Logo Przewdonik Katolicki

Nauka na usługach politycznych

Michał Szułdrzyński
fot. Magdalena Książek

Politycy, komentatorzy i nawet zwykli ludzie często ostatnio zastanawiają się nad tzw. ofensywą ideologii LGBT czy ideologią gender, a także ich wpływem na współczesne społeczeństwo.

Co ciekawe jednak, choć na uniwersytetach istnieją całe odrębne kierunki gender studies i choć istnieje bardzo wiele think tanków i organizacji zajmujących się sprawami i interesami osób LGBT, natura homoseksualizmu wcale nie jest dobrze przebadana. Ostatnio prestiżowy magazyn „Science” opublikował wyniki badań na półmilionowej grupie osób w poszukiwaniu genetycznych uwarunkowań homoseksualizmu. Naukowcy stwierdzili, że nie ma jednego konkretnego genu homoseksualizmu, a mogą być za niego odpowiedzialne różne geny i czynniki środowiskowe czy kulturowe. Kilka dni temu pisałem w „Rzeczpospolitej” o tym, iż naukowcy przyznali się przy okazji, że nim wnioski z badań zostały ogłoszone, najpierw konsultowali się z głównymi zainteresowanymi, czyli organizacjami LGBT. Dlaczego? Jak tłumaczono, chodziło o to, jak zakomunikować wyniki badania opinii publicznej. Naukowcy obawiali się, że ich wniosek – że nie ma jednego genu homoseksualizmu – może stać się paliwem dla wzrostu homofobii. Skoro nie ma jednego genu LGBT, to postulaty środowisk homoseksualnych mogą okazać się słabsze.
Ale zastanawia tu jeszcze jedna rzecz. Sami autorzy przyznawali, że było to pierwsze tak duże badanie dotyczące genetycznych uwarunkowań homoseksualizmu. Skoro ta sprawa jest tak ważna, dlaczego źródła homoseksualizmu nie są przebadane na wszystkie strony? Dlaczego, skoro środowiska LGBT są tak aktywne, takich badań nie ma na pęczki?  Czy może wynikać to z obawy, że wyniki badań nie będą satysfakcjonujące? I tu dochodzimy do poważnego problemu – czy nauka jest rzeczywiście wolna? Czy naukowcy rzeczywiście poszukują prawdy? Czy badają to, co ich rzeczywiście najbardziej interesuje?
Odpowiedź jest tu chyba negatywna. Badaniami rządzą reguły rynku – bada się to, na co są pieniądze. A zatem to ci, którzy są odpowiedzialni za rozdzielanie naukowych grantów, de facto układają plan badawczy. To nie naukowcy, ale de facto politycy, którzy powołują instytucje finansujące badania – czy to na poziomie krajowym, czy europejskim – decydują o tym, co będzie badane, a co nie. A więc badaniami nie rządzi reguła prawdy, ale po prostu trend, moda.
Przykładów nie brakuje. Jak zauważył ostatnio jeden z historyków, w Polsce prawie w ogóle nie bada się 1000-letnich relacji polsko-żydowskich. Przecież Polskę nazywano nawet Paradis Judaeorum, czyli raj dla Żydów. Tymczasem bada się dziś wyłącznie Zagładę i polski antysemityzm. Oczywiście to ogromnie ważne zagadnienia, ale w efekcie paradoksalnie historia naszych relacji ulega zakłamaniu. Do niedawna w ogóle nie badano trudnych aspektów w relacjach polsko-niemieckich, nie analizowano zniszczeń wojennych, zupełnie jakby ten temat był niewygodny.
Choć nauka powinna się rządzić wyłącznie kryteriami prawdy, coraz bardziej realizuje ona polityczne zamówienia. 

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki