Smutnym symbolem jest fakt, że największy w tym roku skandal z alkoholem w tle miał miejsce zaraz przed początkiem sierpnia, który tradycyjnie w Kościele jest miesiącem trzeźwości. Znany dziennikarz wjechał w słupek na autostradzie, mając we krwi 2,5 promila alkoholu. Opinia publiczna tym razem zwyczajowo nie podzieliła się, tylko zgodnie potępiła ten „wyczyn”, co być może jest jakimś światełkiem w tunelu polskiej słabości do alkoholu. Jednak jazda na podwójnym gazie oraz nadużywanie alkoholu ogólnie rzecz biorąc są oficjalnie piętnowane, a mimo to ani jedno, ani drugie zjawisko nad Wisłą nie zanika. Jest to najlepszym dowodem na to, że obok działań miękkich, takich jak edukacja, potrzebne są również posunięcia twardsze, czyli przepisy ograniczające spożycie. Choć zostały one w Polsce niedawno zaostrzone, wciąż są dużo bardziej liberalne niż w krajach, w których konsumpcja alkoholu jest znacznie niższa.
Starówka bez butelki
W marcu zeszłego roku zaczęła funkcjonować ustawa o ograniczeniu sprzedaży alkoholu. Wprowadziła ona zakaz spożywania alkoholu w miejscach publicznych do tego niewyznaczonych (do tej pory zakaz dotyczył tylko konkretnych miejsc, np. ulic czy parków), a także umożliwiła samorządom wprowadzanie przepisów lokalnych nowego rodzaju. Mowa m.in. o wprowadzaniu limitów na zezwolenia dotyczące sprzedaży wszystkich napojów alkoholowych – do tej pory takie limity mogły dotyczyć tylko sprzedaży napojów mocniejszych niż 4,5 proc., czyli cydru oraz słabszych piw już nie. Jednak kluczowym rozwiązaniem zawartym w nowelizacji było wyposażenie gmin w kompetencję ograniczania sprzedaży alkoholu w sklepach w godzinach nocnych, tj. od 22.00 do 6.00. Za naruszenie zakazu grozi grzywna, którą wymierza sąd, a także przepadek produktów alkoholowych oraz zakaz prowadzenia sprzedaży alkoholi dla danego podmiotu.
Polskie miasta dosyć chętnie z tego ostatniego rozwiązania zaczęły korzystać, co przecież nie jest regułą – przykładowo wprowadzanie kodeksów reklamowych oraz stref niskoemisyjnych idzie im jak po grudzie. W godzinach nocnych nie można już kupić napojów alkoholowych np. w części sklepów na Starym Mieście w Krakowie – jednak tylko od północy do 5.30, co jest efektem negocjacji między władzami lokalnymi a przedsiębiorcami. Rada Miasta uchwaliła zakaz od 22.00 do 6.00, jednak sąd go wstrzymał, gdyż decyzja nie została odpowiednio uzasadniona. Część sklepikarzy zgodziła się jednak dobrowolnie zaprzestać sprzedaży w nocy. Sprawniej ograniczenie wprowadziły Poznań i Katowice, w których przez osiem nocnych godzin nie można kupić alkoholu w sklepach odpowiednio na Starym Mieście i w Śródmieściu. W Sopocie zakaz sprzedaży obowiązuje tylko od 2.00 do 6.00 w nocy.
Dalej za to poszły władze Olsztyna, które nie tylko wprowadziły zakaz sprzedaży w godzinach nocnych, ale też dodatkowo 50-metrowe strefy ochronne wokół szkół i kościołów, w których alkoholu nie można było w nocy sprzedawać nawet w pubach. Przepisy o strefach ochronnych również unieważnił sąd administracyjny, na wniosek jednego ze sklepikarzy z olsztyńskiej starówki.
Pozytywne efekty
Choć w większości miast, które skorzystały z nowych możliwości, strefy zakazujące nocnej sprzedaży alkoholu w sklepach działają krócej niż rok, to w niektórych z nich już teraz zaobserwowano rezultaty. W Katowicach strefa jest spora, gdyż dotyczy całej dzielnicy Śródmieście (sięga aż osiedla Paderewskiego). Obejmuje nie tylko sklepy, ale też stacje benzynowe. Według danych straży miejskiej, liczba pouczeń wydanych osobom nietrzeźwym spadła aż o 54 proc., a liczba osób doprowadzonych do izby wytrzeźwień o 29 proc. Odetchnęli też nieco sprzedawcy oraz mieszkańcy kamienic, gdyż mniej osób nietrzeźwych przychodzi do sklepów nocą oraz przesiaduje w bramach.
Olsztyn nie tylko wprowadził zakaz nocnej sprzedaży alkoholu w sklepach i na stacjach benzynowych, ale też zmniejszył liczbę wydawanych koncesji na sprzedaż alkoholu. Dzięki temu w strefach objętych zakazem nastąpił spadek o 60 proc. liczby zgłaszanych incydentów (bójek, awantur, wandalizmu) wywołanych pod wpływem alkoholu.
Ciekawym przypadkiem jest również Chorzów, w pierwszej dekadzie transformacji borykał się ze sporymi problemami alkoholowymi dotykającymi mieszkańców. Już w 2000 r. radni postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mogli jeszcze wtedy zakazać sprzedaży alkoholu, więc po prostu wprowadzili zakaz handlu od 23.00 do 6.00. Sprawdził się on na tyle, że obowiązywał prawie dwie dekady. Po wprowadzeniu możliwości zakazania nocnego handlu samym alkoholem radni Chorzowa tylko dostosowali więc przepisy do nowego brzmienia ustawy.
Kolejne możliwości
Pomimo wprowadzanych przez kolejne miasta ograniczeń, Polska wciąż jest krajem, w którym alkohol pod każdą postacią można kupić bardzo łatwo. Strefy zakazujące handlu nim nocą ograniczane są tylko do centrów miast, więc poza nimi bez żadnych ograniczeń można spokojnie nabywać napoje wyskokowe w licznych całodobowych monopolowych. Przyzwyczailiśmy się, że wszystkie rodzaje alkoholu są dostępne w każdym sklepie spożywczym, tymczasem nie wszędzie jest tak łatwo.
Przykładowo w Finlandii w sklepach spożywczych można kupić tylko słabe alkohole – ostatnio podniesiono limit z 4,7 do 5,5 proc. Mocniejsze alkohole można kupić jedynie w państwowej sieci sklepów o wszystko mówiącej nazwie „Alko”, których w całym kraju jest tylko około 400. Sklepy „Alko” nie są otwarte w nocy – ostatnio przedłużono godziny ich otwarcia do godz. 22.00 (wcześniej przez lata były otwarte tylko do 20.00). Państwowe monopole na sprzedaż mocnych alkoholi obowiązują we wszystkich krajach nordyckich, poza Danią. Ich liczba jest ograniczona do kilkuset (na Islandii jest ich pół setki), są zamknięte w niedziele, a w soboty są otwarte tylko przez kilka godzin.
Polska jako jeden z niewielu krajów Europy nie wprowadziła ograniczeń spożycia alkoholu dla różnych grup kierowców. Granica 0,2 promila jest dosyć niska (w większości krajów obowiązuje 0,5 promila, ale np. w Czechach, na Węgrzech i Słowacji, czy w Rumunii i Bułgarii okrągłe zero), jednak dotyczy nawet kierowców zawodowych będących w pracy. Inaczej mówiąc, wiozący nas taksówkarz może mieć legalnie 0,19 promila alkoholu we krwi. W większości krajów Europy kierowcy zawodowi oraz kierowcy początkujący mają obniżony limit – ci pierwsi, oczywiście jeśli są w pracy, zwykle do zera.
Twardy narkotyk
Wprowadzenie państwowego monopolu na sprzedaż mocnych alkoholi pewnie nie jest dobrym pomysłem, podobnie jak uniemożliwienie handlu mocnymi trunkami mniejszym sklepom, które i tak już ledwo zipią z powodu konkurencji dyskontów. Ale można na przykład wprowadzić zakaz sprzedaży nocnej (od 22.00 do 6.00) alkoholi powyżej 9 proc. w całym kraju. Nocnym imprezowiczom zostałyby więc piwa, ewentualnie słabsze wina. Rozważyć można zmniejszenie limitu alkoholu we krwi dla kierowców ze stażem poniżej dwóch lat do 0,1 promila, a dla kierowców zawodowych będących w pracy do zera.
Na takie restrykcje mógłby się ktoś oburzyć. Warto jednak pamiętać, że alkohol to twardy narkotyk. Przykładowo tylko alkohol i opiaty (np. heroina) uzależniają fizycznie – pozostałe narkotyki głównie psychicznie. Alkohol może wywoływać agresję i należy do tych narkotyków, po których może „urwać się film”. Skoro jako wspólnota zgodziliśmy się, że legalna sprzedaż amfetaminy czy kokainy nie jest dobrym pomysłem, to nie ma żadnego powodu, żeby akurat na alkohol patrzeć jak na zwyczajny produkt sprzedawany na wolnym rynku.
5,5 proc.
to górny limit dla napojów alkoholowych, jakie można kupić w sklepach spożywczych w Finlandii