Logo Przewdonik Katolicki

Zielone ludziki rozeszły się po Europie

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Bartkiewicz

Kilka dni temu europejskie media obiegła ciekawa informacja. Dziennikarze zbadali kilku co bardziej krewkich uczestników protestów tzw. żółtych kamizelek w Francji. I znaleźli sporo osób, które wcześniej w mediach społecznościowych chwaliły się tym, że... brały udział w wojnie w Donbasie.

Nie, nie pojechali tam pomagać Ukraińcom w walce z tzw. prorosyjskimi separatystami, czyli de facto rosyjską armią siłą gwałcącą niezależność swego zachodniego sąsiada. Stanęli po stronie Rosji w wojnie, która dziś przyciąga z Europy wiele osób, chcących zamanifestować swój sprzeciw wobec Zachodu. Tak też tłumaczone jest ich późniejsze zaangażowanie w protesty na ulicach Francji. Wszak ten ruch sprzeciwia się Unii Europejskiej, jest wrogi NATO i głosi teorię o kresie zachodniej cywilizacji.
Sprawę można by potraktować jako nieistotną, gdyby nie fakt, że nie chodzi tu wyłącznie o Francję. To bowiem kolejna sytuacja, w której widać rosyjski ślad w wydarzeniach, które wstrząsają Europą. Oczywiście protestów żółtych kamizelek nie wymyślili Rosjanie, są one konsekwencją fatalnej polityki prezydenta Emmanuela Macrona. Niemniej już jakiś czas temu obserwatorzy zwracali uwagę, że rosyjskie media ze szczególną lubością podkręcają atmosferę, podkreślając w swoich przekazach przemoc ze strony służb państwowych. Cel jest prosty: podważyć wiarygodność zachodnich państw, osłabić ich autorytet. A przede wszystkim eskalować emocje. Zeszłoroczny raport rządu hiszpańskiego pokazuje, że ilekroć, gdy dochodziło do wzrostu napięcia w Katalonii, tylekroć w internecie rosła aktywność rosyjskich kont, które jeszcze bardziej podgrzewały emocje.
Dokładnie taki sam był przecież mechanizm, gdy powiązane z Kremlem fikcyjne konta uczestniczyły w akcji dezinformacji przed wyborami prezydenckimi w USA w 2016 r. Rosjanie nie popierali wprost Trumpa ani wprost nie uderzali w Clinton. Postępowali rozsądniej, stawiając na takie tematy, które miały największą zdolność dzielenia społeczeństwa, czyli kwestie rasowe, postulaty środowisk homoseksualnych, temat aborcji czy napływ nielegalnych imigrantów. Emocje rosły, wspólnota rozpadała się na jeszcze bardziej skłócone plemiona. A im bardziej jesteśmy skłóceni, tym większa podatność na manipulację, dezinformację i propagandę.
Zastanawia mnie tylko, skąd się bierze w Polsce przekonanie, że jesteśmy na rosyjskie działania niepodatni. Oczywiście szybko byśmy zauważyli tzw. zielone ludziki, gdyby tylko pojawiły się u nas. I pewnie mało kto by kupił czystą propagandę w stylu wychwalania Putina i polityki Kremla. Nie, tego by w Polsce nikt nie kupił. Ale już wzmacnianie wewnętrznych konfliktów? Czy to nie jest na rękę naszym wschodnim braciom?
Ale nie tylko to. Coraz częściej można ostatnio przeczytać o tym, że również w sferze kultury czy światopoglądu Rosjanie są coraz bardziej aktywni. Coraz mocniej bowiem lansują tezę o moralnym upadku Zachodu, przekonują, że tylko Wschód może być odpowiedzią na niszczenie rodziny, na żądania środowisk gejowskich, na multikulturalizm czy cofanie się Europy przed islamem. Te postulaty oczywiście nie są złe, są pewnie bliskie wielu konserwatystom. Ale trzeba być uważnym, na ile chodzi tu o wartości, a na ile o atak na Zachód, którego częścią wszak jesteśmy.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki