Powiedział Ksiądz Polskiej Agencji Prasowej, że w czasie pandemii młodzi ludzie zastanawiają się nad „sensem życia, przemijalnością, śmiercią czy miejscem człowieka w świecie”, co może oczyścić motywacje, jeśli chodzi o powołania. Były jakieś badania na ten temat?
– Nie było na to ani czasu, ani możliwości, pandemia nas zaskoczyła. Opieram się na moich kontaktach z młodzieżą, z którą kiedyś pracowałem w duszpasterstwie akademickim, i na komentarzach znalezionych na młodzieżowych stronach internetowych. Trudno to nazwać specjalistycznym badaniem naukowym, podobne tendencje są jednak widoczne. Po ogłoszeniu stanu pandemii wiele osób czuło przerażenie. Spotykamy się z czymś takim pierwszy raz w życiu.
Skoro nie mamy pewności, co się dzieje z młodzieżą, porozmawiajmy o tym, jak pandemia wpływa na kleryków. U większości osób przed trzydziestką zakażenie przebiega bezobjawowo, bez szkód. Mam wątpliwości, czy ich przeżycia emocjonalne będą trwałe.
– Prowadzę zajęcia w dwóch seminariach: seminarium misyjnym Redemptoris Mater w Warszawie (prowadzonym przez Drogę Neokatechumenalną) i seminarium diecezji warszawsko-praskiej. W pierwszym przypadku klerycy dostali możliwość wyboru, czy chcą zostać czy iść do domów. Zostali. W drugim, na czas bezpośredniego zagrożenia, rozesłano ich do domów. Tak samo jest w seminarium w diecezji radomskiej, z której pochodzę. Klerycy posłusznie przyjęli decyzję przełożonych, rozeznając, że to zagrożenie musiało być duże. To się czuło.
Seminarium prowadzi nie tylko formację intelektualną, ale też ludzką i duchową. Nie można tego porównywać z prowadzeniem zajęć na uczelni. Dydaktyka nie jest problemem, da się ją prowadzić zdalnie. Formacja ludzka i duchowa wymaga ogromnej odpowiedzialności, subtelności, ale także czasu przebywania w odosobnieniu. Kleryk rozwija się w kierunku radykalnej i poważnej decyzji o przyjęciu święceń kapłańskich, efektu dojrzałości w każdej przestrzeni, a szczególnie duchowej.
Jak klerycy sobie z tym radzą?
– Z mojej obserwacji i rozmów z nimi wynika, że jest to trudne. Odkryli perspektywę, że seminarium nie jest miejscem docelowym. Kiedyś je opuszczą. Czy są na to gotowi? Na jakim etapie rozwoju się znajdują? Wiem o troskliwej opiece ojców duchownych, przełożonych z zarządów seminariów, klerycy nie zostali z tym sami.
Czy to nie jest cenne doświadczenie, które pomoże im osiągnąć dojrzałość ludzką? Seminarium odcina ich od zwykłych kłopotów, zmagań o pracę, wynajęcie mieszkania itd. Pandemia jest trudnym doświadczeniem, ale jako kapłani będą mieć ich przecież mnóstwo.
– Zgoda. Jestem profesorem w Katedrze Mistyki UKSW i zajmuję się badaniem doświadczeń w życiu duchowym. Mówimy tu o tzw. doświadczeniach biernych. Takich, w których nie mamy wpływu na pewne rzeczy.
Bardzo łatwo jest wyznaczyć drogę formacji zdobywców, gdzie podejmujemy ascezę i… to my kontrolujemy sytuację. Asceza oczywiście jest ważna (choć świat ma problem z jej zrozumieniem). Czasem przychodzą jednak doświadczenia, które w teologii duchowości, a zwłaszcza w teologii życia mistycznego, nazywamy doświadczeniami biernymi. Otrzymujemy je niezależnie od nas, od naszej woli. Stają się próbą oczyszczającą motywację; względy ludzkie tracą na sile.
Teraz czujemy się bezsilni. Nie każdy problem da się rozwiązać działaniem. Seminarium przygotowuje do radzenia sobie z utratą bezpieczeństwa i kontroli?
– Kluczem jest słowo „pokora”. Obce światu, w którym ludziom się wydawało, że osiągnęli prawie wszystko... Bardzo mnie dotknęło zdanie papieża Franciszka, wypowiedziane podczas adoracji krzyża i ikony Matki Bożej, w padającym deszczu, na pustym placu św. Piotra. Powiedział: „Chcieliśmy być zdrowi w chorym świecie”. Niesamowite zdanie-diagnoza. Pokazuje porażkę ludzkiej pychy, od której i my nie jesteśmy przecież wolni.