Logo Przewdonik Katolicki

Rycerz z wiertarką

Monika Białkowska

Współczesna męska duchowość w Polsce opiera się głównie na ideale rycerskim. To brzmi dumnie, ale warto zapytać, jakich mężczyzn Kościół naprawdę dziś potrzebuje.

Nie będziemy tu mówić o księżach, bo oni swoją duchowość kształtują na innej drodze i w innych relacjach. Będziemy mówić o świeckich mężczyznach, bo to dla nich lub przez nich tworzone są męskie duszpasterstwa i oni formowani są w określonym typie męskiej duchowości. Duchowości, która – jak się okaże – może sprawiać nieco problemów. Nawet jeśli należy docenić fakt, że ze strony świeckich jest to wyraźny sygnał, że chcą swoje życie duchowe konkretnie rozwijać. Pytanie tylko, w jakim kierunku i kto za owo ukierunkowanie powinien być odpowiedzialny.
 
Mężczyzna, czyli kto
Męski Różaniec:  – Jak św. Józef był ziemskim opiekunem Świętej Rodziny, tak my mamy za zadanie bronić świętości naszych rodzin i bliskich. Wojownicy Maryi: co roku kolejni mężczyźni po przejściu formacji w obrzędzie nazywanym „Ślubowaniem Miecza” pasowani są na Wojownika i otrzymują miecze. Panowie często noszą czarne koszulki/bluzy, dzięki czemu wyglądają równie spektakularnie, jak i groźnie (to subiektywna opinia kobiety, która na ulicy wolałaby takiego pana ominąć szerokim łukiem, niż zdać się na jego opiekę). W kazaniach słuchają o walce rycerza z wrogiem i o demonach, które mają pokonywać. Zobowiązują się do modlitwy, rekolekcji, aktów pokuty, uczestniczenia w życiu Kościoła, czytania katechizmu, rozwoju fizycznego, dawania świadectwa i budowania relacji w rodzinie i wspólnocie. – Zbuduj nas na nowo jako wojowników modlitwy, wojowników pokuty, męstwa i odwagi, wojowników, którzy nie boją się nikogo i niczego oprócz tego, by nie obrazić Cię żadnym grzechem. Jako wojowników, którzy będą szczególną miłością pałać do Najświętszej Maryi Panny – modlił się w trakcie takiego ślubowania w 2016 r. w Czerwińsku ks. Dominik Chmielewski.
W Gdańsku w listopadzie ubiegłego roku odbywały się rekolekcje dla mężczyzn nazwane „Rycerze w kapciach”. Do udziału w rekolekcjach zapraszały pytania: Jak (po)zostać wojownikiem i nie dać się oswoić nudnej codzienności, czyli jak nie zmieniać butów z ostrogami na kapcie? Jak i o co walczyć, a przede wszystkim widzieć więcej niż przeciwnicy?
Wspólnota „Lew Judy” to między innymi Męskie Plutony Różańca, których członkowie nazywani są żołnierzami, plutony mają swoich dowódców i Kwaterę Główną. – Stale szukamy nowych żołnierzy i nowych dowódców – apeluje wspólnota na swojej stronie internetowej. – Jeśli chcesz, dołącz do naszej walki.
To tylko kilka przykładów z szerokiej oferty duszpasterstw dla mężczyzn w Polsce, dość reprezentatywnych dla całości. To, co je wyraźnie łączy, to element militarny. Gdyby zaś szukać głębiej, za owym militarnym elementem kryje się pewien wyraźnie sprecyzowany archetyp mężczyzny, który ma być wojownikiem, ma być rycerzem.
 
Ewangelia?
Pierwsze pytanie, które trzeba tu zadać, brzmi: czy archetyp rycerza jest ewangeliczny? Świadomie nie pytam o to, czy jest chrześcijański, bo odpowiedź będzie oczywista i pozytywna. Odwoływać się tu będziemy do historii od wieku XI, do okresów wielkich krucjat, kiedy najwięksi chrześcijańscy rycerze szli w wyprawach krzyżowych bronić miejsc świętych dla naszej wiary. Rycerstwo w okresie średniowiecza bez wątpienia zrosło się z chrześcijaństwem i przyniosło Kościołowi wiele dobra w jego ziemskiej przestrzeni, ratowało jego ziemie, jego wolność i swobodę. Jednak średniowiecze i krucjaty są dla chrześcijan wyłącznie elementem historii – a nie punktem odniesienia, na którym budujemy naszą wiarę. Punktem odniesienia, do którego musimy wracać w każdym momencie historii jest Ewangelia. Ewangelia i orędzie Jezusa nie mają z rycerstwem wiele wspólnego. Jezus nigdy nie odwoływał się do żadnych militarnych skojarzeń, nigdy nie nawoływał do walki. Kiedy uczeń podczas aresztowania stawał w Jego obronie, również kazał schować mu miecz do pochwy. Nawet mówiąc o istnieniu zła w świecie, nie wzywał do jego zwalczania, ale do tego, by decyzję pozostawić Ojcu na czas ostateczny: „Pozwólcie im rosnąć aż do żniwa”. Mówimy tu o sytuacjach, które nam wydają się oczywiste: bo trzeba bronić Boga, bo trzeba zwalczać grzech w świecie. Jezus odpowiada: „Nie trzeba. Nie taka jest wasza rola”.
Potem u św. Pawła znaleźć już można przynajmniej kilka militarnych odniesień, kiedy wzywa uczniów do walki z grzechem w samych sobie, do walki ze złym duchem, o oblekaniu się w zbroję Bożą. Jeśli jednak dobrze się wczytać w słowa Listu do Efezjan można zauważyć, że nie jest to zbroja agresora, ale zbroja tego, który się broni: „byście się mogli ostać wobec podstępnych zakusów diabła”, „abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać”, „bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski”. Zbroją tą nie jest, jak by się można dziś spodziewać, odwaga, siła, przebiegłość czy męstwo, ale prawda, sprawiedliwość, wiara, ewangelia pokoju i modlitwa w Duchu. To nie jest zbroja „przeciwko złu”, ale zbroja „ku dobru”. To zbroja tych, którzy idą przez życie jak Jezus, bez miecza, zbroja tych, dla których ideałem życia jest miłosierdzie i nadzieja zmartwychwstania, a nie walka. Mówienie, że archetyp mężczyzny-rycerza ma swoje źródła w Ewangelii, jest więc nadużyciem.
 
Kobieta?
Pytanie drugie, jakie się nasuwa, dotyczy kobiet, a ściślej mówiąc – relacji z kobietą w archetypie mężczyzny-rycerza. Kobiety w średniowieczu były przez swoich rycerzy czczone i uwielbiane, oczywiście jeśli wywodziły się z odpowiedniej sfery i były damami. Rycerze byli swoim damom posłuszni, byli im wierni, dla jednej jej chusteczki czy jednego uśmiechu zwyciężali wielkie bitwy. Ale damy były dla swoich rycerzy niedostępne. To nie była partnerska czy symetryczna relacja. Rycerz jechał walczyć, a dama żyła swoim życiem, na swoim dworze. W Polsce doświadczaliśmy tego szczególnie przez wiele lat różnych wojen. Kiedy mężczyźni-rycerze i mężczyźni-żołnierze jechali walczyć na kolejne fronty, kobiety żegnały ich ze łzami, rzucały kwiaty, a potem wracały do codziennego życia, tocząc równie ciężką walkę o przetrwanie swoje i swoich dzieci – samotnie. Taki był czas, nie miały wyjścia. To on pewnie w dużej mierze doprowadził w końcu do emancypacji kobiet. Ale nie można powiedzieć, że na tym polegał biblijny ideał małżeństwa.
Archetyp mężczyzny-rycerza, owszem, zakłada opiekę nad kobietą i opiekę nad rodziną. Będą się w nim pojawiały tezy o „zarządzaniu rodziną” czy „byciu przewodnikiem rodziny”. Ale to jedyny kontekst, w jakim kobiety się pojawiają.  Nie ma mowy o kobiecie-przyjacielu, o kobiecie-partnerce w zmaganiach, o kobiecie-towarzyszu drogi. Jest kobieta, którą trzeba otoczyć opieką jako ten, który wie, w jaki sposób postąpić właściwie.
Archetyp mężczyzny-rycerza zakłada – przynajmniej w pewnej mierze – bezwolność kobiety jako damy czy księżniczki, de facto nieobecnej w jego „prawdziwym”, rycerskim czy męskim życiu. Kobieta nie jest częścią tego życia. Nie jest kimś, z kim wchodzi się w relację – jest kimś, kogo się ma w opiece.
Problem w tym, że dziś takich kobiet już nie ma. Na pewno nie ma ich w duszpasterstwie. Kiedy mówimy o miejscu kobiety w Kościele, nikt już nie wraca do archetypu księżniczki czy damy, nikt nie uczy kobiet oczekiwania na bycie otoczoną opieką. Więcej: przy całej miłości do Najświętszej Maryi Panny kobiety mówią dziś, że jako chrześcijanki chcą być jak Jezus i mają prawo do Niego jako wzoru się odwoływać, bo na tym właśnie chrześcijaństwo polega.
Rycerz potrzebuje księżniczki albo damy. Współczesna kobieta chce być przyjacielem albo partnerką. To się w archetypie rycerza nie mieści.
Współczesna kobieta nie potrzebuje nieobecnego przy niej, walczącego o idee rycerza. Potrzebuje wiedzieć, że przez życie idą razem i że może na niego liczyć w każdej sprawie – czy będzie chodziło o użycie wiertarki, czy wstanie w nocy do dziecka. Że nawet jeśli nie będzie umiał, to nie zdezerteruje i nie ucieknie w swój świat, zostawiając ją samą. I to też ma się nijak do średniowiecznego rycerza.

Współczesny?
Z tego wynika kolejne, trzecie już pytanie: czy w takim razie archetyp mężczyzny-rycerza jest archetypem na nasze czasy? Czy duszpasterstwa idące w tę stronę wychowują współczesnych świętych mężów i ojców, czy raczej nieco błędnych rycerzy, którzy jak niegdyś Don Kichot prowadzić będą zaciętą walkę, tyle że w równoległej rzeczywistości?
Oczywiste jest, że mężczyźni mają inne duchowe potrzeby. Oczywiste jest, że potrzebują męskiej wspólnoty i świetnie, że takie wspólnoty powstają. Oczywiste jest, że chcą udowadniać i sprawdzać swoją męskość i siłę, nie będzie ich więc pociągał tak mocno ideał łagodnego baranka czy dziecka uciekającego w ramiona Matki. Otwarte jednak pozostaje pytanie o właściwe czytanie znaków czasu. Czy naprawdę dziś, kiedy dzieci toną na morzach, kiedy dzieci wypędzane są siłą ze swoich domów w dżungli, kiedy nie mogą wrócić do szkoły w zrujnowanej Syrii, kiedy umierają z głodu w Afryce, kiedy szarańcza pustoszy pola, sprowadzając głód na miliony ludzi – dowodem męskiej odwagi i odpowiedzialności jest noszenie plastikowego miecza albo zbieranie kolejnych punktów w książeczce formacyjnej, za logowanie się na wspólnotowym portalu i udział w dyskusjach? Męskość to konkret – przekonują panowie na stronach wielu duszpasterstw. „Konkret” w świecie wojen, głodu, chorób i strzelania do dzieci na morzu nie może się ograniczać do wielkich słów czy wypełniania kolejnych punktów w formacyjnym zeszycie ćwiczeń. Nie tego współczesny świat oczekuje od prawdziwych mężczyzn.
Męskość do konkret. Święty Józef nie teoretyzował ani nie walczył. Kiedy było trzeba – przyjął kobietę, przyjął nie swoje dziecko, zapewniał dach nad głową, karmił, „zorganizował” osiołka, przeprowadził rodzinę do Egiptu, wrócił do Nazaretu, ciężko pracował, żeby mieli co jeść. Na jego wielkość nie składały się obietnice, zobowiązania, idee. Składały się na nią setki reakcji codziennych: nieobojętność na krzywdę, nieobojętność na słabość, nieobojętność na łzy. Mężczyzna jak św. Józef to ten, który nie zawodzi pokładanych w nim nadziei: niezależnie od tego, czy tę nadzieję pokłada w nim ukochana kobieta, rodzina czy obcy człowiek, który wyciąga rękę po pomoc. Idzie i ratuje świat tam, gdzie akurat tego potrzeba. I to on, a nie błędny rycerz, może być ideałem męskości na dzisiejsze czasy.
 
W Kościele?
Pozostaje jeszcze czwarte pytanie, o miejsce mężczyzny w Kościele – jak ma w nim być, jeśli nie ma być rycerzem. W pierwszym odruchu pytanie może budzić zdziwienie, bo jakże to, przecież akurat mężczyźni swoje miejsce w Kościele mają ugruntowane. Mają – ale nie świeccy. Teologia i duchowość Kościoła była kształtowana przez księży, celibatariuszy. Funkcje w Kościele również przez całe wieki pełnili wyłącznie duchowni i nie było mowy o dopuszczeniu do nich świeckich. I tam, gdzie kobiety powoli wydeptują sobie swoją ścieżkę, dodając swoje spojrzenie, spojrzenia świeckich mężczyzn nadal brakuje. W zasadzie nieobecna w duchowości jest myśl o Bogu Ojcu i o jego cierpieniu, które musiał przeżywać, zgadzając się na śmierć własnego Syna dla ocalenia innych, zbuntowanych dzieci. Mało mówi się o Bogu, który jako Ojciec jest bezsilny wobec swoich dzieci, bo widząc najgorsze zło, kocha je tak bardzo, że nie potrafi odejść, wymagający odpuszcza więc w nieskończoność. Kto opowie to lepiej niż świecki mężczyzna, który zmaga się na co dzień ze słabościami swoich dzieci? Kto zrozumie i opowie, na czym polegał heroizm św. Józefa, decydującego się na wychowanie nie swojego dziecka?
Doświadczenie świeckich mężczyzn, mężów i ojców, nie jest dziś punktem wyjścia dla teologii. Świeccy mężczyźni nie głoszą księżom rekolekcji o ojcostwie, rekolekcji opartych na konkrecie, a nie na symbolice. Brakuje przykładów świętych mężów, którzy do zbawienia szli w małżeństwie ze wszystkimi jego skutkami, bez składania w którymś momencie ślubów czystości.
Proponowany przez papieża Jana Pawła II archetyp mężczyzny-oblubieńca w swojej formie również brzmi dziś nieco przestrzale, to wyraża doskonale to, o co dziś chodzi: człowiek najpełniej realizuje swoje człowieczeństwo przez „bycie dla”, czyli przez miłość. Pojedynczo zarówno kobieta, jak i mężczyzna są sami i to nie jest dobre. Jeśli zaś nie jest dobre – odłóżmy miecze i naszą męską (i kobiecą) duchowość budujmy w relacji, a nie obok siebie.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki