Budowa nadwiślańskiej wersji państwa dobrobytu to cel, który od kilku lat deklarują politycy większości partii głównego nurtu, w szczególności partii rządzącej. Dzięki uruchomieniu szeregu świadczeń społecznych polski standard życia ma zbliżyć się do zachodniego poziomu. Jednak państwo dobrobytu często bywa określane jako państwo opiekuńcze. A takim Polskę trudno nazwać, zważywszy na fatalny stan usług opiekuńczych w naszym kraju. Zdaje sobie z tego sprawę chyba każdy, komu przychodziło opiekować się starszymi członkami rodziny – rodzicami, dziadkami czy prababciami. Publiczne usługi opiekuńcze świadczone w domu potrzebującego są zwykle powierzchowne, a na miejsce w publicznym domu opieki całodobowej można czekać latami. Miejsca w prywatnych domach opieki bywają zaś zbyt drogie na kieszeń większości obywateli. Za to placówki, które oferują przystępne ceny, nie spełniają podstawowych standardów. Najwyraźniej nadwiślańska wersja państwa dobrobytu wyróżnia się tym, że jest nieopiekuńcza.
Dwie dekady na nielegalu
Najwyższa Izba Kontroli w ostatnich kilku latach przeprowadziła szereg audytów w placówkach opiekuńczych różnego rodzaju. W ostatnim z nich skontrolowała działalność prywatnych placówek świadczących opiekę całodobową. W latach 2015–2018 wyraźnie wzrosła liczba miejsc w tego typu miejscach – z 14 do 20 tys. – co jest bez wątpienia dobrą informacją, zważywszy na fakt systematycznego starzenia się polskiego społeczeństwa. W 2050 r. osoby w wieku powyżej 60 lat będą stanowić 40 proc. Polek i Polaków. Wzrosła także liczba samych placówek opieki całodobowej – z 416 do 564. Tajemnica tej „poprawy sytuacji” jest jednak zdecydowanie mniej optymistyczna. Okazuje się, że w całym kontrolowanym okresie ponad 200 z nich działało bez niezbędnych pozwoleń. Na koniec 2018 r. takich „nielegalnych” miejsc było 108.
Oczywiście prowadzący feralne placówki nie starali się o pozwolenia z prostego powodu – zwiększyłoby to ich koszty funkcjonowania, a to uniemożliwiłoby im oferowanie niskich cen. Żeby uzyskać pozwolenie, trzeba spełniać szereg wymogów. Jedna łazienka nie może przypadać na więcej niż 5 podopiecznych, a toaleta na 4 mieszkańców placówki. W budynkach wielopiętrowych musi być zainstalowana przynajmniej jedna winda. W placówce nie powinny też znajdować się żadne bariery architektoniczne utrudniające funkcjonowanie osobom starszym, przewlekle chorym lub niepełnosprawnym (właśnie takie osoby przebywają w domach opieki całodobowej). Brak zezwolenia dotyczył głównie domów jednorodzinnych, w których nie może przebywać więcej niż 10 podopiecznych. W większości nie były one zaadaptowane do potrzeb swoich podopiecznych.
Domy opieki bez zezwoleń działają bez przeszkód zwykle przez kilka lat. W województwie mazowieckim przeciętny czas trwania takiego stanu to niecałe cztery lata. Jednak niektóre placówki potrafiły działać bez pozwolenia nawet kilkanaście lat. Rekordzista wymigiwał się przed uzyskaniem pozwolenia prawie przez dwie dekady. Wojewodowie nakładali na takie placówki kary, jednak niewiele one dawały. 96 proc. ukaranych placówek kontynuowało działalność przez kolejne lata. Średni okres od powzięcia informacji o działalności nielegalnego domu opieki do jego zalegalizowania lub zaprzestania działalności wynosił dwa lata. Ich właścicielom po prostu bardziej opłacało się płacić kary, niż dostosować placówkę do minimalnych standardów opieki.
Domy fikcyjnej opieki
Brak zezwoleń w przypadku domów opieki całodobowej nie jest jedynie nieprawidłowością formalną. Przekłada się to bezpośrednio na poziom traktowania podopiecznych. Wojewodowie podczas kontroli w takich placówkach stwierdzali szereg wykroczeń wobec mieszkańców. Przede wszystkim chodziło o niezapewnianie odpowiednich warunków mieszkaniowych, a także odpowiedniej liczby pomieszczeń sanitarnych. W wielu placówkach nie było jadalni lub pralni. Pokoje podopiecznych nie miały wymaganego wyposażenia, wielokrotnie były też zwyczajnie brudne. Żywność zapewniana pensjonariuszom pozostawiała wiele do życzenia, zaniedbywano także podawania przepisanych leków. Dochodziło także do drastycznych przypadków, takich jak znęcanie się nad podopiecznymi (krępowanie ich pasami, ograniczanie kontaktu z otoczeniem) lub wyłudzanie od nich pieniędzy. W niektórych przypadkach mieszkańcy domów opieki całodobowej pozbawieni byli… całodobowej opieki.
Także w legalnych domach opieki dochodzi do nieprawidłowości. Domy opieki mogą zgodnie z prawem zatrudniać pracowników bez odpowiedniego przeszkolenia i kompetencji niezbędnych do opieki nad osobami niepełnosprawnymi lub niedołężnymi. Tymczasem pensjonariusze wymagają zwykle specjalistycznej opieki w związku z chorobami (np. alzheimer) lub upośledzeniem umysłowym. Przykładowo w domu opieki w Starych Babicach nie było ewidencji wykonywanych świadczeń zdrowotnych, więc zachodziło podejrzenie, że w ogóle nie miały one miejsca. W placówce tej podawano także podopiecznym leki psychotropowe bez pisemnego zalecenia psychiatry. Początkowo jej właściciele przekonywali, że zalecenia te są przechowywane w przychodni, jednak finalnie okazało się, że były podawane zupełnie bez konsultacji z lekarzem.
Gminy z zamkniętymi oczami
Oczywiście prywatne domy opieki całodobowej to nie jedyny problem z polskimi usługami opiekuńczymi. W 2018 r. NIK przeprowadziła kontrolę w zakresie świadczenia przez gminy usług opiekuńczych w miejscu zamieszkania. W całym kraju tego typu usług nie zapewniało 475 gmin, czyli prawie co piąta. Tymczasem ich świadczenie to obligatoryjne zadanie własne samorządów gminnych wynikające wprost z ustawy. W wyniku bierności gmin, dostęp do świadczeń opiekuńczych jest bardzo niski. Z opieki w miejscu zamieszkania korzysta zaledwie 1,5 proc. osób powyżej 60. roku życia. Gminy nie prowadziły też działań mających na celu rozpoznanie potrzeb wśród mieszkańców, przez co nie wiedziały nie tylko, kto konkretnie potrzebuje opieki, ale też ile jest w ogóle takich osób. Opiekę otrzymywały więc tylko te osoby, które się zgłosiły, choć istnieje możliwość świadczenia usług opiekuńczych z urzędu. Trzy lata temu NIK zbadała zaś, jak funkcjonują domy opieki dziennej. Choć kosztują dużo mniej niż placówki całodobowe, na ich założenie zdecydowało się zaledwie 10 proc. gmin w Polsce. Pocieszające jest to, że w działających placówkach nie stwierdzono większych nieprawidłowości i prowadzona tam opieka była skuteczna oraz zgodna z wymogami. Co pokazuje, że instytucje publiczne potrafią świadczyć usługi opiekuńcze na wysokim poziomie – o ile chcą to robić.
Niestety, niespecjalnie są tym zainteresowane. Problemy z nielegalnymi domami opieki całodobowej to przede wszystkim efekt bierności polskich instytucji publicznych. Ich wysyp to wynik niewielkiej dostępności do publicznych placówek. Indolencja wojewodów sprawia zaś, że nielegalne domy opieki działają latami. Można wskazać kilka prostych rozwiązań, które poprawią sytuację, np. ustawowe określenie kompetencji uprawniających do pracy w placówkach opiekuńczych, a także umożliwienie wojewodom likwidację działającego bez zezwolenia domu opieki w momencie powzięcia o tym informacji. Przede wszystkim jednak do polskich rządzących oraz samorządowców powinno wreszcie dotrzeć, że usługi opiekuńcze to kluczowy element państwa dobrobytu, a nie błahostka, na którą można machnąć ręką i zapomnieć.