Dziennikarka nagrywająca spowiedź. Ksiądz, który przyjął chrzest w niekatolickiej wspólnocie. To tylko dwa przykłady z ostatnich tygodni. Oprócz nich jest pewnie wiele innych, o których nie wiemy. Ekskomunika w dziejach Kościoła jest od zawsze tematem trudnym, ale nie jest tematem nadzwyczajnym.
Cherem przy czarnych świecach
Wykluczenie ze wspólnoty nie jest pomysłem chrześcijan. Karę taką, nie tylko na poziomie religijnym, ale i społecznym, znali w starożytności Babilończycy, Egipcjanie, Grecy czy Hindusi. Żydzi nie byli tu wyjątkiem. Już w czasach biblijnych pojawiło się w judaizmie pojęcie cheremu, którym określano rzeczy i ludzi odrzuconych przez Boga lub rzeczy przeznaczone na zniszczenie, więc takie, z którymi inni nie powinni już mieć kontaktu. Później w Talmudzie sprecyzowano, za jakie przestępstwa nakładany był cherem – m.in. za znieważenie rabina, posiadanie groźnego psa i niezachowywanie związanych z tym środków bezpieczeństwa, traktowanie kogoś jak niewolnika, masturbację, pracę w wigilię Paschy czy odwołanie się od sądu rabinackiego do władz państwowych.
Cherem ogłaszano w synagodze, przy dźwiękach szofaru i świetle z czarnych świec odczytywano treści klątwy z Księgi Kapłańskiej i Księgi Powtórzonego Prawa. Potem świece gaszono (znak, że nad wyklętym bezpowrotnie zgasło światło niebios), a sędziowie życzyli ukaranemu, żeby chorował, stracił majątek, żeby jego żona wyszła za kogoś innego, a on był przeklinany przez wszystkich. Po takim obrzędzie ukarany nie mógł słuchać Tory, nosić skórzanych butów ani myć ciała. Innym nie wolno było siadać obok niego bliżej niż na odległość czterech łokci ani nawet jeść z nim posiłków. Jeśli wina była ciężka, sędziowie mogli do kar dołączyć na przykład nieobrzezanie jego synów czy wyrzucenie ich ze szkoły. Kiedy umarł (i miał szczęście być pochowanym), na jego grobie kładziono kamień, symbol ukamienowania.
Niech ci będzie jak poganin
Jeśli szukać korzeni współczesnej ekskomuniki w słowach Jezusa, trzeba pomyśleć o fragmencie z Ewangelii św. Mateusza, w której Jezus mówi o upominaniu grzeszącego brata i poleca najpierw upomnieć go w cztery oczy, potem zrobić to przy świadkach, a jeśli i wtedy nie zareaguje, zgłosić sprawę wspólnocie. „A jeśli nawet Kościoła nie posłucha, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik”.
Potem św. Paweł pisząc do Koryntian, napominał ich, żeby usunęli ze swojej wspólnoty człowieka winnego kazirodztwa. „Przeto wy, zebrawszy się razem w imię Pana naszego Jezusa, w łączności z duchem moim i z mocą Pana naszego Jezusa, wydajcie takiego szatanowi na zatracenie ciała, lecz ku ratunkowi jego ducha w dzień Pana Jezusa” – pisał do nich. Również w liście do Tymoteusza wspomina Hymenajosa i Aleksandra, których „przekazał szatanowi, ażeby oduczyli się bluźnić”, bo na własną rękę próbowali zmieniać treść orędzia o Jezusie. Co ważne, ani w pierwszym, ani w drugim przypadku kara nie była ostateczna. Miała na celu nawrócenie ukaranych i przywrócenie ich wspólnocie, a nie pozbycie się ich z owej wspólnoty raz na zawsze.
Za rabunek i zdradę
W wiekach średnich owo wykluczanie ze wspólnoty w celu nawrócenia stopniowo się komplikowało. Łatwo się domyślić, że było bardziej malownicze (odbywało się przy biciu dzwonów, z zamykaniem Ewangelii i zdmuchiwaniem świec). Ale co ważniejsze, sięgało również poza obrzędy stricte religijne, choć nie przez cały czas i nie wszędzie. Ekskomunika uznawana była za karę najcięższą z możliwych, bo zrywała więź człowieka z Kościołem, a co za tym idzie, sprawiała, że nie mógł on korzystać z jego dóbr, płynących przede wszystkim z Eucharystii. Obłożony ekskomuniką nie mógł we Mszy św. uczestniczyć ani składać ofiar na Kościół, nie mógł nawet stojąc przed kościołem, słuchać słowa Bożego, głoszonego wewnątrz. Jeśli wszedł do kościoła przed liturgią, wszyscy świeccy i kapłan musieli kościół natychmiast opuścić. Jeśli wszedł z trakcie Mszy, wyjść musieli tylko świeccy – ksiądz z ministrantami zostawał, żeby dokończyć sprawowanie Mszy, ale nie wolno mu było spojrzeć na ekskomunikowanego. Nie wolno się było za ekskomunikowanych modlić, nawet jeśli umarli i nie okazali wcześniej skruchy. Nie wolno ich było pogrzebać w poświęconej ziemi, a jeśli stało się to przez pomyłkę, trzeba było ciało ekshumować i przenieść, a opuszczony grób uważano za zbezczeszczony i nikogo w nim później już nie chowano.
W 1184 r. papież Lucjusz III porozumiał się z cesarzem Fryderykiem I przeciw włoskim heretykom, a dzięki ich porozumieniu ekskomunika przekroczyła granice Kościoła i zaczęła wkraczać również w świat przestępstw zupełnie świeckich (przy okazji łącząc się zwykle również z karą banicji, utraty majątku i zniszczenia domu). Kara taka groziła już nie tylko za herezję i jej sprzyjanie, ale też za podpalenia, za napady rabunkowe przy drogach, za fałszowanie monet, a nawet za zdradę małżeńską. Trochę później karę poszerzono o konsekwencje świeckie: ekskomunikowany nie był dopuszczany do pełnienia urzędów publicznych, nie mógł być świadkiem w sądzie, nie wolno mu było sporządzać testamentu ani przyjmować spadku. Nikomu, kto sam nie chciał być ukarany, nie wolno było utrzymywać z nim kontaktu. A jeśli mimo wszystko w swoim uporze nie nawrócił się i trwał w ekskomunice ponad rok, mógł się spodziewać kar cielesnych i utraty wszystkiego, co miał.
Ciężar nie ciąży?
Pierwsza ekskomunika w historii Polski jest dość tajemnicza i powraca nieco jak legenda. Mowa o klątwie Radzyma Gaudentego, czyli ekskomunice, jaką pierwszy biskup gnieźnieński, brat św. Wojciecha, miał rzucić na Bolesława Chrobrego i cały kraj. O co poszło? Trudno tu dociekać, możliwe że po prostu o kobiety (dokładniej rzecz biorąc – dwie, z którymi król chciał żyć, a biskupowi się to nie podobało). Rzecz działa się po zjeździe gnieźnieńskim, a przed rokiem 1025, wspomina ją Gall Anonim. Katedra zniszczona po pożarze, który biskup interpretował jako znak gniewu Bożego. Biskup z kapłanami powtarzali słowa anatemy, zdeptali świece (tak przynajmniej wygląda obrzęd, opisany w ówczesnych pontyfikałach), a potem Radzym ogłosił tak, by wszyscy zrozumieli: oto kara spada na wszystkich na całej tej ziemi, od niewolnika po króla. Dzwony nie będą dzwonić. Kościoły stać będą zamknięte, nikomu nie będzie wolno wejść na cmentarze. Nie wolno odprawiać Mszy, chrzcić, grzebać umarłych, a ludzi dręczyć będą choroby, susze i gradobicia. Pewności co do przyczyny tamtej ekskomuniki nie mamy – o tym, że została rzucona, wiemy z jednego tylko świadectwa. Ciekawe za to, że nikt nigdy nie wspomniał o jej cofnięciu…
Kolejna tajemnicza i równie niepewna ekskomunika to ta, którą rzucić miał na króla Bolesława Śmiałego biskup Stanisław ze Szczepanowa. Na nią nie ma już żadnych dowodów poza zapisanym sto lat po rzekomym fakcie zdaniu Wincentego Kadłubka o tym, że „biskup wyciąga przeciw królowi miecz klątwy”.
Wtedy jeszcze ekskomunika była sprawą niezwykle poważną. Z czasem jednak, używana coraz częściej i w coraz mniej szlachetnych okolicznościach, powoli traciła na znaczeniu. W XV w. biskup krakowski zezwolił władzom uniwersytetu ekskomunikować żaków za studenckie burdy. Ekskomuniką mobilizowano nierzetelnych dłużników do spłaty należności. W końcu nawet ekskomunikowani kapłani niespecjalnie się karą przejmowali i spokojnie odprawiali Msze św.
W późniejszych wiekach sytuacja się nie poprawiała i rangi karze nie dodawał fakt, że rzucano ją masowo na wszystkich protestantów, masonów, czytelników Wielkiej Encyklopedii Francuskiej i wszystkich członków partii komunistycznych na całym świecie (ilu z nich w Polsce, mając w szufladach legitymacje, grzecznie co niedzielę chodziło do kościoła?).
Za czytanie i knucie
Dwudziestowieczne ekskomuniki związane były z obowiązującym od 1917 r. Kodeksem prawa kanonicznego. Kodeks ten wymienia długą listę przewinień, za które nakładana jest ekskomunika. Wiele z nich podlega dziś karom mniej surowym, część w ogóle nie jest już wymieniana. Wtedy jednak ekskomunikowanym można było za nauczanie młodzieży według zasad niezgodnych z moralnością chrześcijańską, za czytanie książek heretyków, za knucie przeciwko władzy kościelnej, za pozywanie przed sąd kardynała, wyższego urzędnika kurii lub własnego biskupa, za pojedynek, wydanie bez pozwolenia Pisma Świętego, za wykradanie dokumentów z kurii lub za zawarcie małżeństwa z umową, że dzieci będą wychowane poza Kościołem katolickim.
W Kodeksie prawa kanonicznego z 1983 r., ogłoszonym przez papieża Jana Pawła II, kwestia ekskomuniki została poważnie okrojona, dzięki czemu kara ta – którą nie szafuje się na lewo i prawo – odzyskała swoją wysoką rangę.
Nie pośpiewasz
Wróćmy więc do sedna. Jaki jest cel ekskomuniki? Taki, żeby kara nie była odwetem ani wykluczeniem, ale pomocą człowiekowi w jego drodze do zbawienia. Jeśli ktoś, mając dostęp do pełni Bożej łaski, jednocześnie żyje absolutnie wbrew tej łasce – przyjmuje ją w sposób świętokradczy. Lepiej więc dla człowieka jest, żeby przez jakiś czas nie przyjmował jej w ogóle i nie dokładał sobie dodatkowej winy, ale nawrócił się i powrócił do życia, w którym wiara i czyny znów będą spójne.
Ekskomunika nie jest więc wyrzuceniem człowieka z Kościoła, ale odebraniem mu pewnych praw, przede wszystkim prawa do sakramentów i czynnych funkcji w Kościele – na sposób leczniczy i upominający. Ekskomunikowany nie tylko nie może przyjmować Komunii św., być chrzestnym czy świadkiem bierzmowania (tu nie różni się jeszcze od osoby żyjącej w grzechu, bez sakramentu spowiedzi) – ale nie może nawet czytać, śpiewać ani grać podczas liturgii czy prowadzić katechezy (i to już jest różnica zasadnicza).
Kto i za co
Kto nakłada ekskomunikę? To zależy. Jest to kwestia popełnionej winy. Są takie przestępstwa, za popełnienie których ekskomunika nakładana jest automatycznie (łac. latae sententiae), nawet jeśli nikt o tym nie wie. Człowiek swoim czynem, drastycznie przeciwnym chrześcijańskiej wierze i moralności, sam ustawia się poza wspólnotą, bo nie żyje i nie wierzy jak owa wspólnota. Kara nakłada się sama i natychmiast, a biskup może tylko stwierdzić i potwierdzić, że taki czyn został popełniony, więc ekskomunika obowiązuje. Inne przestępstwa objęte są ekskomuniką nałożoną (ferendae sententiae) – tę wymierza władza kościelna po przeprowadzeniu stosownego postępowania i obowiązuje ona dopiero od momentu ogłoszenia.
Za co grozi ekskomunika? Automatyczna, z której uwolnić może tylko Stolica Apostolska, nakładana jest za znieważenie postaci eucharystycznych (np. w przypadku włamania do kościoła i do tabernakulum, ale też w przypadku jej przyjęcia i wyniesienia z kościoła w celu profanacji). W karę tę popada też ten, kto zabije albo użyje siły fizycznej wobec papieża. Popada w nią ksiądz, który usiłuje rozgrzeszyć człowieka, z którym współżył. Popada biskup, który udziela sakry biskupiej bez zgody papieża i ten, kto tę sakrę przyjmuje (co ciekawe, takie święcenia są ważne, ale nielegalne) oraz biskup próbujący wyświęcić kobietę i kobieta próbująca takie święcenia przyjąć (te będą już nieważne). Ekskomunika grozi personelowi pomocniczemu przy konklawe, jeśli ktoś miałby złamać jego tajemnicę, oraz kardynałom, którzy na konklawe próbowaliby posługiwać się przekupstwem, zmową albo ulegali wpływom z zewnątrz. Automatyczna ekskomunika nakładana jest również na kapłana, który bezpośrednio narusza tajemnicę spowiedzi i tego, kto spowiedź (prawdziwą lub symulowaną) nagrywa lub upowszechnia ją w mediach. Za pośrednie naruszenie tajemnicy spowiedzi (opowiadanie o niej tak, że inni mogą się domyślić, o kogo chodzi), za zdradę tajemnicy spowiedzi przez jej tłumacza i inne osoby, które poznały treść (np. przypadkiem, stojąc blisko konfesjonału) można zostać ukaranym stosownie do ciężkości przestępstwa, nie wyłączając ekskomuniki, ale nie jest ona nakładana automatycznie, lecz po przeprowadzeniu dochodzenia, ferendae sententiae.
Ostrożnie
Automatyczna ekskomunika – ale z której zwolnić może biskup miejsca lub upoważniona przez niego osoba – nakładana jest za przeprowadzenie lub poddanie się aborcji, apostazję, herezję i schizmę.
Jednak żeby kara taka została nałożona, osoba popełniająca przestępstwo musi być ochrzczona, mieć skończone 16 lat, nie może być zahamowana w rozwoju umysłowym ani chora psychicznie, zahipnotyzowana itp. – i musi wiedzieć, że obowiązuje zakaz i jaka z nim wiąże się kara. Najprościej rzecz biorąc, jeśli ktoś wie, że nagrywanie spowiedzi jest grzechem, ale nie wie, że to przestępstwo w prawie kanonicznym, obwarowane ekskomuniką – nie zaciąga na siebie ekskomuniki. Jeśli kobieta wie, że aborcja jest grzechem, a nie wie, że grozi za nią ekskomunika – ekskomunikowana nie jest.
Warto również dobrze poznać definicje herezji i schizmy, bo wcale nie w te błędy tak prosto popaść, jak się czasem w naszej gorącej, kościelnej dyskusji wydaje.
Jak wrócić?
A co zrobić, jeśli ktoś zaciągnął na siebie ekskomunikę, na dodatek taką, z której zwolnić może tylko Stolica Apostolska? Czy czekają na niego straszne ryty z przeszłości, społeczny ostracyzm i ksiądz, który ucieknie przed nim z kościoła? Nic z tych rzeczy. Wystarczy iść do spowiedzi i wszystko wyznać. Spowiednik wysłucha i umówi się na kolejną spowiedź, a w tym czasie napisze list do tzw. Penitencjarii Apostolskiej, w którym (bez wymieniania nazwisk!) opisze, co się wydarzyło. W Penitencjarii sprawa rozpatrywana jest zwykle tego samego dnia, którego do niej dociera. I niemal natychmiast wysyłana jest odpowiedź z łaską zwolnienia z kary ekskomuniki. Jeśli jednak penitentowi trudno jest pozostawać w grzechu ciężkim przez czas oczekiwania na odpowiedź z Watykanu, kapłan może go rozgrzeszyć, nakładając jednocześnie obowiązek ponownego spotkania w wyznaczonym terminie i odebrania odpowiedzi i formalnego zwolnienia z kary – pod groźbą ponownego popadnięcia w ekskomunikę. Penitent powinien oczywiście również odbyć pokutę, naprawić zgorszenia i wyrównać szkody. Wtedy – nie ukarany, ale nawrócony – wraca do wspólnoty Kościoła.