Dzięki skokowi wiary, którego dokonał, zamienił jednak ten mrok w światło. Pozwolił się Panu Bogu wyprowadzić z Ur, zgodził się zacząć budować życie na nowo. Apostołowie Piotr, Jakub i Jan doświadczyli czegoś podobnego, kiedy Jezus kierował do nich słowa – „pójdź za Mną”, „ludzi będziesz łowił”. W dzisiejszej Ewangelii także pozwolili się Chrystusowi wyprowadzić. Św. Łukasz pisze o tym bardzo dosadnie – „Jezus wziął ich z sobą” (Łk 9, 28). Nie wiedzieli, dokąd ich zabiera. To jedno z najtrudniejszych wyzwań dzisiejszej Liturgii Słowa – zaangażować się w jakąś sprawę, powierzając w całości inicjatywę drugiej osobie, dać się porwać w przygodę, której zupełnie nie znamy. Nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, chcemy znać docelowe miejsce, warunki podróży, co trzeba ze sobą zabrać. Jest jeszcze trudniejsze, kiedy inicjatorem przygody jest sam Pan Bóg i kiedy chodzi o całe nasze życie. Chrystus nic nie tłumacząc, wziął tych mężów, aby umocnić ich przed zbliżającą się męką, ale także po to, aby w Oślepiające Piękno Taboru odkryli w sobie. Ojciec wskazując im na Umiłowanego Syna, chciał także im powiedzieć – jesteście moimi ukochanymi synami, poznajcie pełną mocy Światłość, którą w sobie nosicie od momentu waszego poczęcia, od chwili, w której was stworzyłem. Nie jesteście wrzuceni w ten świat przypadkowo, ale poprzedza Was moja miłość, myśl i pragnienie. Kiedy człowiek odnajduje prawdziwy sens swojego życia, zostaje olśniony.
Pod zamkniętymi powiekami Piotra, Jakuba i Jana kryły się ich bogate historie życia, marzenia, stoczone walki, zwycięstwa, porażki. Jednak to, co najważniejsze, zobaczyli dopiero wtedy, kiedy się ocknęli ze snu (por. Łk 9, 32). Św. Paweł też miał swoją Górę Tabor, była pod Damaszkiem, pełna Światła i bolesnej Prawdy o prześladowaniu Kościoła. On też dał się Bogu wyrwać z rwącego nurtu nienawiści. To pozwoliło mu napisać do Filipian o Chrystusie pełnym mocy, który prowadzi nas do naszej ojczyzny w niebie.
W dzisiejszym Bożym Słowie spotykają się ludzie różnych czasów, którzy zostali przez Pana Boga „porwani do umiłowania rzeczy niewidzialnych”. Dokładnie tak śpiewa kapłan w prefacji o Bożym Narodzeniu. To znamienne, że użyto tutaj tak dynamicznego słowa jak „porwani”. Dzisiejsze zmaganie o tożsamość chrześcijańską staje się coraz bardziej gwałtowne.
Kościół, Nasza Umiłowana Matka, zawsze będzie nas prosił: Wyjdź z namiotu! Zaczerpnij świeżego powiewu chrześcijaństwa. Doświadcz prawdziwego życia Boga Ojca. Na początku będziesz widział tylko ciemność nocy, ale im dłużej będziesz patrzył w gwiazdy, tym z każdą chwilą będziesz ich widział więcej. Twoje kroki staną się coraz bardziej pewne. I zaczniesz iść… jak Abram, Paweł, Piotr, Jakub i Jan, do Ziemi Obiecanej, w której na ciebie czekam.