Po śmierci Jana Chrzciciela nie bardzo potrafi znaleźć sobie miejsce. Wycofuje się z Galilei, opuszcza Nazaret. Nie wie, co ze sobą zrobić. Być może w słowach proroka Izajasza odkrywa komentarz do swego życia. Zainspirowany nimi odnajduje drogę. On słowo, które stało się człowiekiem, pokrzepiony przez Słowo, odnajduje swą tożsamość i sam może sięgnąć po słowo.
Odszedł Jan puste miejsce po nim wypełni Ten, którego Jan zapowiadał. Historia toczy się nieprzerwanie. Nabrała nawet nowego tempa. Dalej wypadki toczą się bardzo szybko. Padają proste słowa: „Pójdź za mną”. Żadnych wyjaśnień, żadnych tłumaczeń, przekonywań. Trzy słowa. Wezwania Chrystusa pozostaną do końca niezwykle ogólne, wręcz minimalistyczne, aż po: „Idźcie na cały świat i nauczajcie wszystkie narody.” Bez podania marszruty, bez podania choćby krótkiego konspektu – treści nauczania, bez opracowanych metod.
Rozpięty na linach bezgranicznego zaufania ogrom przestrzeni do wypełnienia. Oto Jego sposób stawiania zadań przed nami. Powołany ma wszystko, czego mu potrzeba, by po swojemu obszary te wypełnić swą osobowością, talentem, a nawet słabością, po prostu sobą. Tam więcej nie ma niż jest, więcej dziur niż sera. Ledwie zarys, sugestia, choć wypowiedziana zdecydowanie i precyzyjnie, ale jednak ogólnikowo i koncepcyjnie. „Odtąd ludzi będziesz łowił”. Wszystko, co masz, czym jesteś: twoje zdolności i całe rybackie doświadczenie będzie wykorzystane. I właśnie z tego powodu historia Kościoła to historia wielkich osobowości, które miały ogromną przestrzeń swobody, by się rozwinąć we współpracy z Bogiem. Żadne marionetki, pacynki w Bożym ręku. On oczekuje naszego współdziałania – nie jest to frazes, ale istota Jego powołania. On gwarantuje miejsce dla naszej aktywności.
Chwila refleksji
W jaki sposób, ze swymi zdolnościami, pomysłami, inicjatywą, wchodzę we współpracę z ogólnym zamysłem Boga na dobry świat?