Logo Przewdonik Katolicki

Mama

Natalia Budzyńska
fot. Unsplash

Oto zbliża się Dzień Matki, a ja po uszy zanurzona jestem w literaturze funeralnej, czytam autorów doświadczonych żałobą po matkach.

Codziennie nowe nominacje. Już czterysta utworów powstało w ramach challenge’u, który rozsławił sam prezydent, ale sytuacja jest rozwojowa, więc zamilknę na razie. Poobserwuję dalej, a potem to społeczno-artystyczne zjawisko opiszę. Jednym okiem przypatrując się Nosowskiej w różowym kombinezonie i jej mopsom, czytałam książkę, która uniemożliwiała mi zwrócenie uwagi na tekst utworu. Smutna i emocjonalnie wyczerpująca, potem zaczęła mnie trochę irytować, a jeszcze potem zrobiło mi się głupio, że mnie irytuje, bo to jednak chyba był zapis prawdziwych doświadczeń autorki. A jeszcze potem pomyślałam, że przecież to literatura, a więc jest tu podmiot, narrator i tak dalej, wcale nie muszę go utożsamiać z autorką i nie muszę tak ostrożnie do tego dzieła literackiego podchodzić, skoro to literatura to podlega krytyce z założenia.
Oto zbliża się Dzień Matki, a ja po uszy zanurzona jestem w literaturze funeralnej, czytam autorów doświadczonych żałobą po matkach. Trochę się tych książek uzbierało, temat stał się modny? Chyba nie. A zresztą, kto wie, czym kierują się wydawnictwa, no jasne, że pieniędzmi, każdy chce zarobić i nic w tym złego. I znowu mi głupio wobec autorki, że przy okazji pisania o jej książce sięgam do tak niskich pobudek wydawnictwa. Naprawdę nie wiem, jak mam tę książkę traktować, bo jest pełna rozpaczy, ale jakiejś takiej przekombinowanej. Ale jak ja mogę, jakie mam prawo oceniać czyjeś doświadczenie żałoby? Ale zaraz, jest to literatura czy pamiętnik wyciągnięty spod poduszki? A jeśli nawet, to czy opublikowany nie zaczyna żyć innym życiem, literackim, dającym się ocenić i tę ocenę wyrazić?
Więc po lekturze Bezmatka Miry Marcinów zachciało mi się przypomnieć sobie pierwszą, jaką w tym temacie kiedykolwiek przeczytałam, i taki mi się zrobił maj żałobny. Sięgnęłam więc po Tadeusza Różewicza Matka odchodzi i znalazłam w niej rwący potok miłości. Syn kocha matkę inaczej, zupełnie inaczej. Jego miłość jest nieskomplikowana, pozbawiona nerwowości i emocji ryjącej serce głębokimi bruzdami nieporozumień i niedomówień. No i jeszcze pożegnanie matki przez Marcina Wichę zapisane w genialnej książce Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Takie delikatne. Różewicz sobie żałobę porządkował, Wicha zapisując te urywki myśli i czynności również. Mira Marcinów przedstawiła w formie przemyślanej i uporządkowanej pozornie chaotyczne urywki nachodzących ją myśli. A jeszcze w tym temacie jest Anny Augustyniak Kochałam, kiedy odeszła, a zaraz Dzień Ojca i Ingi Iwasiów Umarł mi.
Jak dobrze, że moja Mama jeszcze żyje i mam Ją obok.
I ciekawe, dlaczego dopiero na samym końcu myślę o tym, że i ja jestem mamą.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki