Bardzo bym chciał, by tzw. życie nie dostarczyło braciom Sekielskim materiału na kolejne dzieło budzące wstyd, złość, upokorzenie i ból polskich katolików. A także łzy współczucia, które przy filmie Zabawa w chowanego cisną się do oczu. Znowu, podobnie jak przy poprzednim.
Ten dokument jest kolejnym wielkim wołaniem skrzywdzonych o to, by to oni byli w centrum uwagi Kościoła. Pokazuje bowiem zupełnie coś innego: triumf (oby ostatni) mentalności wypierająco-lekceważącej. Nawet wydane tuż po premierze filmu oświadczenie kaliskiej kurii, niezawierające nawet słowa „przepraszam”, poraża urzędniczą beznamiętnością. Empatii jest w nim tyle mniej więcej, co w kwicie z pralni. Zdumiewa, że po wszystkich wytycznych, po dwóch głośnych filmach, po dokumentach Franciszka i wypowiedziach biskupów, że przepraszają, deklarują itp. – coś takiego było w ogóle możliwe. Niestety – było, co zdaje się tylko uwiarygodniać filmowe zarzuty.
Pojawia się pytanie, od kiedy wreszcie – w każdej diecezji i już zawsze – osoby skrzywdzone seksualnie przez księży będą tymi, którym poświęca się najwięcej uwagi? Mój Boże, kto ma spieszyć z pomocą cierpiącym gorliwiej niż Kościół? Kto ma leczyć ich duchowe rany skuteczniej niż on? Tymczasem zdarza się, że nie spieszy i nie leczy, a powodem jest właśnie to, że krzywd i ran doświadczyli oni w Kościele!
Ten film powinien uświadomić wszystkim, począwszy od osób najbardziej w Kościele „decyzyjnych”, że mija czas mówienia o kolejnych – jak najbardziej rzecz jasna potrzebnych! – dokumentach. Teraz, gdy od dawna są już polskie wytyczne oraz doskonałe motu proprio Franciszka, uzbrojeni w te regulacje oraz świadomi odpowiedzialności, jaką w tej dziedzinie nakłada na nas prawo cywilne, powinniśmy ze zdwojoną siłą przystąpić do działania. My, wszyscy, którzy o przestępstwie wiemy lub je podejrzewamy: biskupi, księża, siostry zakonne, świeccy.
Oczywiście wiem, ile dobra dzieje się w Kościele na rzecz profilaktyki oraz pomocy skrzywdzonym seksualnie przez księży, by wspomnieć Centrum Ochrony Dziecka czy telefon zaufania „Zranieni w Kościele”. Ale nie zastąpi to koniecznych działań związanych z rozliczeniem zła, ukaraniem sprawców i skutecznym pozbawieniem ich możliwości recydywy.
Trzeba wzbudzić ducha, wsłuchać się w sumienie i z nową odwagą zacząć aktywnie działać, by różnym wytycznym nadać moc sprawczą. Tak jak nadał im film Sekielskich, uruchamiając procedurę, owszem przewidzianą w motu proprio, ale pozostającą dotąd w sferze potencji. Czy gdyby nie film, coś by się w odniesieniu do przypadku ks. H. ruszyło? No, właśnie... A dokumenty przecież są.
Potwierdza się stara zasada, że nawet dobre regulacje nie wystarczą, bo najważniejsze jest to, jacy ludzie wypełnią je treścią. Jan Paweł II mówił nam w 1995 r.: „Polska woła dzisiaj nade wszystko o ludzi sumienia! Być człowiekiem sumienia to znaczy przede wszystkim w każdej sytuacji swojego sumienia słuchać i jego głosu w sobie nie zagłuszać, choć jest on nieraz trudny i wymagający”. Wciąż aktualne.