Logo Przewdonik Katolicki

Budują dobro

Katarzyna Jarzembowska
„Najświeższa” akcja w Sicienku fot. archiwum A. Jaworskiego

Pomoc – odmieniana przez wszystkie przypadki – to dewiza ich działania. Remontują, opiekują się ofiarami klęsk żywiołowych, pośredniczą w przekazywaniu mebli, sprzętów, żywności, organizują wolontariat. W tym roku zostali jedną z 13 marszałkowskich „Rodzynek z pozarządówki”. Stowarzyszenie „Dzięki Wam” działa dzięki… nam.

Największy „rozgłos” – choć wiadomo, że nie o to w tym wszystkim chodzi – przyniosły im akcje remontowe. Dzięki przychylności i wsparciu dyrektor bydgoskiej budowlanki – Magdaleny Popielewskiej oraz nauczycieli udało się zaangażować młodzież szkolną. Szybko dołączyli uczniowie z elektryka i Szkoły Branżowej I stopnia nr 6. Razem z nauczycielami i wolontariuszami w ramach praktyk oraz w czasie wolnym od zajęć podnieśli już z gruzów 18 mieszkań, w części strawionych przez pożar lub nienadających się do użytkowania. Co ciekawe, na takich zajęciach frekwencja jest stuprocentowa, choć zrywanie płytek, tynków, a potem szpachlowanie i malowanie to wcale niełatwa robota…

Wychowanie do życia
– Połączyły nas dwa kataklizmy – Adam Jaworski, założyciel stowarzyszenia, sięga do „początków”. – Nawałnica w Sośnie sprzed trzech lat i pożar w mieszkaniu na bydgoskim Wzgórzu Wolności. Dwa minusy dają plus. Stąd nasza współpraca. W gminie Sośno uczniowie budowlanki remontowali zniszczone domy, a ja zbierałem dary dla ofiar tej tragedii. Z kolei w grudniu 2017 r. spotkaliśmy się podczas remontu u pani Arletty. Mieszkam na tym samym osiedlu, udało się zwerbować do pomocy proboszcza ks. Tomasza Cyla, zaangażować harcerzy, m.in. drużynę mojego syna – Mateusza. Myślałem, że to będzie jednorazowa akcja, ale widząc chęć młodzieży, ba – zapał, radość z tego, że mogą zrobić coś dobrego i trwałego, a jednocześnie znajdując wspólny język z nauczycielami, postanowiłem kontynuować współpracę – początkowo nieformalną. Mieszkanie pani Arletty po pożarze to była dosłownie czarna, okopcona nora. A ona sama – ledwo wyszła ze szpitala, wyczerpana psychicznie. W pożarze straciła psa. W miarę jak postępowały prace remontowe, dostrzegliśmy przemianę także u niej. W tej zamkniętej i zrezygnowanej kobiecie zaczęła rodzić się nadzieja.
Kazimierz Wrotkowski, nauczyciel praktycznej nauki zawodu w Zespole Szkół Budowlanych w Bydgoszczy, z wykształcenia historyk – ubiegłoroczny laureat wyróżnienia specjalnego im. Ireny Sendlerowej „Za naprawianie świata”, szczerze przyznaje, że z tej współpracy i on, i uczniowie odnoszą same korzyści. – Młodzież bardzo mocno angażuje się w te wszystkie akcje, także emocjonalnie. Poświęca swój wolny czas: przychodzi przed lekcjami lub po. Także w ferie. To dobry program wychowawczy – zetknięcie z ludzkim nieszczęściem uczy wrażliwości, budzi w drugim dobro, a uczniowie są chętni, trzeba im tylko pokazać kierunek i pozwolić działać. Pamiętam panią Jagodę z Sośna – ta niepełnosprawna, ale niezwykle otwarta osoba chwyciła młodych za serce – i to tak, że zorganizowali dla niej Wigilię. Sprowadziliśmy ją tutaj pod jakimś pretekstem, a uczniowie się skrzyknęli i w salce w parafii św. Wojciecha przygotowali świąteczne spotkanie. Nawet zrezygnowali z prezentów dla siebie, żeby zrobić dla niej – taki wspólny, porządny. To są też owoce naszego działania – podkreśla.

Fot-Buduja_6.jpg

Reprezentacja współzałożycieli stowarzyszenia, fot. archiwum A. Jaworskiego​

Siła młodych
W lutym 2019 r. na bydgoskim Okolu też była potrzebna pomoc. W wyniku pożaru ucierpiało mieszkanie 80-letniej pani Teresy. Ogień zauważył sąsiad – wezwał pomoc. Przy okazji remontu udało się zrobić kobiecie łazienkę, której dotąd nie miała, a razem z sąsiadami dzieliła wspólną toaletę – na piętrze. Pół roku później ekipa remontowa wróciła – tym razem zajęła się drugim mieszkaniem. Sąsiad, który pomógł babci Teresie, był na tyle skromny, że nie skarżył się na skutki pożaru u siebie. – Dym okopcił im kuchnię. Nie mieli też łazienki, a ich niepełnosprawny dorosły syn, który nie mógł wyjść z mieszkania, załatwiał się w pokoju. Jak tam weszliśmy, okazało się, że czas zatrzymał się na latach 70. Nie spodziewali się takiej pomocy – mówi Kazimierz Wrotkowski. Adam Jaworski już wylicza kolejne akcje: remont kuchni u wielodzietnej rodziny czy kapitalny remont poddasza u Oli, młodej dziewczyny, która w krótkim czasie straciła oboje rodziców, a opiekowała się dodatkowo 90-letnią babcią. – Nie ma miesiąca, żeby ktoś nie poprosił o pomoc, dzwoniąc do nas czy do budowlanki. Co ciekawe, sama młodzież przychodzi z informacją, że może dałoby radę pomóc tej czy tej rodzinie. To też jest super! Młodzi nie patrzą tylko na siebie. Porusza ich to zderzenie z prawdziwym życiem, często z biedą, chorobą. Wchodzą w dorosłość z innym bagażem doświadczeń.
Kazimierz Wrotkowski przypomina sobie jedną z uczennic, tegoroczną absolwentkę Zespołu Szkół Budowlanych, która podziękowała mu za to, że „zrobił najfajniejszą rzecz w szkole” – zachęcił ją do pomagania i pozwolił, by mogła w tym uczestniczyć.
Początek maja przyniósł kolejne wyzwanie – pożar poddasza starego, stuletniego domu w Sicienku. – Jestem związany z tą rodziną – tłumaczy pan Kazimierz. – Byłem wychowawcą ich syna. Marcin kończył budowlankę 10 lat temu. Krótko po tym zginął w wypadku – tu niedaleko, na Grunwaldzkiej. Mama jest niepełnosprawna, jeździ na wózku. Po pożarze dom nadaje się do rozbiórki. Postanowiliśmy pomóc w adaptacji pomieszczenia gospodarczego na nowy dom. Ociepliliśmy budynek, teraz zabieramy się za tynkowanie. Jak dodaje Adam, na wyjazdy skrzykują się chętni – najmłodszy z pomocników miał 12 lat, najstarszy – 63. – To są ludzie różnych zawodów. Jedna z osób zapytała mnie, co może zrobić, ponieważ nie może pomóc fizycznie. Powiedziałem: „Upiecz ciasto dla tych, którzy będą pracować”. Dostaliśmy dwie blachy. Wójt Sicienka załatwił kiełbaski na ognisko. To są te trybiki, które wzajemnie się napędzają. Podobnie było z klejem – potrzebowaliśmy tonę. To, co wyliczyliśmy, starczyło na połowę, bo takie były krzywizny w tym pomieszczeniu gospodarczym. Wzięliśmy pierwszy worek z zakupionej części, a tu nagle wjeżdża samochód i przywozi nam tonę dwieście kleju. Zresztą te materiały, których nie wykorzystamy w jednej akcji, przydają się w następnej. Nic się nie zmarnuje…

Prawdziwy „rodzynek”
Stowarzyszenie (które oficjalnie zawiązało się 1 marca 2019 r.) i jego wolontariusze zbierają laury. Jednym z ważniejszych jest wejście do grona laureatów 13. edycji Konkursu o Nagrodę Marszałka Województwa Kujawsko-Pomorskiego „Rodzynki z pozarządówki” na najlepsze inicjatywy społeczne. 14-letni syn Adama, Mateusz, otrzymał także tytuł Bydgoskiego Wolontariusza Roku w kategorii młodzieżowej. – To wszystko, co tutaj robię, daje mi wielką satysfakcję. Jestem też dumny z taty. Nasza pomoc nie jest tylko pustym słowem – realizuje się w konkretnych działaniach, nawet tak drobnych jak segregacja zabawek czy przygotowywanie paczek mikołajkowych – mówi. Te ostatnie – to wynik akcji „Pomóżmy św. Mikołajowi”, które Stowarzyszenie „Dzięki Wam” organizuje wspólnie z Zespołem Szkół i Placówek nr 1 na bydgoskim Błoniu. Podczas trzech edycji udało się obdarować ponad 500 rodzin, głównie osób starszych, samotnych, chorych oraz dotkniętych nawałnicą. Jednym z wolontariuszy był nawet Paweł Wojciechowski, mistrz świata w skoku o tyczce, który wręczał podziękowania podczas grudniowego podsumowania akcji pomocy.
Warto wspomnieć, że w akcjach remontowych biorą udział uczniowie Branżowej Szkoły I stopnia nr 6 – czyli dzieci z niepełnosprawnościami, które działają ramię w ramię z resztą „budowlańców”. Uczą się zawodu, ale też widzą, że są potrzebne i że mogą wiele dać. – My nie działamy po to, żeby zbierać laury, ale jest to ważne, bo nas uwiarygadnia. Daje również paliwo do działania, no i zastrzyk finansowy, ponieważ nie korzystamy z 1 procentu, dostajemy jedynie darowizny od firm i osób fizycznych. Chcę też podkreślić, że jeżeli pomagamy, to w imię wyższych idei – nie pytamy o poglądy czy wyznanie. Jesteśmy ponad tym. Dla każdego – podkreśla Adam Jaworski.

Fot-Buduja_3.jpg

U pani Teresy w wyremontowanym mieszkaniu; z lewej – Kazimierz Wrotkowski, z prawej – Adam Jaworski, fot. archiwum A. Jaworskiego​

Dobro jest w nas
Adam Jaworski chętnie korzysta z siły internetu – zwłaszcza Facebooka. To ogólnodostępna linia informacyjna, dzięki której można koordynować wiele działań. – Ktoś poprosił o wózek inwalidzki. Rzuciłem hasło na naszej stronie – po chwili zadzwoniła jedna osoba, żeby wytłumaczyć, co trzeba zrobić, żeby złożyć wniosek do NFZ i taki wózek dostać. Tuż po niej przyszła wiadomość z Niemiec – że jest do oddania wózek i jeszcze elektryczne łóżko szpitalne. Trzeba tylko znaleźć transport – znowu wpis na stronie i… po 45 minutach znajduje się chętny do pokonania tysiąca kilometrów. I to nieodpłatnie. Podobnie było z wózkiem dziecięcym. Dostaliśmy informację, że jest potrzebny. Wpuszczam ją do sieci i już po chwili są cztery wózki do wzięcia. To tylko drobna część tego, czym się zajmujemy. W ubiegłym roku wydaliśmy 28 wózków, a w tym – już 20. Do tegorocznego sukcesu warto jeszcze dorzucić prawie 7 ton odzieży. Rekord zasięgu naszych facebookowych wiadomości to 60 tysięcy odbiorców. Norma – to około 10 tysięcy. Wielu ludzi kibicuje naszemu stowarzyszeniu. Widzi, co robimy, i chętnie włącza się w te działania. Nie jesteśmy już anonimowym stowarzyszeniem – jednym z setek czy tysięcy. Docieramy do Wąwelna, Skoraczewa, Torunia, Działdowa, Mrągowa, Poznania, Piły, Krasnegostawu, a nawet na Litwę czy Madagaskar.
Jak dziś pogodzić prowadzenie firmy, życie rodzinne (Adam jest tatą czworga dzieci) z zaangażowaniem w działalność społeczną i pomocową? – Czas… To drażliwy temat, bo jest go stanowczo za mało… Współzałożycielami stowarzyszenia są m.in. moi pracownicy. Nie musiałem nikogo zmuszać – zrobili to z potrzeby serca. Przejęli także część moich obowiązków w firmie, żebym mógł pomagać. Nie ukrywam, że wykorzystuję wiele sytuacji „rodzinnych”, kiedy – na przykład – wracam z Mateuszem z zajęć czy basenu, wjeżdżamy gdzieś, zawozimy potrzebne rzeczy lub odbieramy. To się zazębia. Mnie nauczyli pomagania rodzice, choć sami żyli skromnie. Kiedy chorował mój młodszy syn, również doświadczyliśmy pomocy. Dobro wraca. Teraz ja puszczam je dalej w obieg…
Na ścianie w biurze Adama Jaworskiego wiszą oprawione dyplomy i podziękowania. Tylko kilka, na resztę nie ma czasu. Na miejscu honorowym – namalowany dziecięcą ręką na kartce A4 anioł. Z Wąwelna. Łudząco podobny do właściciela. – Lepszy niż oryginał – uśmiecha się Adam, dodając, że to najpiękniejsze podziękowanie, jakie dostał.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki