Wszystko niknie. Staje się wypłowiałe i zupełnie nic nie znaczy. Cały świat, nagle i z nieznanych do końca powodów, wpada w czarną dziurę – niektórzy mówią o czarnej dziurze duszy. Wszystko boli. Rodzi się pustka, której nie sposób wypełnić. Nie ma siły, żeby wyrwać się z bezczynności. Tym bardziej jest się bezsilnym wobec niezrozumienia przez innych tego, co właśnie się przeżywa. W jednej chwili przestaje się widzieć pozytywy. Pojawia się przekonanie o byciu najgorszym człowiekiem na świecie, problemem i potworem, na którego nie można spojrzeć w lustrze. – Depresja w większości ma szare kolory – opowiada Zuzanna. – Czasami, gdy przychodzą myśli samobójcze, te kolory się zmieniają. Wtedy depresja jest czerwona, pomarańczowa. W momentach, kiedy jakoś udawało się na chwilę zapomnieć, kolor zmieniał się na zielony. Bałam się, że jest to tylko chwilowe i zaraz znowu wszystko wróci.
Czucie
M.: „Depresja to tak jakbyś był, ale cię nie było. Mieć depresję to niszczyć relacje przez swoją obojętność i chłód”. P.: „Im większa depresja, tym mniejsza miłość do siebie”. A.: „To kamień u szyi albo przywiązana lina, która im bardziej próbujesz iść naprzód, tym bardziej się zaciska i odcina dopływ tlenu i chęci do walki. Po pewnym czasie kulisz się w przerażeniu. Nie chcesz już nic. Nie chcesz bólu, strachu przechodzącego w przerażenie. Nie chcesz kolejnych klęsk i obojętności. Nie chcesz znowu powtarzać w kółko, co czujesz. Widzisz, że to nie pomaga, a tylko szkodzi. Zamykasz się w sobie i przestajesz marzyć. Nie marzysz o szczęściu. Ono nie jest już twoim celem. Szczęście staje się zbyt odległe i zbyt nieuchwytne. Wtedy twoim celem staje się to, by już niczego nie czuć”.
Długotrwały smutek
Według Stowarzyszenia „Aktywnie Przeciwko Depresji” na depresję zapada około 10 proc. populacji świata. Szacuje się, że w Polsce choruje na nią ponad 1,5 mln osób. Sama zaś choroba stanowi 3–4 proc. wszystkich występujących zaburzeń psychicznych w naszym kraju. Zazwyczaj chorzy należą do grupy osób zawodowo czynnych pomiędzy 18. a 44. rokiem życia. Co więcej, według badań epidemiologicznych, na depresję cierpi dwukrotnie więcej kobiet niż mężczyzn.
Depresja nie jest chwilowym smutkiem związanym z zawodem miłosnym lub utratą pracy. Z klinicznego punktu widzenia to nazwa specyficznego stanu psychicznego, który klasyfikuje się jako zaburzenie z grupy zaburzeń nastroju. Konsultację lekarską zaleca się, gdy stan przygnębienia lub rozpaczy trwa dłużej niż dwa tygodnie. Niezdiagnozowana może doprowadzić do tzw. stuporu, czyli stanu paraliżu. Niebezpieczne są zwłaszcza myśli samobójcze, które towarzyszą osobom cierpiącym na depresję. Według statystyk Fundacji „Twarze Depresji” każdego dnia średnio 16 mieszkańców Polski popełnia samobójstwo, ponieważ nie może znieść cierpienia. Tylko w 2018 r. 5182 Polaków, w tym 97 dzieci, zdecydowało się na taki krok. W tym sensie można powiedzieć o depresji, że jest chorobą śmiertelną.
Zgodnie z Międzynarodową Klasyfikacją Chorób ICD-10 podstawowymi klinicznymi objawami pierwszego epizodu depresyjnego są: obniżony nastrój pojawiąjący się rano i utrzymujący się przez większą część dnia; utrata zainteresowania działaniami, które zazwyczaj sprawiają przyjemność; osłabienie energii lub szybsze męczenie się.
– Każdy człowiek od czasu do czasu smuci się i przeważnie jest to zupełnie adekwatne, tzn. pasuje pod względem natężenia i samej treści emocji do jakiegoś kontekstu sytuacyjnego – opowiada Tomasz Grabiec, psycholog i psychoterapeuta, współzałożyciel Pracowni Psychologicznej Bliżej. – Kiedy doświadczamy w życiu straty, wtedy obniżony nastrój jest czymś normalnym. To zdrowa odpowiedź na zaistniałe okoliczności. Problem pojawia się, gdy smutek staje się jedyną i podstawową emocją w ciągu dłuższego czasu. Jest wyraźnie głęboki i dołączają do niego kolejne objawy: brak momentów przeżywania radości, utrata zainteresowań, spadek aktywności życiowej, poczucie wyczerpania i zmęczenia, poczucie winy, zmiany w apetycie i cyklu snu, osłabienie koncentracji i uwagi oraz myśli lub zachowania samobójcze.
Bycie problemem
Zaczęło się dość nietypowo, bo od solniczki włożonej do lodówki. Później było już tylko gorzej: nieracjonalne zachowania, mylenie autobusów i brak koncentracji. Miesiąc to wystarczający okres, by zaobserwować dziwne rzeczy w swoim zachowaniu. Po tym czasie Zuzanna zdecydowała się skorzystać z pomocy psychologa. – Depresja to poczucie bycia problemem we wszechświecie – opowiada. – Masz poczucie, że jesteś niepotrzebny i robisz same problemy. Twoje istnienie jest problematyczne dla innych. Zasypują cię myśli, że wszystko, co robisz jest złe, że nic ci nie wychodzi, że nie potrafisz niczego zrobić i nie potrafisz być w różnych relacjach.
Dalej było niezrozumienie. Nikt nie jest w stanie zrozumieć tego, co przeżywa się podczas depresji. Zachowanie osoby chorej jest nieracjonalne dla innych. Nie da się wczuć w jej sytuację. Każda kolejna emocja coraz silniej popycha ją w stronę niechęci – do siebie samego i do życia.
– Odczuwałam rozczarowanie tym, że nie mam siły czegoś zrobić – dodaje Zuzanna. – Depresja objawia się nie tylko w głowie i w tym, co myślisz. Brakowało mi apetytu, nic nie jadłam. Nie miałam na nic siły. Bolała mnie głowa i nie mogłam się na niczym skupić. Pojawiały się też myśli samobójcze i ataki paniki. Dochodziły do mnie różne myśli: że nie mam po co żyć, że przynoszę same problemy, że jestem beznadziejna i głupia. Same negatywne oskarżenia.
Głucha cisza i brak pytań
Depresja pojawiła się w życiu Anety niespodziewanie. Praktycznie z dnia na dzień. Wszyscy radzili jej, by wzięła się w garść, ale te rady prowadziły donikąd. Choroba była coraz silniejsza, a kobieta coraz bardziej samotna. Nikt tego nie zauważył, wszyscy ją opuścili. Najpierw rodzina, która nie rozumiała problemu. Później depresja postawiła krzyżyk na jej związku. – Najbardziej liczyłam na swojego partnera, a on zawiódł najbardziej – opowiada. – Najbliżsi podejrzewali, że dzieje się coś złego, ale niewiele rozumieli. Zaczęłam pić. Stałam się niedostępna i nieosiągalna. Wtedy najmocniej potrzebowałam jego obecności, ale on zlekceważył moje wołanie o pomoc. Nie przejął się tym, co się ze mną działo. To mnie kompletnie dobiło.
Ludzie odeszli, pozostały myśli samobójcze. Od tej chwili towarzyszyły Anecie w każdej chwili. Kobieta szukała pomocy, ale jej nigdzie nie otrzymała – spróbowała targnąć się na własne życie. – Budziłam się i zasypiałam z myślą, że w końcu skończą się moje problemy – dodaje Aneta. – Czułam wtedy euforię. Przestałam się bać. Mówili mi, że mam dzieci i mam dla kogo żyć, ale to nie pomagało. Chciałam mieć już tylko głuchą ciszę i jak najmniej zadawanych pytań. Chciałam zostać sama.
Aneta nie pozwoliła wygrać depresji. Skorzystała z pomocy specjalisty. Zawalczyła o siebie i swoje dzieci. Mimo trudnych doświadczeń z partnerem uważa, że możliwy jest związek z osobą borykającą się z depresją. – Wierzę, że tak może być, to nic niemożliwego – opowiada. Jest tylko jeden warunek: najbliższy musi słuchać nas i naszego wołania o pomoc. Musi naprawdę chcieć nam pomóc. W innym wypadku to nie ma racji bytu. Związek z osobą chorą na depresję wymaga wielu wyrzeczeń. Dlatego jest tak trudnym wyzwaniem. Dlatego mi się nie udało.
Szansa i zagrożenie
Depresja to test dla związku. Nie jest jednak powiedziane, że jego rezultat musi być z góry wiadomy. – To ogromny potencjał do budowania osobistej i relacyjnej dojrzałości – zauważa Sabina Sadecka, psychoterapeutka ACT, redaktorka portalu opsychologii.pl. – Każdy związek oznacza spotkanie się dwóch osób, które wnoszą swoją unikalną historię i charakterystykę. Statystyki są jednoznaczne: większość z nas na jakimś etapie życie doświadczy jakichś psychologicznych trudności. Tym samym większość związków otrze się o problem depresji, wypalenia, zaburzenia lękowego i innych.
W każdej relacji pojawiają się kryzysy. Tym, co pozwala je przetrwać, jest siła samego związku. – Jest to znaczący czynnik, także w kryzysie pod nazwą depresja – mówi Tomasz Grabiec. – Jeśli ludzie współtworzący relację mają ze sobą istotną dla nich wspólną historię, są zaangażowani emocjonalnie i potrafią się wspierać oraz rozwiązywać swoje problemy, wtedy przejście przez epizod depresyjny będzie łatwiejsze. A sam związek w takim przypadku nie zostanie poważnie naruszony. Czasami taki kryzys może stać się początkiem pozytywnej zmiany jakościowej w relacji.
Nie zawsze pozytywny wariant musi być tym jedynym. W niektórych przypadkach może prowadzić do rozstania lub do długotrwałego kryzysu między partnerami. – Każdy człowiek ma swój próg wytrzymałości – dodaje Tomasz Grabiec. – Jeśli partner lub partnerka boryka się z ciężką depresją i nie chce się poddać leczeniu lub podjęte nie przynosi oczekiwanych rezultatów, a stan depresyjny znacząco się wydłuża, wówczas łatwo sobie wyobrazić, że życie z tak chorą osobą znacząco się zmienia. Nie każdy czuje się na to gotowy lub nie dysponuje takimi zasobami, które stanowiłyby rodzaj przeciwwagi dla tak trudnego doświadczenia emocjonalnego.
Zrozumienie
– Nie byłam w stanie stworzyć związku podczas epizodu depresji – mówi Zuzanna. – Jeżeli nie widzi się sensu we własnym istnieniu, to nie da się niczego budować. Uważam, że do udanego związku potrzeba ludzi, którzy myślą przyszłościowo i chcą odnaleźć szczęście, a podczas depresji nie jest to możliwe. Po prostu się tego nie odczuwa.
Mimo że depresja dotyka konkretnej osoby, to pośrednio uderza też w najbliższych chorego. – Bliscy się mnie bali – dodaje Zuzanna. – Bali się, bo nie znali mnie takiej. Byłam zupełnie inna. Nie było we mnie życia. Moja mama próbowała znaleźć jakieś racjonalne wytłumaczenie na mój stan. Nie dochodziło do niej, że coś jest faktycznie nie tak. Dużo energii kosztowało mnie, by wyjaśnić jej, że przechodzę przez epizod depresyjny. Oczekiwałam tylko jednego: zrozumienia.
Obecność
Depresja to spore wyzwanie dla otoczenia. Wymaga zrozumienia i adaptacji do nowej sytuacji. Często też pomocy. – Najważniejsze jest udzielenie wsparcia i motywowanie do podjęcia leczenia – przekonuje Tomasz Grabiec. – Osoby dotknięte depresją początkowo mogą sprawiać wrażenie po prostu zmęczonych lub zniechęconych do aktywności lub życia. Ważne, by w obliczu przedłużającego się stanu być z jednej strony czujnym i wyrozumiałym, a z drugiej – zachęcać do kontaktu ze specjalistą. Pomoc profesjonalna jest konieczna, zwłaszcza gdy pojawiają się myśli lub zachowania samobójcze.
Cierpienie osoby bliskiej może prowadzić do złości, a nawet do samoobwiniania się za jej stan. – Depresję bliskiej osoby możemy traktować jako swoją porażkę, swoje zaniedbanie i swoją odpowiedzialność – mówi Sabina Sadecka. – Najważniejsze, co możemy zrobić dla osoby w depresji to uszanować jej stan, a nie tylko zajmować się tym, co jej cierpienie w nas budzi. Po drugie, pytać i być gotowym na słuchanie tego, co ta osoba do nas mówi. Moim ulubionym pytaniem jest: „Czego ode mnie potrzebujesz?”. To nienarzucające się pytanie, które podkreśla też naszą troskę. Oprócz tego ważna jest nasza obecność.
Często ta obecność jest najtrudniejsza. W niektórych przypadkach najwięcej też kosztuje. – Niektórzy partnerzy radzą sobie z tym lepiej: korzystają z możliwych zasobów, wiedzy fachowej, bliskich osób czy własnego doświadczenia – zauważa Tomasz Grabiec. – Inni gorzej: sami zaczynają osuwać się w stronę depresji, lęków czy konfliktów. Jeśli partner lub partnerka osoby chorej na depresję doświadcza, że taka sytuacja związkowa jest zbyt trudna, to można skorzystać z terapii, jako jednej z opcji. Korzystać z niej może każdy, kto czuje, że przestaje sobie samodzielnie radzić z własnymi emocjami.
Odejście
– Nie miałam za bardzo siły na to, by wychodzić, ale z perspektywy czasu wiem, że jest to ważne – mówi Zuzanna. – Przez większość czasu towarzyszyła mi obojętność. Leżałam i nie miałam na nic siły, ochoty i motywacji. Przeglądałam zdjęcia i widziałam, jak wyglądałam i jak funkcjonowałam wcześniej. Dopiero wtedy chciało mi się płakać. Nie było we mnie niczego. Zaplątywanie się w te myśli nie jest niczym dobrym. Teraz wiem, że nawet głupie wyjście na spacer pomaga. Pomagają też obecność i zrozumienie najbliższych, ale o to zwykle jest najtrudniej. Ludzie wolą odejść, niż zrozumieć i wesprzeć.
Imiona bohaterów zostały zmienione