Logo Przewdonik Katolicki

Zapomnieć koszmar

Hubert Ossowski
fot. PAP_20180703/1M3

Chrześcijaństwo jest najbardziej prześladowaną religią na świecie. Według najnowszych raportów ta sytuacja od lat się nie zmienia. Represje zmalały jedynie na Bliskim Wschodzie.

Koszmar Rity Habib kończy się w kwietniu 2018 r. To wtedy, po raz pierwszy od trzech lat, spotka się ze swoim ojcem. Wcześniej mieszka w Karakosz, ostatnim chrześcijańskim mieście w Iraku, ale stamtąd porywają ją wojownicy Państwa Islamskiego. Najpierw trafi do Mosulu, a po kilku miesiącach do Syrii. Nie jest jedyną uprowadzoną kobietą z tego miasta. Okres uprowadzenia opisze później tak: „Kupiono mnie i sprzedano cztery razy. Zrobili nam złe rzeczy. Pobili nas i zgwałcili… Gwałcili nawet dziewczynki w wieku dziewięciu lat”. Ritę udaje się wykupić Fundacji Shlama, której członkowie, udając dżihadystów, płacą za nią 20 tys. dolarów. Jest jednak zaledwie jedną z siedmiu porwanych kobiet z Karakosz, które powróciły do swoich domów.
 
Prześladowani
Chrześcijaństwo jest dzisiaj najbardziej prześladowaną religią na świecie, choć o skali problemu niewielu z nas zdaje sobie sprawę. Potwierdzają to dane „Raportu o chrześcijanach uciskanych za wiarę 2017–2019” przygotowany przez Pomoc Kościołowi w Potrzebie (PKWP). Przeanalizowano w nim przypadki przemocy i dyskryminacji chrześcijan w 12 krajach, w których sytuacja jest najtrudniejsza. Według Pew Research Center, w 2016 r. chrześcijanie na różne sposoby byli prześladowani w 144 krajach, z kolei Open Doors szacuje, że codziennie za wiarę ginie 11 chrześcijan w 50 krajach, w których prześladowania są najbardziej intensywne.
Z raportów wynika, że w najtrudniejszym położeniu znajdują się chrześcijanie z Azji Południowej i Wschodniej. W dwóch najpoważniejszych atakach (w katedrze w Jolo na Filipinach oraz w skoordynowanych zamachach na Sri Lance) łącznie zginęło 278 osób. Nasilający się nacjonalistyczny populizm i autorytaryzm państw azjatyckich to główne przyczyny narastającej skali zjawiska. Krajem najbardziej niebezpiecznym nadal pozostaje  Korea Północna.
Nieco lepsze informacje pochodzą z krajów Bliskiego Wschodu, gdzie prześladowania zmniejszyły się, a nawet częściowo ustały. Wystarczy tylko wspomnieć, że po raz pierwszy od 2011 r. wśród krajów, w których prześladowani są chrześcijanie, nie została wymieniona Syria, co bezpośrednio związane jest z klęską Państwa Islamskiego. W Iraku chrześcijanie powoli wracają do swoich domów. Przynajmniej ci, którzy domów nie stracili, a jest ich niestety niewielu. Oczywiście pozostają też głębokie rany psychiczne: rozłączenie rodzin przez migracje i utrata poczucia bezpieczeństwa. Chrześcijanie w Iraku właściwie tylko czekają, aż wybuchnie kolejny konflikt, a oni staną się jego ofiarami. Irakijscy chrześcijanie są świadomi, że brak perspektyw na przyszłość i zniszczone domy, które wciąż nie są odbudowywane na szeroką skalę, mogą spowodować, że chrześcijaństwo w Iraku zupełnie zaniknie. – Ludzie coraz częściej się buntują – mówi Irakijka, Maryam Kurda, wolontariuszka w obozie w północnym Iraku. – Chcą żyć w lepszych warunkach, mieć chleb i pracę. W Iraku nie ma sprawiedliwości, bo albo jesteś bardzo bogaty, albo bardzo biedny. Naszych polityków nie interesuje to, w jakich warunkach żyjemy. Dla nich ważna jest tylko władza i pieniądze.
 
Exodus
Maryam dobrze pamięta noc w 2014 r. Mieszkała niedaleko katedry w Ankawie, dzielnicy Erbil w północnym Iraku. W pewnym momencie usłyszała gwar i zawodzenie. Na ulicy zaczęło przybywać ludzi. Do Ankawy właśnie dotarli chrześcijanie z Doliny Niniwy, którzy zmuszeni byli uciekać przed ISIS. – Mieszkańcy Erbilu nigdy wcześniej czegoś takiego nie widzieli, to był wielki exodus – mówi Maryam. Islamscy ekstremiści dali im trzy opcje: pozostać w swoich domach, nie wyrzekając się wiary, ale płacić drogi podatek, przejść na islam albo opuścić miasto. Chrześcijanie w większości uciekali na północ Iraku.
Mimo jednak, że dżihadyści dali możliwość ucieczki, to i tak często strzelali do uciekających. Nasyłali też bojówki wojskowe w miejsca, w których chrześcijanie szukali schronienia.
Zabijali mężczyzn, a kobiety porywali i sprzedawali. Wolno odsyłali jedynie starsze.
Bezpośrednim skutkiem działań ISIS jest drastyczny spadek liczby chrześcijan w Iraku. Przed 2003 r. było ich 1,5 mln. Latem 2019 r. liczba ta zmalała do 150 tys. W ciągu zaledwie jednego pokolenia, iracka ludność chrześcijańska zmniejszyła się o ponad 90 proc. Najwięcej w Mosulu – mieście, w którym historia chrześcijaństwa sięga prawie 2000 lat – tam populacja spadła o 99 proc. Mieszkający w Mosulu księża mówią o przeróżnych naciskach ze strony państwa, aby chrześcijanie zdecydowali się opuścić kraj. Prowadzony jest ukryty bojkot sklepów chrześcijańskich. Zbrojna milicja Shabak Shi używa nieuzasadnionej przemocy.
 
Samotna matka
W obozach na północy Iraku wciąż znajdują się chrześcijanie. Jest ich tam stosunkowo niewielu, bo pozostali jedynie ci, którzy nie zdołali uciec, ale nadal boją się wracać na południe. W obozach są też Syryjczycy, których sytuacja jest jeszcze trudniejsza – nie mogą liczyć na pracę, edukację czy wsparcie irackiego rządu. Jedyną formą pomocy, którą zapewnia im Irak, jest pozwolenie na pobyt. – Byłam w obozie wolontariuszką Kościoła chaldejskiego – kontynuuje Maryam. – Zapewnialiśmy uchodźcom wodę i jedzenie. Później zajmowałam się prowadzeniem bazy danych. Niestety, obozy są nadal przepełnione. Ci, którzy nie mają szczęścia, aby w obozie zamieszkać, zmuszeni są do pozostania na ulicy. Od kilku tygodni masowo docierają do nas uciekający z Syrii Kurdowie. Jeśli do tego obrazu dodać jeszcze, że północny Irak to upały, brak wody i problemy z prądem, mamy pełen obraz dramatu, jaki przeżywają. A perspektyw na poprawę sytuacji nie widać.
– Nie mogę zapomnieć o jednym wydarzeniu – dodaje Maryam. – Kiedy pisałam raporty, musiałam sporo czasu przesiedzieć z rodzinami, słuchać ich opowieści o tym, w jaki sposób przeżyli. W obozie żyli w tragicznych warunkach. Chciałam im pomóc. Spytałam, czego potrzebują. Jedna z kobiet odpowiedziała mi, że jeśli chcę pomóc, to mam zwrócić życie jej córki. Widziałam kobiety, które nawet nie były pewne, czy ich dzieci żyją. Była tam też matka, na oczach której zabito syna. Dla niej nic już nie miało znaczenia.
 
Nadzieja
Maryam, jak znaczna część społeczności chrześcijańskich Irakijczyków, mówi po aramejsku. A to jest ogromny przywilej, ponieważ tym językiem posługiwał się Jezus. – Mój tata miał zawsze silną wiarę – mówi. – Walczył w wojnie iracko-irańskiej. Był przekonany, że będzie dobrze, bo wierzymy. Powracają jednak pytania, dlaczego Bóg pozwala na takie cierpienie. Z drugiej strony wiem, bo taka jest wiara mojej rodziny, że jesteśmy przy Bogu nie tylko wtedy, gdy wszystko się układa. Powtarzam sobie: w cierpieniu też jest Bóg i wynagrodzi tym, którzy w Iraku dla Niego stracili życie.  

 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki