Nie trafił na ekrany polskich kin w normalnej dystrybucji, można go było dotąd zobaczyć na paru wybranych festiwalach. Swoją drogą ciekawa była ta decyzja polskich dystrybutorów, tym bardziej że Paul Schrader za scenariusz do tego filmu otrzymał nominację do Oscara. A co jeszcze bardziej interesujące, była to pierwsza nominacja dla niego, mimo że ma na swoim koncie scenariusze do mnóstwa filmów, w tym takich kultowych obrazów, jak: Taksówkarz (reż. Martin Scorsese), Obsesja (reż. Brian De Palma), Wściekły Byk (reż. Martin Scorsese), Wybrzeże moskitów (reż. Peter Weir), Ostatnie kuszenie Chrystusa (reż. Martin Scorsese). Całkiem niezła historia kina, prawda? A to tylko najbardziej znane tytuły, bo oprócz tego, że współpracował z uznanymi reżyserami, to jeszcze tworzył filmy autorskie, dotychczas mniej zauważane. Zdawał sobie z tego sprawę i w wywiadach, chyba lekko rozżalony, mówił, że czegokolwiek by nie dokonał, to i tak na nagrobku napiszą mu, że był autorem Taksówkarza.
Pierwszy reformowany to idealny przykład na to, że niełatwe filmy z niewielkim budżetem i bez środków na wielką reklamę mogą przejść niezauważone. Prawdę mówiąc, już sam tytuł nie zachęca. I z góry uprzedzam: jeśli ktoś nie rozumie formy slow cinema, szybko się znudzi, a potem oceni ten film jako przegadany. To nie jest obraz z gatunku melodramatycznego christian movies, choć opowiada o walce duchowej pewnego chrześcijanina: o trudności w modlitwie, o Bogu, który opuszcza, o doświadczeniu nocy ciemnej, o błądzeniu po omacku, o szukaniu sensu.
Powierzchowność christian movies nie poradziłaby sobie z głębią takich doświadczeń. Schrader sięgnął do kina europejskiego, znajdziemy tu echa Roberta Bressona, Carla Dreyera, Ingmara Bergmana, Andrieja Tarkowskiego, ale także Pawła Pawlikowskiego, którego Ida była bezpośrednią inspiracją w warstwie formalnej, o czym reżyser wspominał w każdym wywiadzie. Jedynymi atrakcjami wydają się role Ethana Hawke’a (m.in. Boyhood i Przed północą) i Amandy Seyfried (m.in. Listy do Julii i Mamma mia).
Poszukiwania i wątpliwości
Kadry są surowe, ujęcia długie, barwy monochromatyczne, akcja powolna. Nie będę zdradzać zwrotów, wyborów i zakończeń. Bohaterem jest pastor Pierwszego Kościoła Reformowanego, gdzieś w stanie Nowy Jork. Od razu wiemy, że cierpi, bo jego twarz rzadko rozjaśnia coś w rodzaju uśmiechu. Potem wiemy dlaczego. Ernst Toller – tak nazywa się pastor (to nazwisko z pewnością nawiązuje do niemieckiego dramatopisarza i rewolucjonisty, który służył pod Verdun, zachorował na depresję i ostatecznie popełnił samobójstwo) – był kiedyś kapelanem wojskowym, miał żonę i syna, który zginął w Iraku. Małżeństwo Tollera tej tragedii nie przetrwało. Toller jest więc po rozwodzie, odszedł z wojska i męczy go poczucie winy z powodu śmierci syna i cierpienia żony.
Otrzymuje szansę w postaci objęcia opieką duszpasterską parafii założonej 250 lat temu przez holenderskich przybyszy. Nie dzieje się w niej dużo, właściwie świeci pustkami, w nabożeństwach bierze udział zaledwie kilka osób. Od czasu do czasu przychodzą turyści. Ta pustka i cisza wydają mu się odpowiadać, ponieważ przeżywa rozterki, ciszę duchową, brak Boga. Czyta Mertona i Chestertona, postanawia zapisywać swoje myśli, a jego narracyjny głos wewnętrzny prowadzi nas przez cały film. To głos mierzenia się z Bogiem, który przestał słuchać. Dziennik ma być próbą rozmowy z Nim, zapisem niemożliwej modlitwy. Dodatkowo Toller mierzy się z własną chorobą i z alkoholizmem.
Wkrótce zmierzyć się będzie musiał z problemem jednej z parafianek, która poprosi go o pomoc. Jej mąż, aktywista ekologiczny, namawia ją na aborcję. Nie może się zgodzić na to, żeby wydać dziecko na świat, który poprzez niszczące działania człowieka zmierza ku zagładzie. Nie chce, aby jego dziecko musiało przeżyć apokalipsę klimatyczną. Kiedy ten człowiek popełnia samobójstwo, a Toller zaczyna przejmować jego przekonania dotyczące ekologii, jego rozpacz się pogłębia. Pastor, który chce szukać sensu, daje się zatopić w rozpaczy. Jego walką ze złem tego świata staje się przemoc, ale stop – nie chcę spoilerować i zdradzać ostatecznie ani jego wyboru, ani znaczenia tego wyboru.
Filmowy Toller jest w gruncie rzeczy nową twarzą Travisa Bickle’a, głównego bohatera filmu Taksówkarz. Outsidera, samotnika granego przez Roberta De Niro, cierpiącego na bezsenność weterana wojny w Wietnamie, ogarniętego obsesją usunięcia zła i brudu tego świata. Każdy kinoman z łatwością odnajdzie w Pierwszym reformowanym sceny nawiązujące do Taksówkarza. Także Toller w pewnym momencie postanawia ofiarować siebie, gdy zaczyna rozumieć, co człowiek wyrządza światu stworzonemu przez Boga.
Rozpacz
To jest moment, w którym Schrader niestety ryzykuje zbliżenie się do delikatnej granicy kiczu. Czyżby mówił, że dzisiejsza religia to ekologia? Czyżby wkraczał na teren zarezerwowany dla polityki? Czy uniwersalizm opowiadanej historii w tym momencie nie za bardzo zbliża się do wykorzystywanej dziś tak chętnie przez różne strony agitacji ekologicznej lub antyekologicznej? A może po prostu Schrader jest wrażliwym obserwatorem rzeczywistości? Bo właśnie tak jesteśmy podzieleni na tym świecie: zagrożenie ekologiczne środowiska jest faktem, któremu niektórzy lubią zaprzeczać, widząc w nim tylko element politycznej, ekonomicznej i światopoglądowej walki. Czy człowiek wierzący, który na skutek pewnego wydarzenia zaczyna dostrzegać ekologiczne zagrożenie i widzi, jak bardzo człowiek zaingerował w planetę, niszcząc to, co Bóg stworzył dla jego dobra, musi stać się bohaterem niewiarygodnym? No nie. Choć to najsłabszy moment filmu, to jednak jestem w stanie uwierzyć w pastora, który dźwigając brzemię swojej przeszłości i teraźniejszości, przeżywając kryzys wiary w postaci doświadczenia nocy ciemnej, znajduje cel, dla którego warto poświęcić życie.
Tyle że chyba Tollerowi dobrze w tej jego rozpaczy. Ciągle przebywa w Getsemani – jak zauważa wielebny pastor z centrum chrześcijańskiego Obfite Życie, który sprawuje opiekę nad Tollerem i jego parafią. To tętniące życiem centrum jest zaprzeczeniem parafii Tollera. Jest nowoczesne, działa w nim chór, telewizja, stołówka, grupy wsparcia. Protestancka ewangelizacja na całego. Historyczny kościółek, przy którym mieszka Toller, to zabytek z kioskiem z pamiątkami, a jego pastor nie może się odbić od dna rozpaczy. Nie ma tu życia, jest cmentarz. Toller nie widzi możliwości wyjścia. Owszem, jest w Getsemani, a stamtąd prosta droga na krzyż, więc przygotowuje się na męczeństwo. Tyle że chyba bez wiary w zmartwychwstanie.
Mimo że cały film przygniata ciężarem ciemności, to ten depresyjny obraz rozświetla nadzieja. Ta nadzieja nazywa się bliskość i miłość. A oprócz tego zadaje aktualne pytania: co oznacza być gotowym na męczeństwo? Jak chrześcijanin ma reagować na niesprawiedliwość społeczną? Co robić, żeby nie żyć w społecznej schizofrenii? Jak rozpoznać wolę Boga?
Wiele lat temu, kiedy Schrader był jeszcze krytykiem filmowym – bo zanim zaczął pisać scenariusze parał się właśnie krytyką – napisał esej zatytułowany Transcendental Style in Film, który został wznowiony wkrótce po premierze Pierwszego reformowanego. Jego przedmiotem jest dyskusja na temat kina metafizycznego i formy, jaką film duchowy powinien przyjąć. Schrader przyznaje, że nigdy nie myślał, że kiedykolwiek będzie miał okazję zmierzyć się w tym w praktyce, ale zainspirowała go rozmowa z Pawlikowskim po tym, jak zobaczył Idę, i format, w jakim została nakręcona. Sam Schrader jest członkiem Kościoła prezbiteriańskiego.
Pierwszy reformowany nie jest arcydziełem, ale jest filmem całkiem przyzwoitym, o którym z pewnością warto podyskutować.