Logo Przewdonik Katolicki

Nie jesteśmy islamem

Piotr Zaremba
fot. Magdalena Książek

W sieci toczy się debata na temat piętnastoletniego Kuby, który w Płocku stał z krzyżem naprzeciw parady równości. Jedni obwołali go bohaterem, inni wyżywają się na nim. Co sądzę o bohaterze tej wrzawy?

Nie miał prawa zatrzymywać legalnej demonstracji, więc policja dobrze zrobiła, odsuwając go. Równocześnie jest przedstawicielem środowisk, dla których wojownicza kampania środowisk LGBT to źródło obaw. I ma prawo te obawy wyrażać – tak samo jak ludzie, przeciw którym je zwrócił, mogą demonstrować. Fakt, że jest zaangażowany po stronie prawicy, tych uwag nie znosi. Nie ma tak wielu młodych ludzi, którzy chcą dziś afiszować się związkami z krzyżem.

Ale jeśli miałbym o coś prosić, to nawet nie jego, a raczej owego księdza, który miał mu ten krzyż dać. Warto, aby w pasji występowania przeciw czemuś, nie tracić z oczu natury chrześcijaństwa. Kiedyś mądry hierarcha, indagowany przez konserwatywnych publicystów, że znowu Kościół na coś nie zareagował, odpowiedział najprościej: „My nie jesteśmy islamem”. Piszę tak, bo zobaczyłem inne dzieci, nawet młodsze od owego Kuby, miotające na płockich ulicach wulgarne obelgi pod adresem parady.

I teraz przejdę do wygłoszonej tygodnie temu homilii abp. Marka Jędraszewskiego. Sposobiłem się, wreszcie się odważę. Można mówić o ideologii LGBT – arcybiskup odnosił się wyraźnie do niej, a nie do ludzi, więc stawianie mu zarzutu o jakieś zbiorowe znieważanie gejowskiej społeczności, to nadużycie. Ale jego porównanie tej kampanii do komunizmu niosącego Polsce na bagnetach zniewolenie – bo taki miała sens w 1944 r. „czerwona zaraza” – to z kolei mocna przesada. Wszyscy dziś mówią tak, żeby bolało. Możliwie najmocniej.

Tylko że abp Jędraszewski też ma prawo do własnych obaw. Ja jako świecki publicysta jestem za szukaniem ścieżek kompromisu z ludźmi o odmiennych skłonnościach seksualnych, bo państwo nie jest tylko dla wierzących. Myślę, że nie przekonam do tego Kuby czy ludzi manifestujących w Krakowie solidarność z arcybiskupem. Zarazem uważam, że ten kompromis nie powinien oznaczać spełniania takich żądań jak adopcja dzieci przez jednopłciowe pary, bo to eksperyment obciążony zbyt wielkim ryzykiem. Nie powinno się też dyktować samemu Kościołowi, jakie wymagania ma stawiać wiernym – to powód, dla którego aktywiści LGBT obwołają mnie faszystą.

Papież Franciszek potępił ostatnio homoseksualny lobbing, nota bene z jego słów liberalne media na drugi dzień wybrały tylko te zdania, które były im wygodne. Owszem, papież powtórzył równocześnie: „Kimże ja jestem, żeby osądzać…”, ale odnosił to do ludzkich skłonności, nie do takich akcji jak parady równości, pomyślane w Polsce jako marsz do zwycięstwa. W wystąpieniach takich „krzyżowców” jak abp Jędraszewski brakuje mi gestów braterstwa, ludzkiego pojednania. Tylko czy ja sam bym nie stwardniał, gdybym był na pierwszej linii ideowego starcia? Kiedy czytam w poważnej (?) gazecie, że Jezus spędził noc w domu u mężczyzny, więc pewnie był gejem, mam wrażenie narastającego szaleństwa…

Z punktu widzenia kalkulacji hierarchowie powinni mówić o kwestii LGBT jak najmniej. Ów „triumfalny pochód” jest zbyt agresywny, nie podoba się Polakom. Organizatorzy parad w samobójczym zacietrzewieniu osłabiają partie, które mogłyby im oferować prawne zmiany. Odpowiadanie pohukiwaniami na pohukiwania ułatwia raczej życie lobbystom tych środowisk. Ale znów, hierarchowie mogą odpowiedzieć, że ich zadaniem nie jest kalkulować. Jest mówić: „Tak tak, nie nie”. Proszę więc mówić, tylko nie zapominać o jednym: nie jesteśmy islamem.

Komentarze

Zostaw wiadomość

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki