Logo Przewdonik Katolicki

Bezpieczeństwo na drogach da się poprawić

Piotr Wójcik
Kontrola prędkości w Berlinie. Obraz z prędkościomierza przedstawia odległość (górna wartość) oraz prędkość (dolna wartość) fot. Inga Kjer/Photothek/Getty Images

Liczba ofiar polskich dróg jest trzecią najwyższą w UE. Co gorsza, od dwóch lat zaczęła ona znów rosnąć. Tymczasem potrzebne zmiany w prawie drogowym, które mogły poprawić sytuację, po raz kolejny odłożono na później.

Od 1 lipca Polska miała być nieco bezpieczniejszym krajem. Właśnie wtedy miały wejść w życie zmiany w prawie, które ucywilizowałyby relacje między kierowcami. Zasadniczą zmianą miało być pośrednie nadanie pierwszeństwa pieszym wchodzącym na pasy. Pośrednie, gdyż pieszy formalnie nadal nie miałby pierwszeństwa i musiałby zachowywać szczególną ostrożność. Jednak kierowca byłby zobowiązany do przepuszczenia pieszego zbliżającego się do pasów. Obecnie pierwszeństwo ma jedynie pieszy, który na przejściu już się znajduje, co nie wydaje się żadnym przywilejem. Trudno, żeby prawo dopuszczało przejeżdżanie ludzi na przejściach. Oprócz tego do 50 km/h obniżona miała zostać dopuszczalna prędkość w obszarze zabudowanym w nocy. Nowe przepisy miały także umożliwić odbieranie prawa jazdy za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 50 km/h również poza obszarem zabudowanym. Te wszystkie zmiany mogły ograniczyć liczbę ofiar na polskich drogach, niestety projekt utknął w rządzie. Prawdopodobnie z powodu kampanii wyborczej – projektowane zmiany były zbyt kontrowersyjne. Walkę o poprawę bezpieczeństwa drogowego Polska znów odłożyła na później. Tymczasem inne kraje Europy tę walkę wygrywają.

Prymusi znad Bałtyku
W ubiegłym roku na polskich drogach zginęło 2897 osób. W porównaniu do 2011 r., gdy ofiar było ponad 4 tysiące, to znaczny postęp. Problem w tym, że w 2018 r. było 35 ofiar mniej. W zasadzie od końca lat 90., gdy w wypadkach ginęło ponad 7 tys. osób rocznie, liczba ofiar polskich szos systematycznie spadała. Jednak od dwóch lat znów rośnie. I wciąż polskie drogi są jednymi z najniebezpieczniejszych w Europie.
Według najnowszych danych Komisji Europejskiej w wypadkach drogowych w Polsce rocznie ginie 77 osób na milion mieszkańców. To trzeci najwyższy wynik w UE. Gorzej jest jedynie w Bułgarii i Rumunii (96 ofiar na milion mieszkańców). Na drogach w Szwecji oraz Irlandii prawdopodobieństwo śmierci jest ponad trzykrotnie niższe niż w Polsce. Choć w ciągu ostatniej dekady nad Wisłą udało się ograniczyć liczbę ofiar drogowych o jedną czwartą, to od najbezpieczniejszych pod tym względem państw członkowskich nadal dzieli nas przepaść.
Wynika to z faktu, że inne kraje członkowskie zdecydowanie szybciej poprawiają bezpieczeństwo swoich obywateli na drogach. W co trzecim państwie UE w ciągu ostatniej dekady liczba ofiar spadła o co najmniej 30 proc. W Grecji nawet o połowę. Pozostałe to Hiszpania, Portugalia, Irlandia i trzy kraje bałtyckie – Litwa, Łotwa i Estonia. Szczególnie te ostatnie są interesujące z polskiego punktu widzenia. Przez lata to właśnie kraje bałtyckie dzierżyły niechlubną palmę pierwszeństwa pod względem liczby zabitych w wypadkach drogowych. Teraz są prymusami w zwiększaniu bezpieczeństwa. Na Litwie i Łotwie od 2010 r. liczba ofiar spadła o prawie 40 proc. Natomiast drogi w Estonii stały się jednymi z najbezpieczniejszych w Europie. Jeszcze bezpieczniejsze są drogi w Niemczech. Nie możemy więc zrzucić winy na ciężkie warunki drogowe w zimie, gdyż wymienione kraje regionu mają porównywalne warunki atmosferyczne. Co robimy więc źle?

Lekcja od Łotwy
Na Łotwie tylko w 2019 r. liczba ofiar drogowych spadła o 12 proc. Kraj ten przez lata zmagał się z podobnym problemem co Polska, jednak postanowił podejść do sprawy w sposób usystematyzowany. Oprócz przemyślanej przebudowy przejść dla pieszych i organizacji ruchu, postawiono tam na fotoradary. Od 2018 r. zaczęto tam stawiać ponad sto radarów rocznie. Przyniosło to wymierne efekty. Jak podaje branżowy portal BRD24.pl, „w Rydze w ciągu pół roku, w miejscach gdzie zainstalowano fotoradary, średnio liczba wypadków drogowych spadła o 42 proc., a rannych o 21 proc. Nie odnotowano wypadków ze skutkiem śmiertelnym”.
Tymczasem w Polsce sieć radarów jest mizerna, podobnie jak egzekwowanie wystawionych mandatów. Przykładowo, w ubiegłym roku Najwyższa Izba Kontroli zbadała efektywność polskiej sieci okresowych pomiarów prędkości (OPP). Okazało się, że pokrywa ona zaledwie jedną setną dróg krajowych w Polsce. Co gorsza, Generalny Inspektorat Ruchu Drogowego fatalnie ściąga należności z tytułu mandatów wystawionych przez OPP. Spośród 204 tys. wystawionych mandatów dopuszczono do przedawnienia aż 115 tys. 
Także na Litwie odnotowano zdecydowaną poprawę bezpieczeństwa na drogach. Liczba ofiar wypadków spadła w 2018 r. o 9 proc., a w 2019 r. o kolejne 6 proc. Jedną z szeroko dyskutowanych tam zmian było nadanie pierwszeństwa pieszym zbliżającym się do przejścia. W Polsce przeciwnicy tego rozwiązania argumentują, że doprowadzi ono do zwiększenia się liczby ofiar, gdyż piesi rzekomo nie będą uważać. Przykład Litwy pokazuje, że byłoby odwrotnie. Po roku od wprowadzenia tego rozwiązania liczba pieszych zabitych na pasach spadła tam o 40 proc. „Gdyby w Polsce liczba pieszych zabitych na pasach zmniejszyła się o taki odsetek jak na Litwie, oznaczałoby to, że rocznie ocalilibyśmy życie 108 osób” – napisał Łukasz Zboralski na portalu BRD24.pl. Niestety te argumenty nie przemówiły do polskich rządzących, którzy zaniechali podobnych zmian, choć projekt nowelizacji był już praktycznie gotowy.

Niemiecki rekord
Kilka tygodni temu niemiecki Federalny Urząd Statystyczny podał, że za naszą zachodnią granicą w 2019 r. 3046 osób zginęło w wypadkach drogowych. Niemalże tyle samo, ile w Polsce, choć Niemcy są ponad dwukrotnie większe. Tak niskiej liczby ofiar wypadków drogowych nie odnotowano za Odrą od 60 lat. Choć przecież przed ponad półwieczem ruch drogowy był bez porównania mniejszy. W samym 2019 r. liczba zabitych na niemieckich szosach spadła o 7 proc. i wyniosła 37 osób w przeliczeniu na milion mieszkańców. Ponad dwa razy mniej niż w Polsce i znacznie mniej, niż wyniosła średnia unijna (51 ofiar). W Niemczech przepisy drogowe są niezwykle restrykcyjne. Prawo jazdy można stracić za przekroczenie dopuszczalnej prędkości o 21 km/h w obszarze zabudowanym i 26 km/h poza. W Polsce prawo jazdy jest zatrzymywane tylko w przypadku przekroczenia prędkości o ponad 50 km/h w obszarze zabudowanym. Od 1 lipca miało to dotyczyć także pozostałych obszarów, ale jak już zostało napisane, rządzący w ostatniej chwili odstąpili od tych zmian. 
W Niemczech prawo jazdy można stracić także po przekroczeniu ośmiu punktów karnych. W Polsce limit wynosi 24 punkty, choć trzeba zaznaczyć, że za Odrą za większość wykroczeń otrzymuje się jeden lub dwa punkty, a w Polsce od dwóch do pięciu (a za szczególnie ciężkie wykroczenia sześć lub dziesięć). Warto dodać, że wysokość mandatów w Polsce jest zdecydowanie zbyt niska. Kwota najwyższego mandatu wynosi 500 złotych i została ustalona jeszcze w latach 90., gdy stanowiła kilkadziesiąt procent średniego wynagrodzenia. Dziś wysokość takiego mandatu dla zamożniejszych kierowców nie jest żadnym obciążeniem.

Przykłady Łotwy i Litwy pokazują, że można skutecznie dbać o poprawę bezpieczeństwa na drogach. Nawet w krajach „na dorobku”, w których w miesiącach jesienno-zimowych panują trudne warunki atmosferyczne. Nie można jednak bać się wprowadzania kontrowersyjnych zmian.  Podniesienie wysokości mandatów, nadanie pieszym pierwszeństwa przed przejściem, zagęszczenie sieci radarów i poprawa egzekwowania grzywien zapewne spotka się z oburzeniem części kierowców. Jednak utrata kilku punktów procentowych w sondażach jest warta uratowania kilkuset istnień ludzkich rocznie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki