Rzeźba i malarstwo powstałe w różnych epokach bardzo się od siebie różnią. Weźmy na przykład pochodzącą z okresu paleolitu figurkę Wenus z Willendorfu, która była symbolem płodności, stąd też jej wyidealizowane kształty – rozbudowane uda, brzuch i piersi. Dziś nie przypomina nam kobiecego piękna pokazywanego w kolorowych magazynach.
Nagość
Cielesność ukazywana w sztuce to balansowanie na skraju pokazania wartościowej estetyki ciała i zatracenia moralności. To, co jedni uważają za artystyczne odkrycie, dla innych jest tanią sensacją wzbudzającą odrazę. Dlatego też ciało przez lata było przez niektórych traktowane z dystansem w obawie przed przekroczeniem granicy przyzwoitości. Średniowieczne malarstwo, jako że było prawie w całości religijne, unikało aktów, stąd wszystkie postaci na obrazach były starannie pozakrywane. Dopiero w renesansie artyści śmiało pokazują nagość. To właśnie począwszy od tego okresu aż do dzisiaj akt stał się podstawą malarskiego wykształcenia. Ku nagości zwróciła się też sztuka chrześcijańska, która zaczęła ją ukazywać, opisując sceny biblijne.
Niektórym jednak wydaje się, że dzisiejsze wystawy ukazujące ciało człowieka są, jak nigdy przedtem, ukazywane w sposób nazbyt bezpośredni, lub wręcz niesmaczny i nieprzyzwoity. To jednak media i współczesny łatwy dostęp do informacji sprawiają, że skandale w sztuce stają się tak bardzo widoczne. Przedstawianie treści seksualnych i obraza cielesności były obecne już w dawnych czasach. Choćby głośny skandal, jaki wywołał Gustaw Courbet, który w 1866 r. namalował obrzydliwy obraz „Początek świata”, ukazujący bardzo szczegółowy anatomiczny kadr kobiecego łona. Podobnie zresztą, dziś oburzające nas prace o treści homoseksualnej, były już widoczne w twórczości kultury zachodniej będącej pod wpływem Macedonii i kultury hellenistycznej.
Sztuka czy pornografia?
Niepokojący jest nacisk na skandale, który staje się motorem działania artystów. Zaczynają się oni coraz bardziej skłaniać się ku wzbudzaniu kontrowersji, zapominając o tym, że nadrzędnym celem sztuki winno być doznanie artystyczne. W przypadku ukazywania cielesności często zastępuje je jednak element podniecenia, który skłania ku refleksjom, czy dane dzieło jest sztuką, czy już pornografią.
Piękno zmysłowe ciała, jakie można wciąż podziwiać w pracach np. Michała Anioła czy Sandro Botticelliego, dziś zastępowane jest wyzywającym i bezpruderyjnym aktem. Z pewnością pytając dzisiaj studentów o podanie znanych im nazwisk artystów, jednym z nich byłaby Dorota Nieznalska, która choć wciąż krytykowana, stała się popularna i rozpoznawalna nawet przez ignorantów w dziedzinie kultury. Słynie ona z kontrowersyjnych wystaw, gdzie oprócz tego, że obraża uczucia religijne, to jeszcze w bardzo brutalny sposób ukazuje ciało, któremu po prostu odbiera godność.
Nie inaczej przedstawiane są kobiety, które niegdyś w sztuce ukazywane były w sposób delikatny i zmysłowy, a współcześnie sprowadzane są często do demonicznego obiektu seksualnego. Znaną skandalistką jest Katarzyna Kozyra, która w swych pracach ukazuje artystyczny feminizm. Zresztą sama nie ukrywa, że uważa, iż świat za bardzo nastawiony jest na zaspokajanie żądzy mężczyzn, w którym kobiety traktowane są jako im podległe. Wraz z innym twórcą, Grzegorzem Klamanem, są w dzisiejszych czasach uważani za prowokatorów nieznających tematów tabu. Oboje walczą o ciało, ukazując także jego niedoskonałość. Klaman występuje przeciwko lansowanemu przez kulturę masową kultowi ciała, a Kozyra pokazuje obrazy wstrząsające.
Czy sztuka jednak powinna pokazywać nam coś, czego się boimy, przed czym się wzbraniamy? Czy chcemy oglądać ułomność cielesności? Czy prace uzewnętrzniające ciało ludzkie w sposób drastyczny powinny kogoś zachwycać?
Sztuka zatracenia
Trudno mi nie być krytyczną wobec sztuki pozbawionej moralności i smaku. Według mnie jest ona drogą ku zatraceniu, a mowa o artystycznej wolności przekazu twórcy wydaje mi się być tu czymś nad wyraz przesadnym. Z roku na rok powstają piękne kalendarze amazonek, które ukazują nie tyle chorobę, co piękno kobiet dotkniętych rakiem piersi. Choćby powstały w 2004 r. kalendarz z aktami amazonek autorstwa fotografika Izabeli Moczarnej-Pasiek. Tu sztuka czemuś służy i bynajmniej nie chodzi o to, by oburzać i ingerować w zakazaną intymność.
Szkoda, że tak eksponowana jest sztuka krytyczna, budząca kontrowersyjne dyskusje publiczne, a zapominane są prace piękne, wzbudzające zachwyt. Smutne, że zatraca się tajemniczość w sztuce i te niedopowiedzenia, które pozwalają otworzyć odbiorcom własny świat interpretacji.