jej rozmawiać z ocalałymi i wysłuchać ich historii. Wysłuchała porywanych przez terrorystów ISIS jezydek, zmuszanych do seksualnego niewolnictwa, którymi handlowano, spisując przy tym „legalne” dokumenty. Jezydek miesiącami gwałconych przez muzułmańskich bojowników w Syrii. Dziewcząt porwanych przez Boko Haram w Nigerii, które były zmuszane do małżeństw z dżihadystami. Bitych i gwałconych kobiet Rohindżów, na których oczach birmańscy muzułmanie najpierw mordowali mężów, a potem dzieci. Kobiet z plemienia Tutsi, kaleczonych i wykorzystywanych seksualnie przez sąsiadów Hutu. Sędziwych Filipinek żyjących kilkadziesiąt lat z piętnem „kochanek” setek japońskich żołnierzy.
Muzułmanie gwałcili chrześcijanki, buddyści – muzułmanki, chrześcijanie – muzułmanki. Gwałt nie ma wyznania ani narodowości. Chodzi o to, by upokorzyć, sterroryzować, zmusić do ucieczki, zadać ból, zranić, zademonstrować siłę. To przemoc, o której się nie wspominało i wszystkim to było na rękę.
Zbrodnia wojenna
Oto ostrożne przykładowe szacunki i kilka liczb: podczas walk o niepodległość Bangladeszu pakistańscy żołnierze zgwałcili od 200 do 400 tys. kobiet. Podczas wojny w byłej Jugosławii: od 20 do 60 tys. zgwałconych Bośniaczek (głównie), Serbek i Chorwatek zgłosiło ponad 200 tys. gwałtów. W Rwandzie w ciągu trzech miesięcy dokonano od 250 do 500 tys. gwałtów. A jeszcze: Kongo, Peru, Kolumbia, Filipiny, Uganda. Ukraina… W 2018 r. biuro Specjalnej Przedstawicielki Sekretarza Generalnego ONZ do spraw Przemocy Seksualnej w Konfliktach w swoim raporcie wymienia 19 krajów, 12 państwowych formacji wojskowych i policyjnych i 39 podmiotów pozapaństwowych. Każdego roku w regionach objętych wojną gwałconych jest 150 mln kobiet i 70 mln mężczyzn.
A potem: wstyd, milczenie, ukrywanie prawdy, samotność, społeczna stygmatyzacja, kalectwo, trauma i cierpienie, które się nie kończy.
Brutalne gwałty w Buczy dokonane przez rosyjskich żołnierzy ukazują, że przemoc seksualna wciąż jest stosowana jako jedna z najsilniej rażących broni wojennych. Obecność Angeliny Jolie w Ukrainie przypomina o filmie, jaki nakręciła w 2011 r., Kraina miodu i krwi. Jej reżyserski debiut dotyczył wojny na Bałkanach, czystek etnicznych i wojennych gwałtów. Jolie, jako wysłanniczka Komisarza ONZ, od lat walczy z przemocą seksualną w krajach ogarniętych konfliktami. Głośno mówi o tym, co powinno być dla wszystkich jasne: że państwo islamskie stosuje gwałt jako politykę i to na skalę dotąd niespotykaną. Trudno uwierzyć, że gwałt uznano za zbrodnię wojenną dopiero w 1993 r. Aktorka i aktywistka wciąż walczy o to, żeby przemoc seksualna była potępiana społecznie i politycznie tak samo jak użycie broni chemicznej czy amunicji kasetowej.
Co możemy zrobić my? To, co Christina Lamb: wysłuchać historii – choć to niełatwe.