Logo Przewdonik Katolicki

Trudny znak pokoju

ks. Artur Stopka
Znak pokoju to gest, który rzeczywiście może być ilustracją do rozmowy o szacunku. Fot. Adam Staskiewicz/East News

Znak pokoju to gest dla katolików istotny, który ma łączyć wszystkich. Nie spełnia swojej roli, gdy zostaje użyty w kampanii medialnej, skierowanej na jedną grupę ludzi.

Co mam zrobić, gdy podczas Mszy św. stoi obok mnie człowiek, o którym wiem, że w sposób jaskrawy nie przestrzega nauczania Kościoła? Na przykład ktoś, kto żyje od lat w konkubinacie, bez żadnych przeszkód nie zawierając sakramentalnego związku małżeńskiego. Jak mam postąpić, gdy ksiądz wezwie od ołtarza: „Przekażcie sobie znak pokoju”? Przekazać mojemu sąsiadowi ten znak czy nie? Uścisnąć wyciągniętą do mnie dłoń? Czy to nie będzie oznaczało, że akceptuję zło, które on każdego dnia na nowo popełnia? Że daję na nie przyzwolenie? A jeśli mu nie przekażę znaku pokoju, czy nie poczuje się odrzucony i wykluczony, utwierdzając się przez to jeszcze bardziej w złym postępowaniu?
Instrukcja Kongregacji ds. Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów Redemptionis sacramentum opublikowana w roku 2004 wyjaśnia, że zgodnie z tradycją obrządku rzymskiego zwyczaj ten nie oznacza ani pojednania, ani odpuszczenia grzechów, lecz ma na celu okazanie pokoju, jedności i miłości przed przyjęciem Najświętszej Eucharystii. Natomiast charakter braterskiego pojednania ma akt pokuty na początku Mszy św., zwłaszcza jeśli jest odmawiany według pierwszej formuły. Opisana wymowa znaku wyjaśnia, dlaczego dla wielu katolików jest to ważna chwila w czasie sprawowania Eucharystii.
 
Dialog czy zamazywanie dobra?
Zrozumienie, co oznacza dla katolików znak pokoju, jest istotne przy komentowaniu wywołującej wielkie kontrowersje i emocjonalne reakcje kampanii społecznej zainicjowanej przez środowiska LGBT. Jej organizatorzy odwołują się właśnie do tego znaku i momentu we Mszy św. Dla swej akcji zyskali poparcie niektórych pism i publicystów katolickich. „Organizatorzy zapewniają, że celem kampanii nie jest zgłaszanie postulatów politycznych czy doktrynalnych, ale nawiązanie dialogu. W istocie jednak kampania ma na celu wyraźną promocję postaw homoseksualnych” – napisał szef Katolickiej Agencji Informacyjnej Marcin Przeciszewski. Natomiast Zbigniew Nosowski, redaktor naczelny kwartalnika „Więź”, który objął kampanię pod hasłem „Przekażcie sobie znak pokoju” patronatem medialnym, przekonuje, że chodzi w niej o wzajemny szacunek między osobami, bez warunków wstępnych. „Główne i jedyne przesłanie kampanii – dwie wyciągnięte do siebie ręce – jest wyraźnie sformułowane na płaszczyźnie relacji człowieka do człowieka, nie zaś płaszczyźnie prawnej, politycznej czy teologicznej”.
Pełna napięcia i niepokoju dyskusja wokół kampanii objęła nie tylko dziennikarzy i media społecznościowe. Bardzo szybko pojawił się głos bardzo ważnego duszpasterza. Metropolita krakowski kard. Stanisław Dziwisz uznał za istotne, by „przypomnieć naukę Kościoła katolickiego na temat homoseksualizmu, ponieważ jest ona ukazywana w sposób rozmyty lub wręcz zmanipulowany”. Kard. Dziwisz stwierdził: „Niestety jasno widać, że kampania, która odwołuje się do nauki chrześcijańskiej, ma na celu nie tylko promowanie szacunku dla osób homoseksualnych, ale również uznanie aktów homoseksualnych oraz związków jednopłciowych za moralnie dobre”. Wyraził ubolewanie, że w fałszowanie niezmiennej nauki Kościoła włączyły się również niektóre środowiska katolickie, których wypowiedzi w tej kwestii odeszły od Magisterium. Metropolita krakowski wyraził też obawę, że mamy do czynienia z celowym działaniem, służącym zamazaniu pamięci o wielkim dobru Światowych Dni Młodzieży, które dokonało się w Krakowie i całej Polsce.
 
Nieuporządkowanie i brak dyskryminacji
Kościół katolicki w kwestiach związanych z szóstym przykazaniem Dekalogu, z płciowością człowieka, z etyką seksualną wypowiadał się wielokrotnie. Nie tylko ogólnie, ale również w szczegółowych aspektach, takich na przykład, jak orientacje seksualne. Kwintesencję jego nauczania na temat homoseksualizmu zawierają trzy punkty Katechizmu Kościoła katolickiego (2357–2359). Warto zwrócić uwagę, że kilka lat po ogłoszeniu Katechizmu jeden z tych punktów został w sposób istotny zmieniony. W punkcie 2358 liczbę osób o skłonnościach homoseksualnych określono nie jako „znaczną”, lecz tylko jako „pewną”. Usunięto również zdanie, które mówiło, że osoby takie nie wybierają swej kondycji homoseksualnej. Powtórzono natomiast za punktem poprzednim zwrot, że ich skłonność jest moralnie obiektywnie nieuporządkowana.
Przedstawiając bardzo stanowczą i zdecydowaną ocenę skłonności homoseksualnych Katechizm równocześnie bardzo mocno mówi, w jaki sposób katolicy powinni traktować ludzi, którzy je przejawiają. „Powinno się traktować te osoby z szacunkiem, współczuciem i delikatnością. Powinno się unikać wobec nich jakichkolwiek oznak niesłusznej dyskryminacji”. Katechizm jasno mówi również o relacji takich ludzi do Boga: „Osoby te są wezwane do wypełniania woli Bożej w swoim życiu i – jeśli są chrześcijanami – do złączenia z ofiarą krzyża Pana trudności, jakie mogą napotykać z powodu swojej kondycji”. Kościół nie pozostawia ich samym sobie. Świadczy o tym m.in. wydany w 1986 r. przez Kongregację Nauki Wiary „List do Biskupów Kościoła katolickiego o duszpasterstwie osób homoseksualnych”. Podkreślając mocno niezmienność nauczania Kościoła, dokument ten przypomina równocześnie, że „osoba ludzka, stworzona na obraz i podobieństwo Boże, nie może być określona w sposób adekwatny przez redukcyjne odniesienie tylko do wymiaru płciowego”.
 
Człowiek w wielu wymiarach
To bardzo istotna wskazówka na temat miejsca ludzi o skłonnościach homoseksualnych w Kościele i sposobu ich traktowania. Jej adresatami są wszyscy. Orientacja seksualna nie może być jedynym elementem definiującym człowieka w relacjach z innymi. Nikt nie powinien być postrzegany jedynie czy głównie przez nią. Nikt również nie powinien sam siebie sprowadzać tylko do tego wymiaru, czyniąc z niego główny sprawdzian odniesienia innych do siebie.
Przy okazji kampanii społecznej przywoływane są dwie wypowiedzi papieża Franciszka. Jedna to słynne pytanie sprzed trzech lat, wypowiedziane w drodze powrotnej z Brazylii: „Jeśli ktoś jest homoseksualistą i z dobrą wolą poszukuje Boga, kimże jestem, by go oceniać?”. Druga sprzed kilku miesięcy, również pochodząca z konferencji prasowej na pokładzie samolotu, tym razem lecącego z Armenii. „Powtórzę to samo, co powiedziałem podczas pierwszej podróży, i powtarzam to, co mówi Katechizm Kościoła katolickiego, ludzie ci nie powinni być dyskryminowani. Powinni być szanowani i wspierani duszpastersko”. Odnosząc się do słów kard. Reinharda Marxa, że Kościół powinien przeprosić homoseksualistów, papież dodał, znacznie poszerzając kontekst: „Powinien nie tylko prosić o przebaczenie osoby określające siebie jako geje, które obraził, ale musi przeprosić ubogich, kobiety i dzieci wyzyskiwane w pracy; musi przeprosić za to, że pobłogosławił tak wiele broni… Kościół musi przeprosić za niewłaściwe zachowanie tak wiele razy…”. Franciszek nie zmienia nauczania Kościoła. Nie akceptuje homoseksualizmu, nie przedstawia go jako coś dobrego. Mówi natomiast o człowieku, który w każdej sytuacji wymaga nie tylko szacunku, ale również towarzyszenia, gdy zmaga się z problemami.
 
Niejednoznaczny przekaz
Promujący kampanię billboard pokazuje dłonie w uścisku. Jedna ma na nadgarstku różaniec, druga opaskę kojarzoną ze środowiskami LGBT. To dość niejednoznaczny przekaz, który można odebrać jako przeciwstawienie. Na stronie akcji można znaleźć materiały nie tylko apelujące o zaprzestanie dyskryminacji, ale również sugerujące możliwość zmiany nauczania Kościoła. To wykracza poza deklarowane cele kampanii, może budzić nieufność, co do intencji inicjatorów, a także wspierających przedsięwzięcie. Być może dlatego można spotkać opinie specjalistów, że kampania nie przyniesie większych rezultatów. Nerwowe i podejrzliwe reakcje przedstawicieli Kościoła z pewnością nie ułatwiają sytuacji. Mogą być one traktowane jako wyraz zamknięcia i odrzucenia ludzi, którzy zmagają się z poważnymi problemami i oczekują pomocy.
Przekazując podczas Mszy św. znak pokoju nikt nie mówi: „Jestem pijakiem, który bije żonę” albo: „Systematycznie okradam pracodawcę”. Nikt nie deklaruje również swoich preferencji seksualnych. Dlatego odwołanie się do tego istotnego i znaczącego momentu Eucharystii w akcji wzywającej do niedyskryminowania ludzi ze względu na ich płciowość wydaje się nie tylko nietrafione, ale może być odbierane jako nadużycie. I przynieść odwrotne skutki do przedstawionych w deklaracjach organizatorów.
 

Komentarze

Zostaw wiadomość

  • awatar
    jarock
    22.09.2016 r., godz. 21:47

    Moim zdaniem bardzo trafny komentarz. Dziękuję autorowi oraz "PK" za możliwość bieżącej wypowiedzi. Na " szczęście" wydawnictwa i czasopisma , które objęły patronatem tą "akcję " są niszowe.

Komentarze - Facebook

Ta strona używa cookies. Korzystając ze strony, wyrażasz zgodę na używanie cookies, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki