Logo Przewdonik Katolicki

„Moje” dzieci

Natalia Budzyńska

Wszyscy mamy problem ze wstydem, z przyznaniem się do prawdy wstydliwej, niechwalebnej, ponurej i gorzkiej. To właściwie chyba normalny mechanizm obronny. Z historii naszego życia wyciągamy na światło dzienne tylko to, czym możemy się światu pochwalić. Same sukcesy, dowody na dobroduszność, na niewinność, na heroizm.

Wolimy czuć się dobrze, więc wyrzuty sumienia odpychamy, aż w końcu zostają uśpione i wierzymy, że zawsze byliśmy w porządku. To samo działa w skali makro, bo przecież mikro składa się na makro: historie pojedynczych ludzi składają się na historie narodów. Tyle że w pewnym momencie pojedynczy ludzie zaczynają odkrywać, że ich historia jest zafałszowana i starają się dowiedzieć, jak było naprawdę. Inni zaś wciąż w tę prawdę nie mogą uwierzyć. Piszę o tym w kontekście Międzynarodowego Dnia Pamięci o Ofiarach Holokaustu. Bo wielu z nas wciąż ma trudność w dojrzeniu prawdy o wielu Polakach, którzy mają na sumieniu wielu Żydów. Wciąż jesteśmy tak bardzo wyczuleni na to, że ktoś – jakiś Żyd! – wypomni nam antysemityzm. Jak może! Przecież my też cierpieliśmy! Też nas mordowano! I – tu pada koronny argument – ryzykowaliśmy własne życie, by ratować Żydów i to Polaków jest najwięcej wśród Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Szukam prawdy, bo głęboko wierzę w to, że prawda nas wyzwoli. Prawda nie musi być miła i komfortowa, nie o komfort w niej chodzi. Nie chodzi też o atak, oskarżenia i sądy. Rok temu napisałam książkę, w której zmierzyłam się z pewną niechlubną prawdą mojej rodziny. Nie, nie mam na sumieniu śmierci dwadzieściorga dzieci żydowskich, za którą odpowiada mój krewny. Ale moje sumienie jest obarczone zachowaniem pamięci o tych dzieciach. Po to tę książkę napisałam. Ciekawe jednak, że bardziej czytelników zainteresowała historia rodzinnego tabu, a na spotkaniach autorskich okazywało się, że wstydliwych tajemnic związanych z przeszłością i historią jest w naszych rodzinach sporo. I że nadszedł czas, żeby o nich mówić głośno, bo dławią.
Dzisiaj chcę wszystkim przypominać o „moich” dzieciach, ofiarach Holokaustu. Najmłodsze miało 5 lat, najstarsze 12. Pochodziły z różnych krajów, dziesięć z nich z Polski. Razem ze swoimi rodzicami zostały przywiezione do Auschwitz latem 1944 r., a jesienią znalazły się pod Hamburgiem w obozie w Neuengamme. Przeprowadzano na nich eksperymenty medyczne. Według rozkazu Himmlera świat miał się o nich nigdy nie dowiedzieć. Zostały zamordowane z udziałem mojego krewnego, lekarza SS, w kwietniu 1945 r. Znam ich imiona i twarze. Nie chcę o nich zapomnieć.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki