Logo Przewdonik Katolicki

Gdy dziecko ratuje rodzinę

Małgorzata Bilska
fot. materiały prasowe/ Aurora Film

Rozmowa z Anną Zamecką, reżyserką filmu dokumentalnego Komunia, który był na krótkiej liście 15 kandydatów do tegorocznego Oscara.

O czym jest Pani film? O jakiej komunii?
– O komunii rozumianej jako wspólnota i zjednoczenie, która okazuje się niemożliwa, bo Oli, 14-letniej bohaterce mojego filmu, nie udaje się na nowo połączyć rodziny. Przez lata wierzyła, że matka wróci do domu. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie w ich domu. Ojciec był w pracy, 12-letnia Ola przygotowywała obiad. Po swojemu, bo nie miała okazji wcześniej zaobserwować, jak robią to dorośli, kroiła surowe mięso na schabowe. Zapytałam o mamę. Powiedziała, że mieszka gdzie indziej, ale jak tata wyremontuje łazienkę, to mama do nich wróci. I właśnie o tym jest mój film.
 
Więc to film o nadziei?
– O nadziei, ale przede wszystkim o miłości.
 
Dlaczego powstał film dokumentalny?
– Na początku chciałam zrobić krótki film fabularny na temat „dorosłych dzieci”, bo sama  byłam dorosłym dzieckiem.
 
Zna Pani ten ciężar odpowiedzialności.
– Znam, choć jestem z innego środowiska niż moi bohaterowie. W czasie, gdy pisałam scenariusz, przypadkiem poznałam na Dworcu Centralnym w Warszawie Marka, tatę Oli i Nikodema. Podsłuchałam, jak Marek, bagażowy, rozmawia po francusku z klientem. Zainteresowało mnie to. Podeszłam i spytałam, skąd zna francuski. Okazało się, że w PRL-u był cinkciarzem i sam nauczył się kilku obcych języków. Szybko się otworzył i opowiedział o swoich dzieciach. Przyznał, że nie poradziłby sobie bez córki, Oli. Bardzo przypominała bohaterkę fabuły, którą przygotowywałam. Marek zgodził się poznać mnie z córką. Ale dopiero wiele miesięcy później zrozumiałam, że zamiast fabuły muszę zrobić film właśnie o tej rodzinie.
 
To była dobra decyzja, czego potwierdzeniem jest wiele prestiżowych nagród, w tym Europejska Nagroda Filmowa. Film trafił też na krótką listę kandydatów do Oscara. Spośród 160 filmów najpierw powstaje lista 15 propozycji, a potem – pięciu nominacji. Komunia jest już pewnym fenomenem. Jak to działa?
– Na pewno siłą filmu jest jego forma. Czasem słyszę, że ktoś był przekonany, że ogląda film fabularny. Informacja, że to prawdziwa historia i prawdziwi ludzie, nie aktorzy, robi duże wrażenie.
 
Film pokazuje autentyczne relacje. W mikroskali.
– Może dzięki temu wzbudza podobne emocje w różnych kręgach kulturowych. Ale kontekst kulturowy zmienia wydźwięk niektórych elementów, przez co pojawiają się różnice w interpretacji. W Japonii bardzo ważnym aspektem okazała się warstwa religijna. Miałam nadzieję, że pierwiastek metafizyczny, duchowy będzie wyczuwalny, ale w moim założeniu sama komunia stanowiła raczej pretekst do rodzinnego spotkania. Natomiast właśnie w Japonii, gdzie miałam zamknięty pokaz dla mnichów buddyjskich zen, pytano mnie o rolę wiary. O to, jak Ola przeżywa ją w codziennych sytuacjach. To ciekawe, że w Europie nikt się nad tym nie zastanawiał.
 
Promowała Pani swój film w Stanach przez ponad miesiąc. Nie dostał tym razem nominacji, ale to debiut! Co Pani najbardziej utkwiło w pamięci z tego czasu?
– Spotkanie z Seanem Pennem, który wsparł oscarową kampanię Komunii i był gospodarzem jednego z pokazów w Los Angeles. Rozmawialiśmy przed projekcją, w pewnej chwili zadzwonił jego telefon. Sean odbiera i mówi: zgadnij z kim rozmawiam? Z Anną Zamecką, reżyserką Komunii. Słyszę pisk w słuchawce. Sean rozłącza się i mówi, że dzwoniła jego córka, która kocha mój film i że wiedział, że będzie mu zazdrościć, że ze mną rozmawia (śmiech).
 
Czyli jest w USA co najmniej jeden fan Komunii, i to dużego kalibru.
– Drugi pokaz prowadził Ed Harris. Ed jest bardzo wrażliwym i ciepłym facetem. Jako pierwszy pogratulował mi mejlowo dostania się na krótką listę.
 
Który film spośród nominowanych dokumentów uważa Pani za kandydata godnego statuetki?
– Nie widziałam wszystkich, ale trzymam kciuki za Of Fathers and Sons Talala Derkiego,  film o dorastaniu w rodzinie islamskich fundamentalistów. Krakowska Fundacja Filmowa wprowadzi go wkrótce do polskich kin, warto zobaczyć.
 
Może to było jedną z przyczyn, że nominacji nie dostała Komunia? Filmy mogą być nieco podobne tematycznie, któryś musiał odpaść. Trudno byłoby zakwalifikować oba.
– To zupełnie różne filmy, nie wydaje mi się, by to zadecydowało. Być może za późno wystartowaliśmy z oscarową kampanią. Dopiero w listopadzie dostaliśmy na nią pieniądze, ale mieliśmy nieporównywalnie mniejszy budżet od konkurencji.
 
Chciała Pani wywołać filmem dyskusję. Dlaczego temat „dorosłych dzieci” jest tabu? W środowiskach katolickich czasem są opory wobec mówienia o dysfunkcjach rodziny, żeby jej… nie zaszkodzić.
– Bo rodzina w katolickiej Polsce jest świętością.
 
Pani film mi uświadomił, że utrzymanie rodziny w całości dzieje się czasem ogromnym kosztem dzieci. Ola ratuje coś, co jest nie do uratowania. Co jest motorem działania w jej przypadku?
– Kiedy Ola walczy o rodzinę, tak naprawdę walczy o swoje bezpieczeństwo, o siebie. Dla dziecka rodzina jest warunkiem przetrwania.
 
Ona ratując rodzinę, ratuje swój świat. Tata nie radzi sobie z życiem, młodszy brat Nikodem cierpi na autyzm. Mama uciekła z domu do innego mężczyzny, ma z nim dziecko. Nie wszystkie dzieci reagują tak jak Ola. Budują świat alternatywny, z rówieśnikami. Czemu ona walczy?
– W rodzinie Oli role są odwrócone – to ona opiekuje się rodzicami i niepełnosprawnym bratem. Ola bierze na siebie ciężar odpowiedzialności za bliskich, bo jest na to przyzwolenie przedstawicieli instytucji: nauczycieli, księdza, kuratora sądowego, którzy doskonale znają sytuację tej rodziny, ale nie robią nic, by jej pomóc. Kurator traktuje Olę jak dorosłą, odpowiedzialną osobę w domu i to z nią, nie z rodzicami, rozmawia i załatwia sprawy „dorosłych”, zamiast starać się ją chronić. Film pokazuje niemoc i obojętność instytucji, które ignorują problemy „świętej” rodziny. Życie Oli mogłoby być inne, gdyby dostała jakiekolwiek wsparcie.
 
Pozorna świętość rodziny stoi głównie na heroizmie matek. Kobiety nie dają dziś rady być heroiczne. Nie chcą być święte z obowiązku.
– I mają do tego prawo. W Polsce macierzyństwo traktowane jest jak posłannictwo, a nie kwestia wolnego wyboru kobiety. Społeczne oczekiwania wobec matek są większe niż wobec ojców. Nie ma zgody, by kobiety opuszczały domy i zostawiały dzieci. Osądza się je zawsze surowo, bez względu na okoliczności, w jakich podjęły taką decyzję. Ja nie oceniam w filmie Magdy, mamy Oli, która odeszła od rodziny. Nikt nie ma prawa jej osądzać. W jakiś sposób zawalczyła o siebie. W filmie jest scena z  jej dzieciństwa, archiwalny materiał…
 
Z jej Pierwszej Komunii.
– Mała Magda ma problem z zapięciem sukienki. Do pokoju wchodzi matka Magdy (babcia Oli), ale nie pomaga jej, przechodzi obok obojętnie. W innej scenie w filmie ten sam problem z zapięciem sukienki ma Ola. Jej też nikt nie pomoże.
 
Ola kompensuje to, co zrobiła jej mama. Wpisuje się w rolę heroicznej „dziewczynki Polki”. Rezygnuje z typowych dla nastolatek rozrywek, czasu wolnego, zabaw z koleżankami.
– Jej potrzeby dziecka i nastoletniej dziewczyny schodzą na dalszy plan. Ola jest typowym „dorosłym dzieckiem”, bo w jej rodzinie role są odwrócone. Sprząta, gotuje, ubiera nastoletniego brata, ale też wspiera psychicznie rodziców, wysłuchuje ich, pociesza, próbuje za nich rozwiązywać problemy.
 
W rodzinach dysfunkcyjnych najstarsze dziecko wchodzi w sztywną rolę: bohatera rodzinnego. Wymaganie od dziecka, które nigdy nie miało prawa do swoich potrzeb, by było „bezinteresownym darem” dla innych, jest pomyłką. Nie można wymagać od dziecka rezygnacji z „ja”, skoro nie zdążyło go ukształtować. Ola nie umie być egoistką.
– Takich bohaterów jest bardzo dużo, nie tylko w Polsce, ale mówi się o nich zbyt rzadko. Ola jest utwierdzana przez otoczenie w przekonaniu, że to, co robi, jest wspaniałe, że jest bardzo dzielna. Ona nie ma wyboru, musi być dzielna. Jej dramat polega na tym, że nikt nie zwolni jej z odpowiedzialności ponad siły dziecka.
 
Zastanawia mnie rola księdza w tej historii. Nie dopuścił Nikodema do Pierwszej Komunii Świętej, zarzucając mi brak przygotowania duchowego. Na filmie nie widać, żeby mu na tym zależało. Ola pomaga bratu wykuć formułki do egzaminu. On go z nich odpytuje. To z kolei pokazuje braki w komunii rozumianej jak wspólnota chrześcijańska.
– Przedstawiciele instytucji, także Kościoła, są poza kadrem.
 
Nie pamiętam twarzy księdza.
– Celowo jej nie pokazałam. Z operatorką Małgorzatą Szyłak umówiłyśmy się, że kamera będzie skoncentrowana na twarzy Oli, a przedstawiciele instytucji – szkoły, Kościoła, opieki społecznej – pozostają poza kadrem. Takie ustawienie kamery opowiada o nieopisanej samotności tej rodziny i o tym, że nie ma ona oparcia w instytucjach, że system jest niewydolny.
 
Film jest więc o braku komunii, rozumianej jako miłość.
– Każda scena w Komunii jest sceną o miłości.
 
Anna Zamecka
Reżyserka, ukończyła program DOK PRO w Szkole Wajdy. Jej debiutancka Komunia zdobyła nagrody na festiwalach m.in. w Berlinie, Bratysławie, Lipsku, Locarno, Łodzi, Mińsku, Warszawie, Belgradzie, Chicago, Gdańsku, Krakowie, Monachium, São Paulo, Stambule i Zagrzebiu.
         

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki