Choć manifestanci nie mają jeszcze żadnego przywództwa, ani docelowego planu, jak chcieliby Francję zbudować, ich protest jest niezwykle symptomatyczny. I to nie dlatego, że część naszej prawicy odczuwa nieskrywaną satysfakcję, wynikającą z pewnej schadenfreude – kiedyś Emannuel Macron krytykował Polskę, mówił o zamachu na demokrację i praworządność, a dziś podległe mu służby pałują demonstrantów, którzy stawiają barykady, demolują sklepy i podpalają samochody. Podchodzenie do tej sprawy w ten sposób to przejaw infantylizmu i głupoty.
To jednak niezwykłe, jak szybko Macron, z kogoś, kto miał uratować demokrację, Francję, a nawet cały świat, roztrwonił swój polityczny kapitał. Jeszcze niedawno głosowało na niego dwie trzecie Francuzów, pokładając w nim wielkie nadzieje. Macron pokonał dotychczasowe partie (chadecję i socjalistów) i obiecał nowe porządki. Ale chyba rozbudził nadzieje, które dziś zwracają się przeciwko niemu. Obiecał zmianę, ale nie potrafił jej przeprowadzić. Wobec tego Francuzi odwrócili się od niego – na początku grudnia ponad 80 proc. Francuzów popierało protesty. Z jednej strony pokazuje to, jak niezwykle rozchwiane są dziś emocje społeczne, jak szybko uwielbienie dla Macrona może zmienić się w uliczny bunt. Ale z drugiej strony widać, jak mała jest wiara obywateli w instytucje państwa, jak mała jest wiara w to, że dotychczasowe elity są w stanie rozwiązać ich problemy.
W buncie na ulicach francuskich miast niebezpieczna jest nie tylko eskalacja agresji. Niebezpieczne są postulaty, które pojawiły się kilka dni temu. W swym manifeście, „żółte kamizelki” zażądały między innymi wyjścia Francji z Unii Europejskiej i opuszczenia NATO. To postulaty, które półtora roku temu w wyborach prezydenckich głosili liderka nacjonalistycznego Frontu Narodowego Marine Le Pen i Jean-Luc Melenchon, głoszący komunistyczne poglądy. Antyunijne i antynatowskie hasła są sygnałem, że Francuzi przestali wierzyć we wspólnotę Zachodu, która opierała się właśnie na Unii i Sojuszu, zaczęli kojarzyć ze światem, który chcą odesłać do lamusa. Światem, który nie potrafi odpowiedzieć na ich problemy, który nie potrafi ich rozwiązać – z bezrobociem, niekontrolowanym napływem imigrantów, brakiem perspektyw na przyszłość. Zwracają się przeciw UE i NATO. Ale dla polskiego bezpieczeństwa podwójny frexit, byłby bardzo poważnym ciosem.
Warto też zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt tych protestów. Eksperci zauważyli, wielką aktywność rosyjskiej propagandy przy okazji zamieszek. Konta siejące rosyjską propagandę zachęcały do eskalacji przemocy. Nie od dziś wiadomo, że dezintegracja Zachodu jest Kremlowi na rękę. Oczywiście to nie Rosjanie wymyślili francuskie protesty – bezpośrednim ich powodem były zapowiedzi podwyżek cen paliw . Ale to Rosjanie bardzo szybko zorientowali się, że mogą one się przyczynić do zniszczenia świata, jaki znamy. Zamiast mieć poczucie satysfakcji, powinniśmy raczej trzymać kciuki, by ten stary świat zbyt szybko nie upadł.
Michał Szułdrzyński