Wolimy czuć się dobrze, więc wyrzuty sumienia odpychamy, aż w końcu zostają uśpione i wierzymy, że zawsze byliśmy w porządku. To samo działa w skali makro, bo przecież mikro składa się na makro: historie pojedynczych ludzi składają się na historie narodów. Tyle że w pewnym momencie pojedynczy ludzie zaczynają odkrywać, że ich historia jest zafałszowana i starają się dowiedzieć, jak było naprawdę. Inni zaś wciąż w tę prawdę nie mogą uwierzyć. Piszę o tym w kontekście Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Bo wielu z nas wciąż ma trudność w dojrzeniu prawdy o wielu Polakach, którzy mają na sumieniu wielu Żydów. Wciąż jesteśmy tak bardzo wyczuleni na to, że ktoś – jakiś Żyd! – wypomni nam antysemityzm. Jak może! Przecież my też cierpieliśmy! Też nas mordowano! I – tu pada koronny argument – ryzykowaliśmy własne życie, by ratować Żydów i to Polaków jest najwięcej wśród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Szukam prawdy, bo głęboko wierzę w to, że prawda nas wyzwoli. Prawda nie musi być miła i komfortowa, nie o komfort w niej chodzi. Nie chodzi też o atak, oskarżenia i sądy. Rok temu napisałam książkę, w której zmierzyłam się z pewną niechlubną prawdą mojej rodziny. Nie, nie mam na sumieniu śmierci dwadzieściorga dzieci żydowskich, za którą odpowiada mój krewny. Ale moje sumienie jest obarczone zachowaniem pamięci o tych dzieciach. Po to tę książkę napisałam. Ciekawe jednak, że bardziej czytelników zainteresowała historia rodzinnego tabu, a na spotkaniach autorskich okazywało się, że wstydliwych tajemnic związanych z przeszłością i historią jest w naszych rodzinach sporo. I że nadszedł czas, żeby o nich mówić głośno, bo dławią.
Dzisiaj chcę wszystkim przypominać o „moich” dzieciach, ofiarach Holokaustu. Najmłodsze miało 5 lat, najstarsze 12. Pochodziły z różnych krajów, dziesięć z nich z Polski. Razem ze swoimi rodzicami zostały przywiezione do Auschwitz latem 1944 r., a jesienią znalazły się pod Hamburgiem w obozie w Neuengamme. Przeprowadzano na nich eksperymenty medyczne. Według rozkazu Himmlera świat miał się o nich nigdy nie dowiedzieć. Zostały zamordowane z udziałem mojego krewnego, lekarza SS, w kwietniu 1945 r. Znam ich imiona i twarze. Nie chcę o nich zapomnieć.