Swój blog podpisujesz: spokojnie o islamie. Jak rozmawiać spokojnie o islamie, gdy docierają do nas na ten temat tak niespokojne informacje?
– Polecam, aby każdą taką informację weryfikować: w jakim celu jest rozpowszechniana i czy jest zgodna z rzeczywistością. Na tyle oczywiście, na ile jest to możliwe. Niedawno media katolickie podały, że mamy 245 milionów prześladowanych chrześcijan. W komentarzach wylała się żółć na muzułmanów. A ja zadałam sobie pytanie: skąd te dane są, w jaki sposób je zebrano, w jakich krajach i kontekstach żyją prześladowani, przez kogo są prześladowani, czy są to prześladowania religijne czy polityczne, czy jeszcze jakieś inne, i czy w ogóle jesteśmy w stanie tak dokładnie ustalić ich liczbę? Oczywiście nie ma wątpliwości, że prześladowania chrześcijan występują. I że jest ich naprawdę wiele. Takie dane nie powinny być jednak podawane bez kontekstu. Niektórzy politycy próbują ubijać na takich niedomówieniach prywatne interesy i tworzyć sobie wizerunek obrońców Europy przed islamem. To zestawienie danych i partyjnych interesów jest manipulacją. Dobrze jest też poszerzać spojrzenie na islam i muzułmanów, nie ograniczając swojej wiedzy do krajów, o których w mediach najgłośniej. Zwykle przywołuje się Arabię Saudyjską albo Iran. Te kraje są pod wieloma względami wyjątkowe – np. są to prawdopodobnie jedyne kraje na świecie, w których w tak specyficzny sposób i tak mocno wiąże się rządy religijne i polityczne, a religia jest politycznie wykorzystywana. Gdy spojrzymy na muzułmanów poza tymi krajami, sytuacja może być diametralnie inna. Na świecie żyje ponad 1,5 miliarda muzułmanów. Islam nie jest monolitem.
Moja rodzina mieszkająca w Monachium często opowiada o muzułmanach, których spotkać można na każdym kroku. Również we Francji i innych krajach Europy z roku na rok ich przybywa. Czy Europę zalewa islam?
– Tu znowu polecam dokładną weryfikację danych. Instytut Badań Opinii Publicznej Ipsos Mori przeprowadził badania na temat tego, jak poszczególne nacje szacują liczbę muzułmanów w swoich krajach. Niemal wszędzie liczba ludności muzułmańskiej była wyolbrzymiana prze respondentów. W badaniu prym wiedli Francuzi, którzy byli przekonani, że w ich kraju muzułmanie stanowią 31 proc., podczas gdy jest ich niecałe 8 proc. Niemcy twierdzili, że wyznawcy islamu stanowią w ich kraju 21 proc., a okazało się, że to 5 proc. Także Polacy mocno się przeliczyli, gdyż w naszym kraju mieszka mniej niż 0,1 proc. muzułmanów, a respondenci byli przekonani, że jest ich 7 proc. Ponadto to, co dzieje się we Francji, jest nie do porównania z sytuacją w Polsce. Francja ma krwawą przeszłość kolonialną i systemowe problemy z integracją. Zupełnie inaczej jest w Niemczech, inaczej w Szwecji. Nie ma co tych krajów porównywać, bo ich historia i aktualne procesy społeczne są diametralnie różne. W Polsce natomiast nie mieliśmy dużego napływu osób ubiegających się o status uchodźcy po 2015 r. i nie jest to zasługa polityków domagających się zamknięcia granic. Także dziś nie mamy do czynienia z żadnym „zalewem” ani „falą” chcących przybyć do Polski muzułmanów. Używanie takiego słownictwa w debacie publicznej uważam za skandal. To jest wysoce dehumanizujące. Dziś w Polsce dominują migracje ekonomiczne z najbliższego nam wschodu. Mimo że są to bliskie nam społeczności zarówno językowo, jak i kulturowo, nie oznacza to, że nie mamy nic do roboty, jeśli chodzi o integrację. Dla osób z Ukrainy, Białorusi, Tadżykistanu i Czeczenii także potrzebne są programy integracyjne, pomoc w nauczeniu się języka, w zaznajomieniu się z prawem pracy czy kodeksem karnym polskim i unijnym.
Prowadziłaś szkolenia z wiedzy o islamie dla policji i Straży Granicznej. Ile Polacy wiedzą na temat islamu?
– Wiedzy na ten temat mamy niewiele, za to wiele w nas przekonań, których nie konfrontujemy ze stanem faktycznym. Zakres wiedzy teoretycznej wśród Polaków jest fatalny. Wystarczy spojrzeć na to, czego uczymy się o islamie w szkołach w ramach podstawy programowej. Na lekcjach religii katolickiej przez 12 lat przewidziana jest jedna lekcja, na której katecheta powinien zmieścić podstawowe informacje o judaizmie, buddyzmie, hinduizmie i islamie. Czyli na islam mamy maksymalnie 15 minut. Oprócz tego przy okazji lekcji o religiach niechrześcijańskich pojawiają się wskazówki, że dobrze byłoby pomówić trochę o fanatyzmie religijnym. Jest też trochę miejsca na islam na lekcjach historii, ale tutaj dużo zależy od kompetencji i nastawienia nauczyciela. Już nie chcę mówić o tym, że w kontekście islamu na historii mówimy głównie o wojnach, a o pokoju niewiele. To wszystko zdecydowanie za mało, żeby przekazać wartościowe informacje, a co dopiero obniżyć poziom lęku. A przecież wiele osób boi się islamu, zupełnie go nie znając. Jeżeli chcemy opartych na faktach rozmów o islamie, musimy nauczyć się weryfikacji danych i trendów medialnych oraz zdobyć więcej wiedzy o manipulacji informacjami i fake newsach. Migracje – także osób o odmiennych przekonaniach religijnych – to naturalny trend. Możemy stawać na głowie i zamykać granice na cztery spusty, ale migracje były, są i będą, i w żaden sposób ich nie powstrzymamy. Będziemy się czuć lepiej, bezpieczniej i spokojniej tylko wtedy, jeśli podejmiemy trud integracji.
Jak rozmawiać o islamie na spokojnie, już wiemy, a jak rozmawiać z muzułmanami? Nie dość, że tyle nas różni, to jeszcze obraz muzułmanina-terrorysty nie zachęca do integracji.
– Przede wszystkim nie wsadzajmy wszystkich do jednego worka. Religijni fanatycy oczywiście istnieją, ale musimy pamiętać o proporcjach, bo mimo że zagarniają oni więcej przestrzeni w mediach, to ekstremistów jest zdecydowanie mniej niż ludności o poglądach umiarkowanych. Poza tym każdy człowiek zbudowany jest z bardzo różnych komponentów tożsamościowych. Nie możemy zakładać, że wszyscy muzułmanie są bardzo religijni, a islam to jedyna rzecz, która buduje ich tożsamość. Nawet jeśli ktoś jest osobą wierzącą, to jest także czyimś synem, ojcem, córką czy siostrą. Muzułmanie także pracują, mają zainteresowania, prezentują mieszankę postaw i poglądów. Nie możemy traktować muzułmanina jako osoby, która jest zbudowana wyłącznie na religii. Poza tym dokładnie tak samo jak na wszystkich ludzi na świecie, na muzułmanów działają czynniki laicyzujące, a muzułmanie w krajach, gdzie są większością, są coraz mniej religijni. A jeśli w różnych działaniach na rzecz dialogu i integracji musielibyśmy się odnosić tylko do kwestii religijnych, byłoby to niesłychanie trudne.
We współpracy z muzułmanami masz duże doświadczenie. Jak wygląda w praktyce integracja?
– W Krakowie robimy to na różne sposoby, często zaczynając od rzeczy prozaicznych, np. od jedzenia. Staramy się zwracać uwagę nie tylko na aspekty religijne integracji, ale przede wszystkim na obszar obywatelskości i wspólnie poszukiwać, co możemy razem zrobić, aby żyło nam się lepiej w lokalnej przestrzeni. Wraz z mężem należymy do Wspólnoty Hanna. Większość działań tej wspólnoty sprowadza się do tego, że spotykamy się z osobami w kryzysie bezdomności i samotnymi. Szybko okazało się, że wspólna pomoc ubogim to świetny cel dla działalności międzyreligijnej. Kilkakrotnie już razem ze społecznością muzułmańską i żydowską gotowaliśmy zupę dla ubogich. Było trochę zamieszania, kiedy doszło do dyskusji nad przepisem i tego, jakie kto ma restrykcje żywieniowe, bo oprócz gotowania wspólnie, chcieliśmy zjeść ten posiłek razem z ubogimi. A tu muzułmanie muszą spożywać żywność halal, a Żydzi mają obowiązek koszerności. Całe szczęście, że najczęściej gotujemy międzyreligijnie w niedzielę, bo nie stoi nam na przeszkodzie tradycyjny, katolicki piątkowy post. Ostatecznie zawsze decydowaliśmy się na wegańską zupę. Integracja polegała też na tym, że trzeba było się w tym labiryncie zakazów i nakazów żywieniowych jakoś spotkać. Wydawaliśmy tę zupę ubogim wspólnie, wyszliśmy z naszych środowisk. Ubodzy też mieli okazję porozmawiać, poznać kogoś nowego, zapytać, po co muzułmance chustka, a Żydowi kipa.
Mieszkając pół roku w Kamerunie, w muzułmańskim miasteczku, nie mogłam pogodzić się z tym, że pozycja kobiety w islamie jest tak niska. Wieczorami na ulicach praktycznie byli sami mężczyźni. Trudno mi przyjąć fakt, że obok mnie żyją rodziny, w których kobieta z założenia jest gorzej traktowana.
– Proces integracji społecznej, przyjmowania siebie nawzajem w duchu obywatelskości i dobrego sąsiedztwa, zawsze musi być wysiłkiem dwóch stron. Jeśli to będzie wysiłek tylko społeczności większościowej albo tylko mniejszościowej, to integracja nam nie wyjdzie. A jeśli decydujemy się na współpracę, to każdy powinien się zdobyć na wyjście ze swojej strefy komfortu, np. na rezygnację z zachowań i wypowiedzi umniejszających czy wykluczających kobiety. I nie mówię tu tylko o muzułmanach, bo wielu niemuzułmanów Polaków i Polek też ma problem z równym traktowaniem kobiet i bywa, że tłumaczą to względami religijnymi. Absolutnie nie ma we mnie zgody na wykluczanie kobiet z życia społecznego czy traktowanie ich jako obywateli drugiej kategorii bez względu na to, z jakiej religii pochodzą. Kobiety są absolutnie kluczowym elementem integracji. Dlatego w ramach naszych wydarzeń integracyjnych zapraszamy do współpracy szczególnie kobiety, nawet jeśli pochodzą z kultur, w których ich zaangażowanie społeczne nie jest doceniane. Zarówno z mężczyznami, jak i kobietami warto rozmawiać o tym, że kobiety są pełnowartościowymi i pełnoprawnymi członkiniami społeczności. Na tej samej zasadzie przez oddolne inicjatywy należy umacniać także muzułmanki, które są w naszym kraju.
Skąd Twoje zaangażowanie na rzecz muzułmanów?
– Dla mnie ważny jest pokój i równość obywatelska. Nie ma we mnie również zgody na wykluczenie czy dyskryminację kogokolwiek ze względu na religię. Po drugie, od dawna miałam kontakt z muzułmanami. Pierwsze takie osoby poznałam w liceum. Byli to ludzie w tym samym wieku co ja, mieliśmy bardzo podobne problemy i marzenia. Poczułam wtedy dość silną łączność z tymi ludźmi, zainteresował mnie język arabski, a później zaczęłam studiować arabistykę. Dzisiaj muzułmanie mają szczególne miejsce w moim sercu. Mam doświadczenie normalnego, codziennego życia obok nich i z nimi, i chcę dzielić się tym doświadczeniem. Może ktoś doświadczy tego samego co ja.