Święto Epifanii, czyli objawienia się Boga w Jezusie z Nazaretu, jedno z najstarszych świąt chrześcijaństwa, stało się okazją do radosnego, ale też publicznego świętowania. Wbrew twierdzeniu, że Polacy kultywują wyłącznie klęski, Objawienie Pańskie świętowane jest w sposób niezwykle radosny i to w trakcie karnawału. Jest świętem dumy ze swej chrześcijańskiej tożsamości, trochę lżejsze niż procesje Bożego Ciała, niosące dużo głębsze, ale też cięższe przesłanie teologiczne. Stosunkowo nowy zwyczaj paradowania z papierowymi koronami, które przypominają o munus regale, czyli królewskim powołaniu każdego chrześcijanina, z radosnym i jakże polskim śpiewem kolęd, stał się jedną z piękniejszych religijnych tradycji, pokazujących, że kultura chrześcijańska jest w naszym kraju wciąż żywa, że wciąż jest ona natchnieniem do nowych inicjatyw, że staje się przedmiotem radości, dumy, publicznego manifestowania swego przywiązania do wiary. Ale pokazują też żywość społeczeństwa obywatelskiego – bo to przecież oddolnie zrodzona tradycja, z potrzeby serca wielu osób, które włączają się w organizację marszów. Nikt ich do tego nie zmusza, nie mają z tego też żadnych osobistych korzyści poza radością i satysfakcją.
Ostatni rok był rekordowy, jeśli idzie o liczbę parad środowisk LGBT ulicami polskich miast. Marsze mają na celu – jak głosi zresztą ich nazwa LGBT pride, a wcześniej gay pride – pokazania dumy tych środowisk. Ale duma tu jest pojęciem trochę złudnym. Członkowie homoseksualnych społeczności czują się społecznie wykluczeni, często boją się przyznać do swoich orientacji. Dlatego raz do roku organizują marsze, na których przełamują barierę wstydu i pokazują, że nie boją się mówić o swoich skłonnościach. Jeśli nie towarzyszy temu ani profanacja, ani obraza moralności publicznej, jeśli to potrzebne dla ich samopoczucia, niech chodzą ulicami polskich miast. Pod warunkiem, że zapanuje prawdziwa równość, a osoby, które czują się dumne z tego, że są katolikami, również nie będą czuły skrępowania i radośnie będą głosić światu przywiązanie do najważniejszych dla siebie wartości. Nie, absolutnie nie chcę porównywać marszów środowisk LGBT i orszaków Trzech Króli. Raczej chodzi mi o prawo do publicznego prezentowania swojej tożsamości. Dobrze więc, że kilka lat temu powstała formuła, w której wiele osób wierzących znajduje możliwość do tego, by publicznie zaprezentować swoje przywiązanie do religii i tradycji.
I nie przeszkadza mi, że w niedzielę tysiące osób włącza się w orszaki Trzech Króli, aby potem wrzucać pieniądze do zbiórek Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, choć to nie moja poetyka. Inicjatywy, których celem jest czynienie dobra trzeba pielęgnować. A to, że raz gra WOŚP, a innym razem idziemy w orszaku Trzech Króli świadczy tylko o bogactwie naszego społeczeństwa obywatelskiego.