Logo Przewdonik Katolicki

Przejście na nowy system może być zdradliwe

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

Premier Morawiecki zapowiada „odmrożenie” kin, teatrów czy gastronomii w tak zwanym trzecim etapie. Za to minister zdrowia Szumowski obiecuje nam przymus noszenia maseczek przez rok, półtora – do momentu wynalezienia szczepionki (tak naprawdę sprowadzenia jej do Polski).

Nie da się kręcić w maseczkach filmów czy śpiewać dla widzów. Trudno też sobie wyobrazić korzystanie w nich z restauracji czy pubów (słyszę, że Chińczycy sobie z tym poradzili, zdejmują na czas jedzenia, ale to czyni cały wymóg umownym  i absurdalnym). Jednym słowem ów trzeci etap to iluzja odłożona na wieczne czasy. No chyba, że Szumowski postanowił nas uraczyć najgorszym wariantem. Uznając, że lepiej potem miło zaskoczyć, niż zawieść nadzieje.
Nikogo nie oskarżam. Rozumiem, że wszyscy uczą się życia w pandemii – od WHO po polskiego ministra zdrowia. Próbuję sobie tylko wyobrazić życie w takim stanie przez półtora roku. A przy okazji nasuwają mi się też pytania o konsekwencje bardziej długofalowe.
Pewien mój znajomy wykłada na prywatnej uczelni. Teraz prowadzi zajęcia zdalnie. Zrazu był wystraszony.  Niedawno wszakże uraczył mnie entuzjastycznym wywodem, jak to zajęcia ze studentami przez łącza są „lepsze”. Bo bardziej formalna atmosfera, bo skuteczniejszy system egzekwowania wiedzy. Więc może to się powinno utrwalić na czas po pandemii, pytał. A nawet twierdził.
Zauważyłem nieśmiało, że edukacja służy także socjalizacji ucznia, potem studenta. Że zwłaszcza wiedza akademicka nie da się rozdzielić od osobistego kontaktu, dyskusji, czasem sporu. Takie sformalizowane zajęcia skojarzyły mi się z filmem „Surogaci” z roku 2006, gdzie w świecie przyszłości ludzie nie ruszają się z domu, a zastępują ich roboty-sobowtóry. Dość to przerażająca wizja, ale przecież jakoś już urzeczywistniana przed zarazą. Na czym w końcu jak nie na redukcji osobistych kontaktów polegała cała kultura czy subkultura netu?
Ja to znam szczególnie dobrze ze swego podwórka. Kryzys mediów spowodował zanik tradycyjnych redakcji. A przecież spotkania zespołów dziennikarskich miały głęboki sens. Trudno uprawiać ten zawód bez krążenia myśli, bez kontaktów, bez wymiany informacji. Próba przenoszenia zdalności na inne sfery życia i utrwalania jej po kataklizmie – mnie to niepokoi. A już zwłaszcza, kiedy dotyczy dzieci i młodzieży.
Kolega zgodził się, że totalne przejście na nowy system mogłoby być zdradliwe. Ale czułem, jak bardzo go ta utopia korci. Naturalnie w Polsce rzecz cała wciąż rozbija się o technologiczne ograniczenia. Nie całe społeczeństwo jest idealnie internetyzowane. Ale mnie chodzi o głębszą  konkluzję. Zastanówmy się chwilę, zanim sięgniemy po tę czy inną pokusę, którą podsunęła nam obecna sytuacja.
Naturalnie nie każda zmiana musi przerażać. Jeśli pracodawca w korporacji zauważy, że może trzymać część pracowników w domach i oszczędzać na wynajmie pomieszczeń biurowych, proszę bardzo. Może nawet podniesie im pensje. Choć i tu mam wątpliwości, czy kreatywność takich widzących się poprzez Skype’a ludzkich zespołów będzie w każdym przypadku większa. A może się zmniejszy? Oszczędność będzie pozorna.
Na razie nie racjonalizacja nam grozi, a masowe bankructwa i zwolnienia. Te moje rozważania należy więc potraktować jako swoisty skok w bok. Wręcz odprężenie wobec tego, co dzieje się dziś. Jako konserwatysta przypomnę tylko jeszcze, że lepsze często bywa wrogiem dobrego. I tyle. Tylko tyle. I aż tyle.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki