Logo Przewdonik Katolicki

Śpiewamy życiowe piosenki

Natalia Budzyńska
FOT. ROBERT WOŹNIAK. Robert Friedrich kompozytor, wokalista, gitarzysta, autor tekstów, producent muzyczny.

Z Robertem Friedrichem o dwóch etapach dzieciństwa, darze rozumienia najmłodszych i najnowszej płycie Arki Noego Wyjątkowy Osioł rozmawia Natalia Budzyńska

Porozmawiajmy o dzieciństwie.
– O moim dzieciństwie?
 
Na początek o Twoim.
– Dzielę je na dwa etapy. Pierwszy to ten, kiedy rodzice byli razem – i wtedy miałem dużo motywacji, inspiracji do nauki, do grania w piłkę ręczną. I drugi etap – kiedy rodzice się rozwiedli. Miałem 13 lat. Ten czas kojarzy mi się ze zmaganiem. Poczułem, że teraz mogę rozbić wszystko, co chcę, bo mama nie poradzi sobie ze mną. Zacząłem się interesować subkulturami, alkoholem i jako piętnastolatek wylądowałem na izbie wytrzeźwień. To była jakaś próba poradzenia sobie z rozwodem rodziców. Wiadomo, że w takim czasie dzieciaki muszą uczestniczyć w zajęciach z psychologami.
 
Miałeś z nimi spotkania?
– Tak, tak. Czułem się trochę jak na przesłuchaniu, musiałem odpowiadać na pytania, jaka jest mama, jaki jest tata. I trochę się bałem, że jak powiem dobrze o ojcu, to mama może się pogniewać. Miałem stanąć po którejś stronie, mamy albo taty. Nie wiedziałem, co robić, to było bardzo trudne. Nie chciałem ranić żadnego z rodziców.
 
I po doświadczeniu rozbitej rodziny wierzyłeś w małżeństwo?
– Dobrochnę poznałem pod poznańską operą. Tam spotykali się ludzie o podobnych problemach i  podobnie cierpiący, z rozbitych rodzin właśnie. Dobrochna stała się moją przyjaciółką. Mogłem być szczery wobec niej i mówić o moich zmaganiach, i ona była szczera wobec mnie w ten sam sposób. Tak nasza przyjaźń przerodziła się w miłość. Wiedzieliśmy, że nie chcemy, żeby pewne rzeczy powtórzyły się w naszym życiu. Byliśmy zbuntowani na naszą rzeczywistość, na nasze rodziny i chcieliśmy założyć inną rodzinę. Trochę nie wiedzieliśmy, jak to zrobić. No bo na czym się oprzeć? I wtedy wpadliśmy na taki pomysł: a może Bóg istnieje? Mimo że nie byliśmy za bardzo związani z Kościołem. Byliśmy anarchistami, więc małżeństwo jako kontrakt cywilny nie miało dla nas znaczenia pomyśleliśmy więc, że ślub kościelny to może będzie coś więcej. Ta decyzja wiązała się z tym, że musiałem nadrobić wiele zaległości. Na przykład być bierzmowany jako dwudziestolatek. Przygotowywał mnie do tego sakramentu ks. Marcin Węcławski, który zainteresował mnie historią zbawienia, mówiąc, że to też jest moja historia, że mogę mieć w niej udział. No i świadomie przystąpiliśmy do sakramentu małżeństwa. To był bardzo neoficki okres, piękny, który jednak bardzo szybko się skończył. Po kilku latach miałem kryzys, nie bardzo wiedziałem, po co właściwie chodzę do kościoła, do tego przytrafiła mi się choroba i operacje serca. Dziennikarze często piszą, że po operacji serca przeżyłem nawrócenie. Ale było odwrotnie. Wtedy moja przygoda z Panem Bogiem się skończyła. Ten okres był bardzo ciemny, trudny, straszna noc. I w takiej sytuacji zostałem zaproszony na katechezy Drogi Neokatechumenalnej. Pomyślałem, że może to jest ten moment przełomowy, który może zmienić moje życie i odpowiedzieć na wiele pytań, które miałem.
 
To teraz o dzieciach. Nie bałeś się mieć ich coraz więcej?
– Pierwsze dziecko było wyczekiwane, bo ono było powodem naszego małżeństwa. Mieliśmy po 20 lat, kiedy chcieliśmy się pobrać i pretekstem do tego ślubu miało być dziecko, o które się staraliśmy. Nie byliśmy wtedy w Kościele, nikt nam nie mówił o czystości przedmałżeńskiej. Po półtora roku poczęło się następne dziecko, wtedy pomyśleliśmy: świetnie, będziemy mieli dwójkę dzieci tak szybko. Ale wkrótce poczęło się trzecie dziecko i byłem trochę przerażony, czy dam radę. Chyba mi się wydawało, że z trójką dzieci rzeczywiście będę musiał umrzeć, żeby całkowicie poświęcić się dzieciom. Ale cieszyliśmy się. A potem była czwarta ciąża i wtedy myślałem, że to jest już naprawdę bardzo dużo dzieci. Nie było wtedy pampersów, własnoręcznie prałem pieluchy w płatkach mydlanych, najpierw w wannie się je moczyło, potem wrzucało do pralki Frani. Później trzeba było je prasować – godzinami siedziałem przy desce. Ale to był jednocześnie piękny czas, pachniało w domu małymi dziećmi. Byliśmy młodzi i pełni siły, ale to czwarte dziecko mimo wszystko nas przerażało. Kiedy je straciliśmy, Dobrochna poroniła, to pamiętam, że leżałem sam w domu na dywanie i moją modlitwą były niecenzuralne słowa. Było mi trudno, winiłem siebie, że nie cieszyłem się z tej ciąży, że za mało chciałem to dziecko. Po tym doświadczeniu już nie miałem cienia wątpliwości, że chcę mieć kolejne dzieci. Widzieliśmy, że Bóg bardzo nam pomagał je wychowywać, że dawał siły, radziliśmy sobie z nimi z Jego pomocą. To był taki przełomowy moment. Potem weszliśmy do wspólnoty i poczuliśmy się dobrze, bo poznaliśmy wiele wielodzietnych rodzin. Przedtem znałem rodziny Pospieszalskich i Steczkowskich i miałem takie przebłyski, że to jest dobry kierunek i że nie ma czego się bać. W ten sposób Bóg powoli dawał więcej radości niż strachu. Do dziś kiedy słyszę, że ktoś ma siódemkę dzieci, to myślę: szaleńcy. Nam Pan Bóg dał siódemkę, ale mieliśmy ogromną pomoc ze strony mojej teściowej, bo zawsze mieszkaliśmy razem. Kiedy byliśmy młodymi rodzicami, mogliśmy dzięki temu wyjść razem na koncert, do kina czy gdziekolwiek, żeby być tylko we dwoje.
 
I tak od Twoich dzieci przechodzimy do Arki Noego. Skąd masz dar rozumienia dzieci? Nie tylko swoich, bo to w miarę proste, ale dzieci w ogóle?
– Nie wiedziałem, że go mam. Zawsze traktowałem dzieci normalnie. Czasem wydaje mi się, że sam jestem niedorosły, mimo że jestem już dziadkiem. Na pewno dużo nauczyłem się we wspólnocie. W czasie Eucharystii jest czas na rozmowę z dziećmi, którą przeprowadza wyznaczona osoba, didaskal. Wybrano mnie. Wiedziałem, że nie mogę z nimi rozmawiać…
 
…infantylnie?
– To też, ale za poważnie też nie. Nie mogłem używać słów, których sam za bardzo nie rozumiem, musiałem nauczyć się mówić prostym językiem. To pomagało mi zrozumieć wolę Pana Boga, która jest prosta, a ja ją tylko komplikuję jako osoba dorosła. Potem pojawiła się taka myśl, że dlaczego tylko dzieci z naszej wspólnoty mogą tak rozmawiać na serio o Bogu? Pragnienie zaproszenia innych dzieci do takiego dialogu przerodziło się w Arkę Noego. Równocześnie przyszło zaproszenie z redakcji  „Ziarna”, żeby skomponować piosenki dla dzieci. A ja już byłem przygotowany do tego, aby pisać piosenki bardzo prosto. Wiele „arkowych” utworów narodziło się w czasie Eucharystii we wspólnocie, podczas rozmów z dziećmi. No i w domu, gdy z dziećmi robimy niedzielne laudesy. Bardzo często ja miałem skomplikowaną wizję jakiegoś problemu, a dzieci mi ją szybko upraszczały. Zadawałem im pytanie i oczekiwałem jakiejś głębokiej odpowiedzi, a one odpowiadały jeszcze głębiej, ale prościej. Na przykład przerywam śpiewanie psalmu i mówię: dzieci stop, przerwijmy ten psalm, tu jest takie słowo „pobożny”, co ono znaczy? A dzieci: to jest bardzo proste, tato, pobożny to ktoś, kto się stawia po Bogu. Widziałem, że można bardzo prosto czytać słowo Boże, bardzo konkretnie. Takich przykładów mam mnóstwo. Wiele dialogów z laudesów i Eucharystii we wspólnocie znajduje się w piosenkach Arki.
 
Łatwiej Ci pisać dla dorosłych czy dla dzieci?
– Mnie jest w ogóle trudno pisać. Modlę się już nawet nie o siebie, tylko żeby ze względu na słuchaczy Pan Bóg dał mi dobry tekst.
 
Pretekstem do tworzenia piosenek na nową płytę był program telewizyjny „Młodzi Wielcy”, który prowadziłeś. O pasjach bardzo młodych ludzi.
– Na razie zrobiliśmy trzy odcinki, ale piosenek powstało więcej. Ale tak, założeniem programu było to, żeby do każdego powstała nowa piosenka Arki Noego. Na przykład kiedy był program poświęcony zielarstwu, którym pasjonował się nasz gość, a potem rozmowa o produktach kosmetycznych z ziół, to pomyślałem, że po prostu człowiek boi się procesu starzenia i po to są mu potrzebne te wszystkie kremy i odżywki, które cały czas mają nas odmładzać. Dlatego powstała piosenka Samo ciało to za mało. O tym, że „dziadkowie się pięknie starzeją, jak pięknie włosy na głowach siwieją”. I że tak naprawdę nie starzeje się tylko dusza. Człowiek może mieć pięćdziesiąt, siedemdziesiąt czy dziewięćdziesiąt lat, jak moja babcia, i być cały czas młody duchem.
 
Ciało się starzeje, Arka Noego ma 17 lat i na scenie można czasem zobaczyć Twoje wnuki.
– Mój wnuk Jeremiasz na tej płycie krzyczy „ahoj” w piosence o łódeczce, która płynie po wielkim oceanie, jest taka dzielna, że boją się jej nawet duże fale. Burze przetrwamy, huragany przetrwamy, i niestraszny nam ten przeciwny wiatr. Widać już na horyzoncie latarnię, czyli perspektywę nieba. Kiedyś dopłyniemy do portu szczęśliwie.
 
Arka Noego śpiewa dla dzieci szczęśliwych czy nieszczęśliwych?
– Wiesz co, człowiek jest szczęśliwy i nieszczęśliwy razem. Szczęście polega na tym, że zostało pokonane nieszczęście, że smutek zamieniony został w radość. Zawsze są takie momenty, które nas zasmucają, są takie, które nas bardzo cieszą, ale piosenki Arki mówią o takim szczęściu, które się nie kończy. Chociaż jest też piosenka o szczęściu chwilowym, o słodyczach. Widziałem, że dziewczyny z Arki chcą taką. 
 
Dzieci poddają Ci tematy? Mówią: wujku napisz o cukierkach?
– Tak! Czasami mają głupie pomysły. Chciały, żebym zrobić piosenkę o żółtym śniegu, ale z tego się wycofałem.
 
Frank Zappa napisał piosenkę o żółtym śniegu. Ma tytuł Don’t Eat Yellow Snow.
– Serio? Nie wiedziałem. One bardzo się śmiały, że nie załapałem początkowo, o co chodzi, i chciałem pisać o daltonistach. Z cukierkami uległem, to historia o radości chwilowej. Zjesz czekoladę, cukierka i masz chwilową radość. Ale mamy też piosenkę o czekaniu na niebo, o tym, że wspominam takie chwile, gdy czarne chmury zasłaniały niebo. Kiedyś spojrzymy na ziemię jeszcze raz, pomachamy i polecimy w stronę gwiazd. Nareszcie razem, moja dusza i Chrystus. Cała płyta mówi o rzeczach, o których na co dzień rozmawiamy, a tych tematów jest dużo. Tylko jak je w prosty sposób opisać? Bardzo mocno przeżyłem tegoroczne wielkanocne czuwanie, Paschę, i chciałem napisać o tym, że grób jest pusty. Ale jak to zrobić? Postanowiłem zapytać dzieci. One bardzo prosto mówią, że normalnie to w grobie leży trup, tymczasem tu jest pusty grób. Widzą, że jest pusty,  można się w zasadzie przestraszyć, bo to nienormalna sytuacja. Ale nie boją się, tylko mają nadzieję. „Co się stało, gdzie jest ciało? Ale heca”. No bo to jest heca, ciało zmartwychwstało. I tak powstała ostatnia piosenka na płytę, która mówi o tym, że grób jest pusty. Że cokolwiek złego by się wydarzyło w naszym życiu, to zawsze taka śmierć, dzięki Chrystusowi, kończy się zmartwychwstaniem. Czasem chodzi więc o taką radość głębszą i większą niż cukierki.
 
Więc to są piosenki dla dzieci wierzących czy niewierzących?
– Arka Noego nie śpiewa bardzo pobożnych piosenek, tylko bardzo życiowe piosenki. Bardzo nie lubię, kiedy nas opisują jako katolicki religijny zespół, bo my jesteśmy jak najbardziej normalnym zespołem, który śpiewa o życiu. A że w naszym życiu akurat Bóg bardzo mocno zamanifestował swoją moc, to o tym też śpiewamy.
 
Na koniec powiedz mi, kim jest wyjątkowy osioł?
– Z tej piosenki o wyjątkowym ośle jestem najbardziej zadowolony. To osioł, który całe życie myślał, że jest nijaki, nie jest silny jak lew, nie ma skrzydeł jak ptak, każdy coś ma, tylko nie on. A jak się komuś coś z nim kojarzy, to tylko to, że jest uparty. Ale na pomoc przychodzi refren: „Hej osiołku, właśnie ciebie wybrał Bóg, żeby do Jerozolimy Jezus wjechać mógł”. I osiołek się cieszy, a potem w drugiej zwrotce też ma doła. Niech już przestanie marudzić, to znaczy ty przestań marudzić, bo to, co masz, wystarczy, żeby być szczęśliwym. To ciebie i mnie – takiego osła wybrał Bóg, żeby nieść Chrystusa. Jest jeszcze druga puenta w tej piosence. Jezusowi, gdy wjeżdżał do Jerozolimy, śpiewano Hosanna, a osiołek myślał, że to na jego cześć. I to jest historia Arki Noego. Wiele razy po koncertach pytałem dzieci podchwytliwie, czy ludzie bili nam brawo. Potem już dzieci wiedziały, że nie nam bili brawo, tylko tym piosenkom i ich przesłaniu. Gdybyśmy myśleli, że to nam biją brawo, to bylibyśmy jak ten osiołek.



Robert Friedrich
Kompozytor, wokalista, gitarzysta, autor tekstów, producent muzyczny. Związany niegdyś m.in. z zespołami Acid Drinkers, Turbo i Kazik na Żywo, obecnie: 2 Tm2,3 (od 1996) i Luxtorpeda (od 2010). Założyciel dziecięcego zespołu Arka Noego (1999).
 
 
 
 
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki