O Straszynie w encyklopediach piszą, że to wieś – ale położenie tuż przy skrzyżowaniu drogi wojewódzkiej i ekspresowej niespełna 10 kilometrów od Gdańska sprawia, że już dawno przestał być typową wsią. Że trafiłam, poznaję po liczbie samochodów zaparkowanych przed domem. Niedzielne popołudnie to wprawdzie niezły czas na towarzyskie wizyty, ale to tutaj wygląda na małe wesele. Pozory nie mylą, dom wypełniony jest ludźmi. Dorośli siedzą przy stole, przy herbacie i domowym cieście. Dzieci kłębią się wszędzie, podśpiewując pod nosem. Tylko śpiewają jakoś dziwnie, bo kto to słyszał, żeby dzieci śpiewały o Samsonie albo Jozuem?
Domy podobne do tego w Straszynie są też w Tczewie i w Warszawie. W nich również spotykają się rodziny, żeby wspólnie śpiewać. Nie śpiewają jednak o byle czym. Śpiewają o Biblii. Dokładniej rzecz biorąc: wyśpiewują historie kolejnych bohaterów biblijnych. Na tym właśnie polega pomysł „Biblii w piosence”. A wszystko zaczęło się od marzenia…
Ucieczka od zmywaka
– Zapisałam się kiedyś do parafialnego chóru – wspomina pani Aleksandra Manikowska. – Chciałam w ten sposób spędzać więcej czasu ze swoją córką. Potem córka się z chóru wykruszyła, a ja zostałam. Chór prowadził wtedy Czarek, zaprzyjaźniliśmy się. Pojechaliśmy kiedyś z mężem do niego do domu. I tam jego kilkuletnia wówczas córka zdradziła, że tatuś ma już kupiony bilet do Anglii, że chce wyjechać i pracować na zmywaku, bo tu nie widzi dla siebie już żadnej drogi rozwoju. Wcześniej dość często rozmawialiśmy o tym, jak trudno jest dzisiaj wychowywać dzieci. Wprawdzie moje dzieci są już dorosłe, najmłodsze ma 18 lat, ale doskonale rozumiem troski młodych rodziców. Rozmawialiśmy o dzieciach, o wychowaniu, o wierze, a on mówił, że ma takie marzenie: żeby wychowywać dzieci w Bożych wartościach. I jeszcze, żeby pisać piosenki, bo przecież jest muzykiem. I gdyby mu ktoś powiedział, że ma tak właśnie żyć, gdyby znalazł taką drogę, to bez wahania by w to wszedł. Wracałam wtedy do domu i już myślałam: co tu zrobić, żeby do zatrzymać? Żeby się nie poddawał, żeby jeszcze nie wyjeżdżał?
Pani Aleksandra, z wykształcenia psycholog, na dzień pracuje jako kurator sądowy w Tczewie. Spotykając swoich podopiecznych, jak nikt inny ma świadomość, że jeśli nie wychowa się pokolenia współczesnych dzieci, osadzając je mocno na Bożym fundamencie, nie wiadomo, w którym momencie świat się opamięta. Może wcale?
Prywatnie od wielu lat dla swoich przyjaciół pisuje wierszyki. Głównie na urodziny: dowcipne, pokazujące charakterystyczne cechy, ale nie złośliwe. Nigdy jednak nie pomyślała, że usiądzie i napisze dwanaście piosenek dla dzieci, w dodatku – piosenek o Biblii.
Estera wymarzona
– Czarek podzielił się ze mną marzeniem i to marzenie we mnie kiełkowało – wspomina pani Ola. – Jako pierwsza przyszła mi na myśl Estera. „Czy jesteś mały, czy jesteś duży, serce ważniejsze jest od ładnej buzi”. Wokół tego natychmiast zaczęły mi się układać rymy i powstała śpiewana historia o królu, który poszukiwał żony i znalazł ją w domu Mordechaja (Mardocheusza): a ona potem ocaliła naród wybrany dzięki swojej mądrości, a nie urodzie.
Dwanaście piosenek o dwunastu bohaterach Starego Testamentu powstało w trzy dni: o Izaaku, Mojżeszu, Abrahamie, Jakubie, Danielu, Samsonie, Jozuem, Esterze, Noem, Salomonie, Dawidzie i Samuelu. Ilu dorosłych potrafiłoby opowiedzieć kilka zdań o każdej z tych postaci? Dzieciaki potrafią!
– Czarek nie wiedział, że w ogóle zabrała się za pisanie – śmieje się pani Aleksandra. – I jego miny, kiedy dostał teksty, też nie widziałam, bo wszystko wysłałam mu mejlem. Byłam ciekawa, co powie, ale też nie byłam pewna, że to się do czegoś nadaje. Nigdy wcześniej przecież takich rzeczy nie robiłam! Ale on nic nie powiedział. Nie trwało długo, jak przysłał mi gotową piosenkę. To było wzruszające. Nawet dziś do końca nie mogę uwierzyć, że to się tak ładnie toczy, że ludziom się podoba, że dzieciaki to śpiewają, że marzenie się spełnia…
Przykłady pociągają
Piosenki o starotestamentalnych bohaterach nie powstały dla niczyjej przyjemności, nie powstały na koncerty, na płyty czy po to, żeby ze śpiewających je dzieci zrobić gwiazdy. Powstały, żeby wychowywać, żeby tworzyć środowisko wychowawcze w rodzinach. Żeby w domu rozmawiało się o Bogu. Żeby rodzice i dzieci razem spędzali czas, poświęcając go modlitwie i wspólnej zabawie, wcale od Bożych spraw nieoderwanej.
– Bolało mnie, że biblijne wartości są wciąż jednak mało znane. Moje dzieci też się czegoś uczyły, ale jeśli śpiewały, to raczej piosenki o tym, żeby podnieść do góry ręce, bo one należą do Jezusa – mówi pani Aleksandra. – Czy miłość do Boga naprawdę musimy im przekazywać w infantylny sposób? Owszem, treści muszą być dostosowane do poziomu dzieci, ale przecież słowo Boże jest mądre! Bohaterowie biblijni przeżywali czasem piękne, czasem bardzo dramatyczne historie. Nie wszystkie można opowiedzieć dzieciom, nie zawsze damy radę do końca wyjaśnić ich sens. Ale można tych historii dotknąć, zasygnalizować, pokazać człowieka Starego Testamentu jako wzór konkretnej cnoty, który pociągać będzie do zmiany. Przecież wiemy, że można dużo mówić, głosić piękne kazania, grozić ludziom palcem – ale to dopiero przykład naprawdę pociąga. Teraz to umiem uzasadnić, ale kiedy zaczynaliśmy, to przyszło do mnie samo, jak dar od Pana Boga – śmieje się pani Aleksandra.
Polubili się
Kiedy wszystkie piosenki były już gotowe, przyszedł czas na śpiewanie. Powstał zespół „Sami Twoi” – zespół, chciałoby się powiedzieć „domowy”, będący wspólnotą bardziej duszpasterską niż grupą artystyczną. Szybko okazało się, że towarzystwo chętnych jest bardzo ekumeniczne. Katolicy, zielonoświątkowcy, baptyści – wszyscy chcieli całymi rodzinami spotykać się przy biblijnym śpiewaniu. Polubili się. Zobaczyli, jak fajnie reagują dzieciaki i jak postaci z Biblii przydać się mogą w wychowaniu. Śpiewają wszyscy razem, i dzieci, i rodzice. – Rodzina musi się dziś oprzeć na Biblii, żeby przetrwać te trudne czasy – mówią zgodnie. I przyznają, że sami wciąż wiedzą za mało, a dzieci domagają się coraz to nowej wiedzy. Trzeba więc siadać i czytać, i uzupełniać zaległości…
– Nasze piosenki stają się cenną bazą dydaktyczną – tłumaczy Piotr Jankowski, perkusista w zespole. – Pewnie sobie tego nie uświadamiamy, ale muzyka zajmuje naprawdę ogromną część życia człowieka. Przeciętny młody człowiek spędza pięć godzin dziennie ze słuchawkami na uszach. Najważniejsze pytanie brzmi: jakich treści słucha?
Pani Ola o słuchaniu też napisała. Patronem słuchania jest Samuel. „Bóg zawołał: Samuelu! A on odrzekł: Panie, mów! Bo najchętniej na tym świecie będę słuchał Twoich słów!”.
Nikt nie chce być przedszkolakiem
„Biblia w piosence” trafiła na podatny grunt, bo szybko zaczęła pączkować. Pojawiły się grupy w Tczewie i Warszawie. Zdarza się, że wszyscy spotykają się na jakimś koncercie, ale i bez tego świetnie sobie radzą. Szybko również pojawił się pomysł stworzenia czegoś więcej niż samych tylko piosenek.
– Czarek zachęcił mnie, żeby do piosenek napisać opowiadania – mówi pani Aleksandra. – Chodziło o to, żeby wartości, reprezentowane przez bohaterów Starego Testamentu pokazać w perspektywie współczesnego świata i problemów dzieci. Żeby dzieci w tej biblijnej postaci zobaczyły kogoś, kto naprawdę może pokazać drogę, kto jest do nich podobny, kto być może też się mylił, a teraz może być dla nich wzorem.
W ten sposób powstały pierwsze Opowieści pełne treści, o urodzie, kompleksach, obrażaniu się, zazdrości czy o niedzieli. Dziś już gotowy jest drugi audiobook z kolejnymi opowieściami, tym razem o odwadze, pomaganiu, strachu, uczciwości i umiłowaniu prawdy. Wszystkie pani Aleksandra testowała na koleżankach z pracy i ich dzieciach. A one czasem ją zaskakiwały.
– Wszystkie koleżanki lojalnie umieściłam jako bohaterki! – śmieje się pani Ola. – Czytały te historie swoim dzieciom, a potem przychodziły do mnie i mówiły: „Słuchaj, nie pisz tutaj, że dziecko chodzi do przedszkola. Wszystkie dzieci chcą być starsze i jak moja córka usłyszała o przedszkolu i prychnęła, że jak to dla przedszkolaków, to ona nie chce słuchać!
Więcej, więcej!
Teksty, piosenki, płyta, zespół, koncerty, audiobook – czy można zrobić jeszcze więcej? Można. Można na przykład wydać śpiewnik: żeby wszyscy, którzy mają płytę, mogli śpiewać i grać w swoich domach albo wspólnotach. Można też wymyślić i zorganizować wydanie płyty po angielsku. To wymaga wysiłku, bo i teksty przetłumaczyć trzeba (co przy tekstach do śpiewania wcale nie jest łatwe!) i znaleźć kogoś, kto po angielsku zaśpiewa, i znaleźć pieniądze na wydanie płyty. A wszystko po to, żeby na końcu zupełnie za darmo rozesłać ją do dzieciaków w różnych częściach świata. Teraz trwają przygotowania do nagrania prawdziwego teledysku, na którym dzieci nie tylko będą śpiewać, ale też w przebraniach odgrywać będą biblijne historie.
W domu w Straszynie rodzice siedzą przy stole, domowe ciasto popijając kawą. Czworo z nich jest katolikami, czworo baptystami, czworo zielonoświątkowcami. Dzieciaki siedzą obok na wielkich kanapach. Marysia opiera się o drewnianą belkę, pod głową trzymając misia. Chłopaki biją się na poduszki – żadną miarą nie da się ich ułożyć tak, żeby porządnie wyglądały na zdjęciu. Krzysiek i Marek nie mogą usiąść obok siebie, to wykluczone. – Przecież są braćmi! – śmieją się ich rodzice.
– Wierz w to, czego nie widzą oczy! Bóg wszystko może i cię zaskoczy! Bądź jak Jozue pełen wiary, pobłogosławi ciebie Bóg bez miary – śpiewają czysto. Za chwilę dołączają do nich rodzice, którzy zdążyli wstać od stołu. I naprawdę trudno jest powiedzieć, komu to wspólne muzykowanie sprawia większą radość, dzieciom czy dorosłym.
A kiedy dyrygent mówi, że można już iść odpocząć, dzieciaki chwytają po ciastku i biegną do góry, żeby bawić się klockami. – Historii o Jakubie nie znajdziesz na YouTubie, lepsza jest bo żywa, historia to prawdziwa! – dobiega z piętra, zakończone zgodnym „la la laj!”.