Logo Przewdonik Katolicki

Witkacy w Słupsku

Natalia Budzyńska

Witkacy w Słupsku nigdy nie był, tymczasem to właśnie tam znajduje się największa kolekcja jego dzieł. Od lipca jest pokazywana w całości, a jej trzon stanowią portrety wykonane w ramach działalności słynnej Firmy Portretowej.

Chyba się nie pomylę ani nikogo nie obrażę, jeśli napiszę, że Muzeum Pomorza Środkowego w Słupsku opiera się przede wszystkim na Witkacym. Nie ma drugiego takiego miejsca w Polsce, w którym zgromadzono by witkaconalia w tak dużym wymiarze.

Jeszcze niedawno obrazy i portrety można było tam zobaczyć w ograniczonej ilości ze względu na brak odpowiedniej przestrzeni wystawienniczej. Większość kolekcji przechowywana była w magazynie, od czasu do czasu prace wymieniano. Przez ostatni rok Witkacego nie można było zobaczyć w Słupsku w ogóle, ale od lipca kolekcja ma zupełnie nową aranżację i nareszcie może być pokazywana w całości.

Dwusetletni Biały Spichlerz po remoncie stał się nowym domem Witkacego, gdzie na dwóch piętrach prezentowane są eksponaty z nim związane. 17 września minie 80. rocznica śmierci Stanisława Ignacego Witkiewicza. Data znamienna – Witkacy postanowił zakończyć swoje życie na wieść o napadzie Sowietów na Polskę. Na jego oczach realizowało się to, czego się obawiał: apokalipsa mas, niszczycielski komunizm zalewał Polskę. Wiedział, że już nigdy nic nie będzie takie samo, że jego świat przestaje właśnie istnieć, a widział na własne oczy w 1917 r. w Rosji, jak to wygląda.
Ze ścian Białego Spichlerza spoglądają na nas jego bliżsi i dalsi znajomi, przyjaciele i osoby przypadkowe. Wciągają nas jego kolory, jego fantazje i kształty. Choć to wszystko wydaje się tylko powierzchnią.
 
W kręgu Czystej Formy
Sto lat temu wydana została drukiem praca teoretyczna autorstwa Witkacego zatytułowana Nowe formy w malarstwie i wynikające stąd nieporozumienia, w której zawarł swoją teorię Czystej Formy. W dużym uproszczeniu można ją streścić w ten sposób: Witkacy mówił „nie” realizmowi, otwierając drzwi wszelkiej deformacji, jeśli oczywiście prowadzi ona do „uczucia metafizycznego” zbliżającego odbiorcę do „Tajemnicy Istnienia”, która godzi człowieka z grozą życia. Taki bowiem jest według Witkacego cel każdej sztuki.
Czystą Formę realizował w malarstwie i w teatrze, twierdził, że jest też możliwa w muzyce, gorzej rzecz się miała z literaturą. W tym czasie krótko był związany z grupą formistów i wystawiał swoje pracy na wystawach zbiorowych. Z całej grupy formistów to on zbierał najwięcej głosów krytycznych, a idea Czystej Formy nie spotkała ze zrozumieniem. Drwiono z jego umiejętności malarskich, bulwersowano się tytułami prac, kpiono z feerii kolorów. Bohomazy – mówiono. Dla krytyków pojęcie „dziwności istnienia” było powodem do śmiechu, a nie do otwarcia się na głęboko egzystencjalne przeżycia prowadzące do metafizycznego dreszczu.
Witkacy, który traktował malarstwo bardzo serio, czuł się rozczarowany, kiedy wszyscy doszukiwali się w jego pracach różnych sensów i oczywiście nie znajdowali ich. W relacji z jednej w wystaw w Zachęcie pisano: „P. Witkiewicz nie ujawnia talentu kolorystycznego, ale za to z wielu prac widać, że jest pierwszorzędnym rysownikiem. Ulubionym jego tematem jest głowa ludzka, traktowana portretowo. Sądzę, że w tym właśnie kierunku prędzej czy później rozwinie się talent artysty, gdy pozna bezowocność swoich buntów deformistycznych”. I rzeczywiście: w 1925 r. Witkacy na dobre porzucił malarstwo i założył Firmę Portretową. Chyba przede wszystkim dlatego, że z czegoś trzeba było żyć.
 
„Klient musi być zadowolony”
Żeby nie było nieporozumień: Witkacy ogłosił istnienie Firmy Portretowej, spisując regulamin, który obowiązywał klientów. Przede wszystkim: żadnych reklamacji. Żadnego zaglądania przez ramię, żadnych dobrych rad, żadnych uwag. Jest zamówienie, należy zapłacić i po skończonej sesji zabrać gotowy obraz bez kręcenia nosem. Opłata była uzależniona od wybranej kategorii portretu, a te były dokładnie opisane w regulaminie. Typ A był najbardziej „wylizany”, powiedzielibyśmy upiększony. W typie B osobnik nabierał cech charakterystycznych, lecz „bez cienia karykatury” (choć w typie B+D pewna karykaturalność była już możliwa). W typie C, dość rzadkim, efekt bywał osiągnięty przez zastosowanie używek łącznie z narkotykami. Malowany był wyłącznie dla przyjaciół; nie miał ceny i nie można go było sobie zamówić. Typ D był imitacją typu C, udawaną deformacją. Typ E to takie nie wiadomo co, „dowolna interpretacja psychologiczna”, miszmasz typów A i B. W praktyce typy były mieszane. Najczęściej zamawianymi były portrety w typie B. Kosztowały 250 zł. Za portrety wykonywane najszybciej, szkicowe, płaciło się 100 zł.
Miał całkiem sporo klientów, zwłaszcza turystki owładnięte czarem i legendą „wariata z Krupówek” marzyły o portretach i chwili spędzonej z nim, choćby musiały znosić jego ekstrawagancje. Najwięcej portretów mieli jednak jego przyjaciele i bliscy znajomi. Permanentnie nie mając pieniędzy, rewanżował się nimi, płacąc w ten sposób np. za leczenie zębów.
Najwięcej w zbiorach Muzeum Pomorza Środkowego jest portretów typu C, powstałych pod wpływem alkoholu lub kokainy, podczas spotkań towarzyskich czy eksperymentów narkotycznych (Witkacy pod kontrolą lekarza badał wpływ m.in. kokainy i pejotlu na wizje artysty). Najwięcej na słupskiej wystawie znajduje się obrazów ze zbiorów zakopiańskich lekarzy: Teodora Biruli-Białynickiego i Włodzimierza Nawrockiego. Zbiór Biruli-Białynickiego muzeum w Słupsku zakupiło w 1965 r. od syna Teodora. Były to czasy, gdy twórczości portretowej Witkacego nie traktowano poważnie, a świadczyć może o tym fakt, że rodzina Biruli-Białynickiego wysłała swoją ofertę także do innych muzeów, znacznie większych i bardziej prestiżowych –  nie były one zainteresowane. Muzeum Pomorza Środkowego było wtedy stać na to, żeby zakupić kolekcję rodzinną składającą się z ponad stu sztuk arkuszy. Od nich rozpoczęło się budowanie kolekcji. Następnie w latach 70. dokupiono pastelowe portrety ze zbiorów rodziny Jana Józefa Głogowskiego i Włodzimierza Nawrockiego, a jednym z ostatnich nabytków jest kilkanaście portretów ze zbiorów Jana Leszczyńskiego, które dołączyły do kolekcji w 2005 r. Trzy lata temu cenne eksponaty przekazał muzeum stryjeczny wnuk Witkacego, Maciej Witkiewicz. To pięć portretów z wczesnego okresu twórczości, rysowane węglem portrety matki, ojca, ciotki i prawdopodobnie dziadka artysty. W sumie cały słupski zbiór liczy obecnie ponad 260 prac, w tym słynne „potworowate” wizerunki Neny Stachurskiej.
Nowa wystawa stała w Białym Spichlerzu zajmuje całe piętro. Zgromadzono na niej ponad sto prac malarskich i rysunkowych, a wśród nich prace młodzieńcze, pejzaże z Włoch i z podróży tropikalnej, w którą Witkacy wyruszył z Bronisławem Malinowskim w 1913 r., no i oczywiście portrety oraz rękopisy, maszynopisy, korespondencja i egzemplarze książek z dedykacjami. Inne piętro zajmuje wystawa czasowa „Witkacy inaczej…”, która składa się z ponad stu prac, przede wszystkich portretów pastelowych różnych typów uzupełnionych publikacjami. Duch Witkacego panuje także na kolejnych piętrach Spichlerza, gdzie zaaranżowano wystawę „W nawiązaniu do Witkacego od XIX do XXI wieku”.

Można powiedzieć, że obecnie Słupsk jest miastem Witkacego, oprócz kolekcji malarstwa odbywają się tutaj we wrześniu konferencje naukowe pod przewodnictwem prof. Janusza Deglera. Tak będzie i w tym roku. Szósta międzynarodowa sesja naukowa zatytułowana została „Witkacy bez granic. W stulecie Czystej Formy”.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki