Logo Przewdonik Katolicki

Masz swoich prywatnych świętych?

Monika Białkowska i ks. prof. dr hab. Henryk Seweryniak
fot. Freepik/Robert Woźniak i Agnieszka Robakowska

Monika Białkowska: Datę beatyfikacji prymasa Wyszyńskiego ogłoszono. Kto następny?

Ks. Henryk Seweryniak: Kto następny, to nie wiem, ale mam za to paru własnych kandydatów. Od kilku lat zajmuję się i traktuję to jako misję „lokalnego” teologa badaniem okoliczności życia i śmierci trzech księży z mojego rodzinnego miasteczka. W czasie wojny należeliśmy do tzw. Kraju Warty, gdzie od pierwszych dni wojny Niemcy starali się o wyniszczenie całej polskiej inteligencji. Kiedy tę naszą zgarnęli 10 listopada, przed Świętem Niepodległości, uwięzili również w miejscowym maglu proboszcza, dziekana, ks. Apolinarego Kaczyńskiego. Był to już człek w podeszłym wieku i schorowany, więc trzej wikariusze, ks. Antoni Dubas, ks. Stanisław Krystosik i ks. Kazimierz Stankiewicz, po dwóch dniach zgłosili się do Niemców, żeby uwięzili ich zamiast proboszcza. Niemcy się zgodzili. Trzymali ich w areszcie do 1 grudnia, a potem nad ranem wywieźli do lasu i wszystkich rozstrzelali. Nikt przez całą wojnę nie wiedział, co się z nimi stało. Ks. Kaczyński jakiś czas posługiwał jeszcze w parafiach, ale 11 czerwca 1941 r. został ponownie aresztowany. Parę dni później musiał wziąć udział w egzekucji dwudziestu swoich parafian, w końcu  przewieziono go do obozu w Inowrocławiu. Tam pytany przez współwięźniów, gdzie jest Bóg, odpowiadał ponoć: „Bóg był, jest i będzie”. 26 grudnia 1941 r., w dzień św. Szczepana, został zamordowany. Ci trzej księża, którzy poszli na śmierć za swojego proboszcza, ale on także, to są moi osobiści święci i chciałbym, żeby kiedyś zostali wniesieni do parafialnego kościoła i ogłoszeni błogosławionymi.
 
MB: Te historie wojenne są fascynujące. Były przecież już dwie tury beatyfikacji z tego okresu, a wciąż przychodzą młodzi proboszczowie, rozmawiają z ludźmi, słuchają i znajdują kolejnych kandydatów, spisują wspomnienia świadków. U nas w diecezji słyszałam już pewnie ze trzy kolejne nazwiska. I to jest świetne, że jest w nas taka wrażliwość i że tego potrzebujemy. Księża też chyba coraz bardziej rozumieją, że w ten sposób buduje się mocno tożsamość danego miejsca…
 
HS: A ci twoi księża to?
 
MB: Na przykład ks. Michał Rólski, proboszcz ze Szczepanowa koło Mogilna. To było to najbardziej tragiczne w moich oczach pokolenie ludzi, którzy czekali na wolną Polskę, walczyli o nią w Powstaniu Wielkopolskim, byli zwycięzcami – a kiedy przychodził czas emerytury i świętego spokoju, był rok 1939 i wracali Niemcy, żeby ich rozstrzelać. Aresztowany ks. Rólski wziął na drogę cukierki, które rozdawał potem współtowarzyszom niedoli z pocieszeniem, przewidując jednocześnie, że to ich ostatnie jedzenie na ziemi. Miał 77 lat! Ale u nas, w Mogilnie, z pozbyciem się inteligencji Niemcy nie czekali do listopada. Miasto broniło się tak zaciekle, że myśleli, że walczą z Wojskiem Polskim – a kiedy do niego weszli, natychmiast zaczęli się mścić.
 
HS: I jak weszli, to rozstrzeliwali?
 
MB: Natychmiast. Mieli już gotowe listy od miejscowych Niemców. A przed Świętem Niepodległości aresztowali tych, których wcześniej nie zabili, na przykład niepokorną młodzież, która mogła wywołać zamieszki. Zamknęli ich w podziemiach klasztoru, tam był też mój dziadek. Stamtąd wywieziono go do Rostocku na roboty. Dziadka nikt nigdy nie beatyfikuje, ale ja i tak ze wszystkich ludzi po drugiej stronie to właśnie z nim najbardziej lubię sobie pogadać. Ale z takich lokalnych wielkich ludzi, którym się przynajmniej pamięć należy, to mam jeszcze siostrę Błażeję. Urodzona w 1908 r. została pielęgniarką, jeszcze przed wojną wyjechała do Rzymu, mówiła po hiszpańsku, angielsku, francusku, niemiecku i włosku, potem z frontem szła do Warszawy, organizowała schronisko dla żołnierzy wracających z Rosji. Najbardziej tajemnicze w jej życiorysie są lata 50. – wiadomo, że trafiła do więzienia, nie chciała o tym mówić. Przebąkiwało się, że to ją władza próbowała urobić, żeby „opiekowała się”, a jednocześnie donosiła na aresztowanego Wyszyńskiego, a kiedy ich pogoniła, sama trafiła do więzienia. W 1977 r. przyjechała do domu zakonnego w Mogilnie na emeryturę – i na tej emeryturze spędziła następnych 30 lat! Znało ją całe miasto, bo chodziła do chorych, wszystkim mierzyła ciśnienie i parzyła melisę. Jak miała 98 lat, potrącił ją samochód, złamała biodro, więc wszyscy byli przekonani, że to już koniec. A ona sama się wyleczyła i rok później znów biegała po mieście bez laski. W czasie setnych urodzin, podczas Mszy zemdlał ministrant – zanim ktokolwiek się zorientował, ona pierwsza ze swojego ubranego w kwiaty klęcznika rzuciła mu się na pomoc. A potem, kiedy umarła w wieku 103 lat, w kondukcie przez miasto nie szedł prawie nikt… Strasznie mnie to bolało, ale też trudno się dziwić, to była jakaś powszednia środa…
 
HS: Księża zmarnowali taką szansę duszpasterską? Nie mogli poczekać do soboty?
 
MB: Dla nich to była tylko jedna z wielu starych zakonnic. Wciąż za mało księży wchodzi do miasta tak, żeby poznać i uszanować jego historię. Jak ktoś ma poczucie, że oto od niego się duszpasterstwo zaczyna, to tak właśnie jest… A w mieście nie było nikogo, kto na jej imię zareagowałby pytaniem: „A kto to jest?”. To już prędzej nazwiska jednego czy drugiego proboszcza nie znali.
 
HS: Ja to mam trochę pretensje do Rzymu, że wciąż nie beatyfikuje się Antonio Gaudiego… Człowiek absolutnie genialny, doskonale wydobywający piękno, z ogromnym wyczuciem teologicznym zaprojektował barcelońską Sagrada Famiglia i pracował przy jej budowie z absolutnym oddaniem, codziennie się spowiadał, żył skromnie. I nie wiem, dlaczego wciąż o beatyfikacji nie słychać… Albo taki Chesterton!
 
MB: W przypadku Chestertona już zapadła decyzja. Biskup diecezji Nottingham ogłosił, że nie rozpocznie procesu beatyfikacyjnego. Uzasadniał to trzema argumentami: brakiem lokalnego kultu, niemożliwością określenia wzorca jego osobistej świętości i antysemityzmem.
 
HS: Boję się takich „czystych argumentów”, często naznaczonych bardziej polityką i osobistymi poglądami niż prawdziwymi racjami nadziei i miłości. W przypadku Gaudiego opóźnienie może wynikać z faktu, że on do cna był Katolończykiem i otwarcie to manifestował. Jeśli chodzi o Chestertona, to jego kult może nie jest kultem lokalnym, ale globalnym na pewno tak! A wzorzec świętości? Dzięki Bogu, jeśli nie potrafi się go określić... Święci zazwyczaj wymakają się wzorcom, miarom, definicjom, obowiązującym regułom. Myślę nawet, że dlatego właśnie są świętymi. Dopiero my przyprawiamy im lilijki. A jeśli chodzi o antysemityzm, to nauczmy się wreszcie rozróżniać między antysemityzmem, antyjudaizmem i niechęcią do Żydów. Nic z tego nie jest dobre, ale w moim przekonaniu Chesterton antysemitą nie był.
 
MB: Te rozróżnienia to pewnie temat na inną rozmowę. Najważniejsze jest chyba to, żeby z nimi, ludźmi po drugiej stronie, rozmawiać. Bo właśnie to jest kult. Bez tego żadne nasze prywatne przekonania nie będą miały większego sensu.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki