Przeprowadził Ksiądz niedawno badania psychologiczne na temat tego, jaki wpływ na księży rzymskokatolickich miała pandemia koronawirusa.
– Zespół badawczy pod moim kierunkiem zrealizował badania „Dobrostan kapłana w okresie pandemii” w czterech krajach: we Włoszech, w Polsce, w Chorwacji i w Stanach Zjednoczonych. Trwały one od listopada 2021 r. do lutego 2022 r. Zastosowaliśmy kilka różnych narzędzi badawczych. Były to m.in. testy standaryzowane, dlatego możemy porównać wyniki z badaniami prowadzonymi na innych grupach zawodowych. Była też część, gdzie księża mogli się bardziej swobodnie wypowiadać. Poza tym podaliśmy swój adres mailowy i wielu z nich przysłało nam dodatkowy komentarz.
Wysłaliśmy dziesiątki tysięcy maili do księży, biskupów i przełożonych zakonnych. Po trzech miesiącach otrzymaliśmy około 1500 odpowiedzi: ponad 400 z Polski, ponad 300 z Włoch, ponad 300 z Chorwacji i około 400 ze Stanów Zjednoczonych. Próba nie była reprezentatywna. Nie możemy na jej podstawie uogólniać: tacy są wszyscy księża. Wzięła w nich jednak udział duża liczba respondentów i w moim przekonaniu wyniki po opracowaniu dobrze odzwierciedlają to, co się z księżmi działo w czasie pandemii.
Jaki procent księży – zwłaszcza polskich – uczestniczył w badaniach?
– W Polsce na 20 tys. księży odpowiedziało 300. Dla porównania: w Chorwacji było to ponad 40 procent.
Bardzo mało. Z czego to wynika?
– W Polsce prawie nikt mnie nie zna. Zajmuję się przede wszystkim problematyką młodzieży, to było odskocznią od normalnych zajęć. Zadaliśmy pytania dość osobiste: o relację z Bogiem, o modlitwę. Pytaliśmy, czy ksiądz zaproponował jakieś nowe rozwiązania duszpasterskie, czy raczej się cieszył, że ma więcej wolnego czasu? Testy mierzyły emocjonalność księży. W Chorwacji było łatwiej, bo w moim zespole był znany chorwacki ksiądz. Podobnie było w dwóch diecezjach amerykańskich, gdzie znani są moi amerykańscy współpracownicy.
Odpowiedzi były bliskie stawianych hipotez czy Księdza zaskoczyły?
– Potwierdziło się to, że… księża są takimi ludźmi jak wszyscy. Wyniki konfrontowałem z międzynarodowymi badaniami innych grup zawodowych, m.in. lekarzy i nauczycieli. Ksiądz katolicki nie odstaje bardzo od średniej, biorąc pod uwagę podobne wykształcenie i status społeczny. Dało mi do myślenia, że dużo księży doświadczyło dezorientacji. Po wnikliwiej analizie doszliśmy do wniosku, że prawdopodobnie jest to związane z tym, co w psychologii nazywamy rezyliencją – zdolnością do odnalezienia się w sytuacjach trudnych. Księża w czasie formacji nie są uczeni tego, jak radzić sobie w kryzysie. Wielu z nich żaliło się, że w początkowych miesiącach pandemii otrzymali bardzo mało wsparcia – zwłaszcza od przełożonych. Bardzo mało parafian i kolegów zadawało też pytanie: jak się ksiądz czuje, czy czegoś potrzebuje? Stres u księży był duży i wielu sobie z tym nie radziło.
Ks. Mirosław Tykfer jeszcze przed pandemią pisał w „Przewodniku”, że polskim księżom brakuje kapłańskiej wspólnoty. Być może zabrakło więzi braterstwa, nawiązując do encykliki Fratelli tutti.
– Pewna racja w tym jest. W badaniach bardziej to podkreślali księża diecezjalni. Ci, którzy żyją w pojedynkę, maksymalnie 2–3 w jednym domu. W o wiele mniejszym stopniu wyszło to u księży, którzy żyją we wspólnotach zakonnych. Jest między nimi wyraźna różnica w podejściu do sytuacji trudnych, niecodziennych.
Księża w ogóle mają kłopot z elastycznością, adaptacją do zmian. Często zmiany jako takie postrzega się jako zagrożenie, choć mogą być dobrą okazją do rozwoju.
– To jest skutek procesu formacyjnego w seminariach duchownych. Istnieje mechanizm stagnacyjno-tradycyjny, który polega na tym, że wolę rzeczy znane, nawet gdy nie są dobre, niż ryzyko zmiany, choć może ona przynieść coś lepszego. W sytuacji zmiany uruchamia się mechanizm obronny. Znam seminaria, gdzie jest inaczej, ale jest ich mało. Dominuje niechęć do tego, co Włosi nazywają aggiornamento, czyli konfrontacji z rzeczywistością. Poruszanie się po znanych obszarach, adaptacja do reguł dają poczucie bezpieczeństwa, przynależności. Ubiorę się w sutannę – ludzie mówią „Niech będzie pochwalony…”, życie jest przewidywalne, jestem bezpieczny. Jak schematy myślowe i mentalne zakotwiczą się w głowie, bardzo trudno je zweryfikować.
Jak zdefiniowano w badaniach dobrostan księży?
– Badaliśmy przede wszystkim dobrostan psychiczny. Poza małymi wyjątkami nie pytaliśmy o kwestie ekonomiczne, bo w tym nie jesteśmy specjalistami. Dobrostan psychiczny to jest jakby normalność człowieka, który zna i w pewien sposób akceptuje swoje słabsze i mocniejsze cechy osobowości. Potrafi się odnaleźć w każdej sytuacji i do niej dostosować (także w tej, na którą nie ma wpływu; która od niego nie zależy lub zależy częściowo). Posiada zdolność akomodacji, która wymaga inteligencji nie tylko racjonalnej (IQ), ale wieloczynnikowej.
Część księży w okresie pandemii „zbuntowała się”, zamknęła w sobie. To około 15 procent. Duża część zaczęła natomiast działać. Ktoś założył stronę internetową, inny zaczął transmitować Msze online. Niektórzy zaczęli dzwonić do chorych w swojej parafii. Interesowało nas, dlaczego to robią? W wynikach badań okazało się – a część sama to przyznała – że była to nie tyle służba drugiemu (to oczywiście też), ile przede wszystkim realizowanie swoich potrzeb (z pewnością wypływających z jednej strony z bycia człowiekiem zaangażowanym społecznie, z drugiej – kapłanem, który chce realizować swoją misję, powołanie). Dobrze im to zrobiło. W taki sposób odnaleźli się w nowej sytuacji. Jednak fakt, że aż 15 księży na 100 zareagowało swoistego rodzaju wycofaniem się, jest poważnym problemem. Tu nie chodzi o kategorie statystyczne. Każdy z nich pracuje na co dzień z wieloma konkretnymi ludźmi i dlatego są to fakty niepokojące.
Trudno odprawiać Mszę, kiedy w świątyni jest pięć osób. Sporo wiernych nie wróciło potem do kościołów. Czy wasze badania mówią coś nowego o wspólnocie parafialnej?
– W bardzo wielu wypowiedziach pojawiło się otwarcie na ludzi świeckich, zmiana w podejściu do nich. Papież Franciszek często podkreśla, że wspólnota Kościoła jest budowana przez wszystkich i każdy ma swoją rolę do spełnienia. Księża zaczęli wyrażać potrzebę przejścia od parafii jako instytucji, gdzie są raczej urzędnikami, do wspólnoty ludzi, którzy się dzielą doświadczeniem wiary. Spotykają się dlatego, że chcą, a nie tylko po to, by celebrować sakramenty czy uczestniczyć „formalnie” w nabożeństwach. Tak podchodzi do sprawy wielu księży młodych. Młode pokolenie ma inną mentalność, jest otwarte na Kościół wspólnotowy. Starsi księża podkreślali, że należy wrócić do tego, co było: „Dawniej ksiądz miał autorytet. Jak coś powiedział, ludzie za nim szli”.
To może działać tylko wtedy, gdy ksiądz jest świętym chodzącym po ziemi. Autorytet zdobył sposobem życia, dawaniem świadectwa. Młody ksiądz musi dopiero dorastać do świętości. Stawiać czoło trudnościom. Nie jest wolny od pewnych słabości; doświadcza czasami upadków, grzechu. Wspólnota powinna mu pomóc. Ksiądz jest przewodnikiem wspólnoty, ale zarazem jej członkiem. Świeccy powinni być obok niego. Nie przed nim czy też za nim. W innych krajach mocno się dziś podkreśla, żeby nie dzielić wspólnoty tak jak dawniej: ksiądz jest za ołtarzem, ludzie gdzieś daleko. Spotkanie ksiądz – świeccy ma już zupełnie inny charakter. Młodsze pokolenie księży jest szansą dla Kościoła.
Młodzi ludzie cenią autentyczność – to dziś ogromna wartość w kulturze. Z badań ks. dr. Tomasza Adamczyka z KUL-u, który w czasie pandemii przebadał oczekiwania młodzieży wobec kapłanów, wiemy, że to właśnie autentyczność (i duchowość) są najważniejsze. Autentyczny ksiądz nie udaje świętego czy doskonałego, ma wady, robi błędy i zna swoje słabości. To wymaga innego rozumienia autorytetu.
– Myślę, że autorytet i autentyczność da się w życiu księdza pogodzić. Istotna jest świadomość tego faktu oraz proces formacji. Już podczas tego procesu należy szukać w sobie, w swoich postawach z samym sobą i z innymi tej autentyczności. Ona musi być permanentna, ciągła…
Ustawiczna.
– Musi trwać przez cały czas. Największy problem, gdy po kilku latach kapłaństwa życie zaczyna się ograniczać do kwestii formalnych. Trzeba wypełniać różne dokumenty, uczestniczyć w różnych formalnych spotkaniach, pisać sprawozdania itd. Zaniedbuje się rozwój duchowy. Są oczywiście rekolekcje dla kapłanów, ale zbyt często mówi się na nich o odległym Bogu, a za mało o ludzkich próbach życia w relacji z Panem Bogiem.
Prowadzę rekolekcje i warsztaty dla księży. Wychodzę z teologicznego założenia, że łaska Boża bazuje na ludzkiej naturze. Ja, człowiek, nie mam wielkiego wpływu na łaskę Boga, ale mogę zająć się moją naturą. Na nią mam wpływ – jej jakość trochę zależy ode mnie samego. Mogę też pomóc innym. Widząc kandydata do kapłaństwa, którego natura nie predestynuje do pełnienia tej roli, jasno mu to mówię. Miałem wiele takich sytuacji. Czasem nie wolno dopuścić człowieka do święceń, bo choć wierzę w cuda, to one zdarzają się bardzo rzadko. Jeśli kandydat nie ma w sobie czegoś, czym mógłby się podzielić z ludźmi, brak mu zdolności do relacji, nie okazuje empatii, nie umie towarzyszyć i być z drugim człowiekiem; słuchać go itd., to może jedynie układać książki w kurii…
Pracować w archiwum (śmiech).
– Tyle archiwów nie potrzebujemy. W Kościele musi być świadomość problemu. I ona się zwiększa. Naprawdę widzę w Kościele ogromną przemianę.
Jesteśmy niestety przyzwyczajeni do liczb, ciągle mówimy o ilości, a nie o tym, co jest najważniejsze – o jakości.
Taka perspektywa jest mi bliska.
– We Włoszech zamyka się wiele parafii – nie dlatego, że nie ma księży. Jest ich w tym kraju 60 tys. Powołań jest prawdopodobnie więcej niż w Polsce, ale one są już inne. Ksiądz nie powinien być pracownikiem socjalnym, zajmować się rozdawaniem darów dla ubogich czy organizowaniem kolonii dla dzieci.
To zadania dla świeckich?
– Właśnie. Trzeba ich do tego dopuścić. Ksiądz może być trochę animatorem, ale świeccy sobie świetnie poradzą. On jest od tego, żeby towarzyszyć ludziom w drodze duchowej. Ludzie są otwarci. Jeśli zorganizuje się dla nich coś sensownego, przychodzą tłumy. W Kościele jest ogromny głód słowa Bożego, Prawdy, jakości, świętości. To, czy kościół ma dach, czy działa oświetlenie, jest ważne, ale nie najważniejsze. Można się modlić bez oświetlenia. A jeżeli komuś w czasie modlitwy pada na głowę, może sam zadać sobie pytanie: co zrobić, żeby nie padało?
Potrzeba zmiany priorytetów.
– Innej formacji i wychowania. Polskie społeczeństwo ocenia księdza po tym, czy w kościele jest czysto, w ogródku porządek, a organista nie jest głuchy. Zamiast oceniać po tym, co ksiądz ma w środku…
Badania wskazują na to, że księża są podatni na tego rodzaju zmiany. Być może jednak trzeba je wprowadzać wtedy, gdy są młodzi. Po 15–20 latach kapłaństwa mechanizmy obronne, o których mówiłem, już funkcjonują. Ksiądz przechodzi do opcji „święty spokój”. Dopóki się nie pali, po co wzywać straż pożarną?
Czy problem jakości nie zaczyna się w momencie rozeznawania powołania? Czyli przed święceniami?
– Czasem trzeba klerykowi pomóc i na przykład po trzech latach przekonać go do odejścia, założenia rodziny. Mija kolejnych 10 lat i on ma wspaniałą rodzinę, jest zaangażowanym członkiem Kościoła, bo odnalazł swoje prawdziwe powołanie. Wielu ludziom się wydaje, że Bóg ich powołał, ale On nic o tym nie wie. Potem mamy z nimi problem. Trzeba tak im pomóc, żeby odkryli autentyczne powołanie i pozostali cennymi, aktywnymi członkami wspólnoty Kościoła.
Jest kolejny problem. W seminariach będzie coraz więcej kleryków z rodzin rozbitych, wychowanych przez samotne matki. Jeśli do księdza mówi się „ojcze”, jak można nim być, nie znając własnego ojca?
Znam mnóstwo księży, którzy są bardzo mocno związani z mamami, a tylko jednego, który ma świetną relację z tatą. To przekłada się potem na idealizowanie natury kobiety, przypisywanie jej cech ukochanych mam, na co nakłada się kult i uwielbienie dla Matki Jezusa.
– To, co ujawniło się w badaniach, nie jest całkiem nowe. Pandemia wyostrzyła problemy, które już były. Jeżeli człowiek znajdzie się w trudnej sytuacji, jest sam, problemy nagle się ujawniają. To jest okazja, żebyśmy je dostrzegli, zaczęli o nich dyskutować. Poważnie się nimi zajęli. Badania są do tego znakomitym punktem wyjścia. Jestem zwolennikiem psychologii pozytywnej Martina Seligmana, zawsze staram się widzieć „szklankę do połowy pełną”. Dlatego szukam, czego możemy się z pandemii nauczyć.
Księża mogą się też uczyć profesjonalnego budowania wspólnot. Wystarczy zainwestować czas w szkolenia i warsztaty z komunikacji, rozumienia emocji, aktywnego słuchania itd.
– Chcieć to znaczy móc. Móc to znaczy – umieć. W życiu można się nauczyć bardzo wielu rzeczy, nawet będąc dorosłym. Jeśli ktoś dobrze pozna siebie, swoje mocne i słabe strony, potrafi tym zarządzać. Podejmuje się takich zadań, do których najlepiej się nadaje i sprawiają mu one radość. Unika wyzwań, które z dużym prawdopodobieństwem się nie powiodą. Bardzo wielu księży bierze się za zadania, na których się nie zna i – niepotrzebnie – ponosi porażki. Sami takie sytuacje prowokują, robiąc sobie krzywdę. Ksiądz naprawdę nie musi się zajmować wszystkim, wypowiadać jako autorytet na każdy możliwy temat.
Formacja musi być natomiast permanentna i spersonalizowana. Seminarium nie jest fabryką księży. Każdy ma inne potrzeby i powinien mieć indywidualny program formacji. Do tego powinwien był dołączony program formacji intelektualnej. Nie wolno z nim przesadzić. Żeby być dobrym księdzem, nie trzeba przeczytać wszystkich dzieł św. Tomasza z Akwinu. Nacisk musi być położony na formację ludzką: rozumienia siebie i drugiego człowieka, słuchania, empatii, tworzenia dobrych jakościowo relacji. Większość księży pracuje z ludźmi. Oni tego potrzebują, a nie wykładów z teologii. Dziś jak ktoś chce poznać myśl św. Tomasza z Akwinu, to czyta jego książki. Analfabetyzm to zamierzchła przeszłość. Świecki czasem lepiej od księdza np. zna łacinę i czyta dzieła w oryginale. Jeżeli Kościół trafnie odczyta potrzeby czasu, odpowie na nie w duchu Ewangelii, nie musi obawiać się kryzysów i zmian. Jednak aby czytać i słuchać, trzeba przestać… mówić. Jezus nie tylko świetnie przemawiał, ale też słuchał. Rozumiał ludzi dlatego, że ich kochał. Uczniowie kochali też Jego. Tylko dlatego za Nim szli, choć bezpieczne to nie było…
Ks. prof. Zbigniew Formella SDB
Wykładowca psychologii wychowawczej i dyrektor Instytutu Psychologii na Papieskim Uniwersytecie Salezjańskim w Rzymie; na przełomie 2021 i 2022 r. zespół badawczy pod jego kierunkiem zrealizował badania „Dobrostan kapłana w okresie pandemii” we Włoszech, w Polsce, Chorwacji i Stanach Zjednoczonych