Bohaterami drugiej części filmu dokumentalnego braci Sekielskich jest trzech młodych mężczyzn – bracia Jakub i Bartłomiej, synowie organisty, który mieszkał przy kościele, a także Andrzej, były ministrant. Wszyscy zostali w młodości skrzywdzeni przez jednego księdza, Arkadiusza H. Wydarzenia, które miały miejsce wiele lat temu, do dziś kładą się cieniem na ich życiu.
Gdzie jest Kościół?
W dwóch przypadkach poskutkowało to tym, że panowie są dziś daleko od Kościoła. Andrzej nie potrafi wejść do kościoła, nawet na ślub znajomych. Dla pochodzącego z religijnej rodziny Bartłomieja wiara nie jest dziś niczym istotnym. Ale jest też jego brat, Jakub, który do dziś pozostaje osobą wierzącą i praktykującą, nota bene kościelny organista. Powinni posłuchać go ci wszyscy, którzy uważają, że mówienie o problemie molestowania seksualnego to atak na Kościół.
Jakub nie czuje żalu do całego Kościoła – ma pretensje do konkretnych ludzi, tych, którzy wiedzieli, co się dzieje, ale nic nie zrobili, bo „chcieli bronić Kościoła”. Tyle tylko – dodaje – że „w ten sposób oni nie chronią Kościoła, lecz go zwyczajnie, od środka, psują”.
Atakiem na Kościół nie jest próba oczyszczenia go z osób, które najpierw zdobywają zaufanie małoletnich, a następnie je wykorzystują. Atakiem na Kościół jest to, że ktoś krzywdzi bezbronne osoby, zapominając, że „cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili”. Atakiem na Kościół jest też przyzwalanie na to, by oprawca mógł działać dalej. Atakiem na Kościół jest też zostawienie poszkodowanych samym sobie. Mimo zapewnień, że ofiary są dla nas najważniejsze, cały czas mamy z tym problem.
Czy empatię trzeba zadekretować?
Świadczą o tym sceny ze spotkania rodziców innego z pokrzywdzonych z bp. Edwardem Janiakiem, przełożonym księdza H. Spotkanie, które odbyło się w 2016 r., przebiegało w – delikatnie mówiąc – mało przyjaznej atmosferze. Słuchając nagrania, można odnieść wrażenie, że biskup jest zły na rodziców, którzy przyszli z nim porozmawiać o wydarzeniach z przeszłości ich syna.
Ten fragment filmu doczekał się nawet komentarza ze strony kaliskiej kurii. Przytoczę go w całości. „Odnosząc się do przedstawionych w filmie wydarzeń związanych z wizytą rodziców jednego z pokrzywdzonych, należy podkreślić, że miało to miejsce w 2016 roku, kiedy obowiązywały inne uregulowania prawne. Rodzice pokrzywdzonego w czasie wizyty w Kurii usłyszeli, że powinien zgłosić się sam pokrzywdzony. Ukazane w filmie nagranie nie wyczerpuje całej rozmowy, brak jest stwierdzenia, że rodzice powinni jak najszybciej zgłosić sprawę do prokuratury”.
Czy gotowość do wysłuchania ludzi, których dziecko zostało skrzywdzone przez księdza trzeba dekretować? Czy naprawdę jedyną rzeczą, jaką kuria ma w tej sprawie do dodania, jest to, że w filmie nie wyemitowano fragmentu, w którym biskup wysyła swoich rozmówców do prokuratury, żeby tam zgłosili sprawę? Oświadczenie wydane po czterech latach było szansą, żeby powiedzieć „przepraszam” za to, w jaki sposób tamta rozmowa została przeprowadzona. Szansą niestety zmarnowaną.
Czy procedury działają?
Zabawa w chowanego pokazuje, jak to możliwe, że ksiądz, który krzywdzi nieletnich, może unikać odpowiedzialności za swoje czyny. Wytyczne Konferencji Episkopatu Polski z 2014 r. mówią jasno: biskup, który otrzymuje, przynajmniej prawdopodobną, wiadomość o przestępstwie, przeprowadza dochodzenie wstępne, a później powiadamia o tym Kongregację Nauki Wiary.
Pokazane przez braci Sekielskich spotkanie z rodzicami poszkodowanego chłopca odbyło się w 2016 r. W jego następstwie ksiądz co prawda niemal natychmiast przestał być proboszczem, ale dochodzenia nie przeprowadzono. Po roku ksiądz H. został kapelanem szpitala. Dopiero rok temu została na niego nałożona kara suspensy, „w związku z nowymi okolicznościami w sprawie”.
Jest w tym filmie fragment, który sprawia, że jeszcze trudniej nam uwierzyć bp. Janiakowi. To materiał z przesłuchania w innej sprawie – sprawie przestępcy seksualnego, byłego już księdza Pawła Kani. Został on przeniesiony z Wrocławia do Bydgoszczy, a Edward Janiak był wówczas wrocławskim biskupem pomocniczym. Podczas swoich zeznań przed sądem w 2018 r. biskup został zapytany, czy podczas tych przenosin wiedział o toczącym się przeciwko Kani postępowaniu. Odpowiedział: „Nie mówię «nie» i nie mówię «tak»”.
Na nic zdadzą się nawet najlepsze procedury i zasady, jeśli nie będzie komu ich wcielić w życie.
Kto jest odpowiedzialny?
Zdaję sobie sprawę, że film braci Sekielskich może być trudny do przyjęcia. Dlaczego? Chociażby dlatego, że mogą się pojawić wątpliwości co do intencji jego autorów. Czy chodzi tylko o ofiary, o sprawdzenie, jak Kościół zajmuje się tym problemem, a może o coś więcej? Zabawa w chowanego miała swoją premierę tuż przed setną rocznicą urodzin Jana Pawła II, a autorzy już zapowiadają, że kolejna część ich produkcji będzie dotyczyła właśnie papieża Polaka: co wiedział, co robił, a czego nie robił, jeśli chodzi o walkę z przestępstwami seksualnymi. Padają też zarzuty o stronniczość – bo niby dlaczego Sekielscy mówią o problemie pedofilii tylko w Kościele?
Prawdą jest, że Zabawa w chowanego może się przyczynić do ataków na Kościół. Ale – zadajmy to pytanie za Tomaszem Terlikowskim – „czyimi ofiarami będą tak naprawdę kapłani, którzy teraz będą atakowani, ośmieszani? Wielu powie, że Sekielskich, a ja powiem, że systemu korporacyjnej solidarności, kultury tajemnicy, absolutyzmu władzy biskupów. One nie wyrastają z Ewangelii, ani teologii. Można je zmienić”.
Ten film pokazał, jak z problemem nie radzi sobie instytucja Kościoła. Ale rachunek sumienia z reakcji na podobne doniesienia może sobie zrobić każdy z nas. Dobrym przykładem na to jest spotkanie Andrzeja z siostrą zakonną, która była zakrystianką w jego parafii. Gdy mężczyzna mówi, po co przyszedł, ona odpowiada, że nic nie mogła zrobić („Andrzejku, co ja mogę?”). Wychodzi z zakrystii i po kryjomu ociera łzę. Za to, żeby Kościół był bezpiecznym miejscem, odpowiedzialni jesteśmy wszyscy. Nawet jeśli ta odpowiedzialność nie rozkłada się równo.